Rozdział 9

495 29 5
                                    

Ivaley
- O, kurwa.- Tak, to pierwsze słowa, które wypowiadam tego dnia.
Nie jestem z siebie zbyt dumna. Zmuszam się do tego, aby otworzyć, oczy ale światło dzienne, mnie po nich razi, więc staram się na oślep, wyjść z łóżka. To będzie naprawdę ciężki dzień. Wolę nie wiedzieć, jak wyglądam, ale ponieważ w mojej łazience wisi wielkie lustro, jest to raczej nieuniknione. Kiedy już udaje mi się doczłapać do miejsca docelowego, opieram się rękami o umywalkę i spoglądam w lustro.
- O mój boże.- Mówię sama do siebie.
Mam bardzo ciemne i bardzo widoczne sińce pod oczami, na głowie mam coś, co przypomina gniazdo, a przy tym wszystkim czuję się, jakby ktoś wiercił mi młotem pneumatycznym po skroniach. Obmywam twarz i już-już mam się udać pod prysznic, kiedy mój wzrok pada na stertę czarnych szmat na podłodze. Podnoszę je ostrożnie, przy okazji odkrywając, że jest to moja sukienka wieczorowa, nad której produkcją spędziłam wczoraj ponad dwie godziny. "Super."- Myślę, bo jest cała w strzępach. Co tam się działo wczoraj do cholery? Film urwał mi się jakoś przy 7 drinku, a potem pamiętam tylko jakieś pojedyncze flashbacki, mnie i Damona tańczących, to jak narzygałam za bar, a potem przykryłam to koszem na śmieci, ale nic, co wyjaśniło by, tak opłakany stan sukienki. Wrzucam postrzępione ubranie do kosza, a sama wchodzę pod prysznic. Zimny strumień ochładza mnie i wybudza. Opieram się dłońmi o drzwi kabiny i rytmiczne walę się o nie głową z nikomu niewiadomego powodu. Przestaje, kiedy na zewnątrz, zaczyna wibrować mi komórka. Próbuję dojrzeć ekran zza szkła, ale nie udaje mi się to. Wyłączam, więc wodę, owijam się ręcznikiem i wychodzę. Próbuję odblokować telefon, ale jedyne, co udaje mi się osiągnąć z mokrymi rękami to własną frustrację. Ubieram czarne jeansy i czarną oversizową bluzę, po czym czeszę włosy i nakładam na siebie, tyle podkładu, ile zdołam, aby choć trochę ukryć przed ludźmi fakt, że wczoraj, aż tyle wypiłam. Wycieram ręce i odblokowuję telefon. To email z Jefferson's High School. O boże. W ogóle zapomniałam o szkole. Wychodzę z łazienki i szybko pakuję torbę. W biegu zjadam banana, po czym z szybkością huraganu, wybiegam z domu, zamykam drzwi i wsiadam do auta. Włożenie kluczyków do stacyjki zajmuje mi kilka dobrych sekund, bo tak strasznie się śpieszę, że parę razy nie trafiam w otwór. Kilka minut po ósmej zajeżdżam na szkolny parking. Patrzę na zegarek. Mam jeszcze trzy minuty. Łapię swoją torebkę, zamykam auto i wbiegam do budynku. Zdążam tylko ustawić się obok wejścia do klasy i niepostrzeżenie się do niej wślizgnąć. Na moje szczęście, nauczyciela jeszcze nie ma, więc siadam na wolnym miejscu. Po chwili, wchodzi wysoki, czarnoskóry facet w średnim wieku. Nie widziałam go tu wcześniej. Wita się z uczniami, a następnie odczytuje listę obecności. Na moim nazwisku zatrzymuje się na chwilę, podnosi wzrok i wygłasza krótką uwagę:
- Widzę, że panna Devonshire zaszczyciła nas w końcu swoją obecnością.
Nie pochylam się skruszona, ponieważ byłam przygotowana na takie uwagi. Mówię tylko, nieco zbyt ostre: "Przepraszam," patrząc mu się prosto w oczy, a on odrywa się ode mnie i kontynuuje czytanie nazwisk. Po jakiś pięciu minutach od rozpoczęcia lekcji, drzwi otwierają się z hukiem, po czym staje w nich ktoś kogo nie znam, podczas, gdy ja powtarzam w myślach: "Serio? Znowu?" Dziewczyna jest ostrzyżona "na pazia," co uważam za naprawdę imponujące, jako, że włosy u czarnoskórych są zazwyczaj zbyt sztywne, do tej fryzury.
- A pani to..?- Pyta nauczyciel, na co dziewczyna odpowiada:
- Sam Greenfield. Jestem nową uczennicą.
- Aha.- Mówi mężczyzna, nieco zbity z tropu.- No, więc, tak jak mówiłem.... eeee... dzisiaj będziemy się.. ee.. zajmować...
Sam zajmuje jedyne wolne miejsce obok mnie, a ja wlepiam w nią wzrok. Dziewczyna wydaje się tym nie przejmować i dalej słucha nauczyciela. W końcu odwracam się i chowam za kurtyną swoich włosów. Czuję na sobie- tym razem jej- wzrok, ale za wszelką cenę staram się tego nie okazywać.
Lekcja się kończy, a ja zabieram torbę i wychodzę do toalety. Staję przed lustrem i przeczesuję włosy oraz nakładam tusz na rzęsy, czego nie zdążyłam zrobić rano. Przed oczami nadal mam mroczki, a głowa pulsuje mi straszliwym bólem, ale stwierdzam, że skoro nie było mnie w szkole od tygodnia, to zwolnienie z powodu kaca, w pierwszym dniu po powrocie, nie byłoby za mądrą decyzją. Już mam wychodzić z łazienki, gdy drogę blokuje mi Sam Greenfield, we własnej osobie. Staram się wyminąć ją, jednocześnie nie patrząc jej w oczy, ale nie udaje mi się to, bo dziewczyna ostentacyjnie ociera wierzch swojej dłoni o moją i podnoszę wzrok. Błyskają żółtawe oczy spod gęstych rzęs, a ja wychodzę i staję jak wryta dopiero koło swojej szafki. "Dobra..To było dziwne."- Myślę, bo od tej dziewczyny zdecydowanie biją jakieś dziwne wibracje. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale czuję je. Dzwonek dzwoni, a ja czuję dziwny ucisk w brzuchu. Nie wiem, dlaczego, ale czuję się zestresowana. Przez całą lekcję chemii organicznej, mój organizm zachowuje się bardzo dziwnie. Po pierwsze: Nie mogę oprzeć się spoglądaniu zza moich opadających włosów na Sam, ponadto czasem czuję na sobie również jej ukradkowe spojrzenia, co powoduje u mnie niejasne poczucie ekscytacji. Ucisk w brzuchu nie ustaje, ręce mi drżą i czuję się, tak jakbym wypiła butelkę czegoś mocno gazowanego i jestem prawie pewna, że nie ma to nic wspólnego z kacem. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Po raz kolejny dzwoni dzwonek, a ja po raz kolejny chwytam swoją torbę i wybiegam z sali, z zamiarem natychmiastowego wrócenia do domu. Coś jest wyraźnie nie, tak. Może szkoła to dla mnie po prostu za dużo. "Interakcje z innymi ludźmi..Yhh.."- Wzdrygam się na samą myśl o tym. Walić edukację, zostanę kuźwa łowcą wampirów. Albo profesjonalnym graczem na banjo. Biegnę do frontowych drzwi najszybciej, jak potrafię, już mam chwycić za klamkę, kiedy ktoś łapie mnie za kaptur bluzy, wciąga do jakiegoś schowka na miotły, a ja się duszę, bo sznurki bluzy zaciskają się na moim gardle. Kiedy czuję, że chwyt się rozluźnił, mam właśnie zamiar zacząć krzyczeć: "Co do chuja?!" albo coś równie inteligentnego, ale Sam przyciska mi palce do ust. W miejscu gdzie nasza skóra się styka czuję dziwne mrowienie. Zanim zdążę jakkolwiek zareagować Sam mówi:
- Nie krzycz proszę.- Zdejmuje palce z moich warg, a ja mam ochotę zaprotestować.- Dajmy się ponieść. Wiem, że też to poczułaś.
Sam nachyla się z zamiarem pocałunku, ale mój mózg, jakby chwilowo trzeźwieje:
- Ekm...Nie chcę się urazić, ale..jestem hetero.
- Ach, tak?- Mówi ona z flirciarskim uśmieszkiem, który łudząco przypomina mi Damona.- Nigdy się nie dowiesz, jeśli nie spróbujesz.
Potem sama nie wiem, w zasadzie, co się dzieje. Sam całuje mnie delikatnie, a ja staram się to odwzajemnić. Muszę przyznać, że jest naprawdę niesamowicie. Czuję się, jakbyśmy unosiły się w powietrzu, jakby cały świat nie istniał. Moje wargi pulsują, jakąś dziwną energią, która boli, ale w przyjemny sposób. Przez cały mój organizm przechodzi coś w stylu porażeń energetycznych i muszę przyznać, że nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. W końcu odrywam swoje dotychczas nieruchome ręce i kładę je na biodrach Sam. Ona przyciąga mnie do siebie, po czym czuję się, jakbym spadała w ogromną przepaść. Magiczna chwila kończy się, a ja nie mogę uwierzyć, że to wszystko trwało zaledwie, jakieś osiem sekund.
- Hetero, tak?- Podsumowuje Sam, po czym wychodzi, a ja zostaje w schowku i stoję tam przynajmniej do końca lekcji historii.

Kiedy w końcu docieram do mieszkania jestem zdezorientowana, wściekła na samą siebie i zmęczona. Wkładam klucz do drzwi, przekręcam go i wchodzę. Od razu rzucam torbę na podłogę bez najmniejszego zamiaru odrobienia lekcji, a sama uwalam się na kanapie i włączam laptopa. Kiedy po kilku godzinach oglądania "Gossip Girl," scrollowania Facebooka i przeglądaniu Instagrama przychodzi SMS od Damona, wcale nie mam ochoty go otwierać. Przełamuję się jednak i czytam: "Musimy pogadać. Przyjedź. Teraz." Prycham pod nosem, bo nie mam na to żadnej chęci. Odpisuję mu tylko:
"O czym niby mamy gadać?" Czekam chwilę, a odpowiedź przychodzi natychmiast. "O nas. W sensie.. o tym wczorajszym." Jakim wczorajszym? Co tam się działo? Może Damon ma odpowiedź, jeśli chodzi o stan mojej wieczorowej sukienki. Moje lenistwo, przełamuje głód wiedzy, więc wyłączam laptopa, w komórce podgłaśniam powiadomienia, zamykam dom i wyjeżdżam do posesji Salvatore'ów. Nie zajmuje mi to dużo czasu, jako, że Mystic Falls jest stosunkowo małą miejscowością. Parkuje na ich prywatnym podjeździe i otwieram z hukiem drzwi.
- Damon?- Krzyczę.- Damon!
Czarnowłosy zbiega na dół i wpatruję się we mnie, jakby z zaskoczeniem.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz.- Mówi cicho, w ogóle nie w jego stylu.
- Co się wczoraj stało? Nic nie pamiętam.- Mówię, na, co on osuwa się na pobliskie krzesło.
- No to chuj. Boże, to będzie ci teraz, tak ciężko i niezręcznie wytłumaczyć.
Ja nadal stoję i piorunuję go wzrokiem z nadzieją, że to wydusi z niego coś więcej.
- No, więc..całowaliśmy się wczoraj.- Mówi, tonem jakby obawiał się mojej reakcji.
Tym razem to ja osuwam się na krzesło.
- Ale to nie wszystko.- Mówi, a ja powtarzam w duchu, że może być tylko lepiej.- Doszłoby do czegoś więcej, gdyby nie Elena, która nam przerwała.
- Boże..- Wychodzi mimowolnie z moich ust.
Tymczasem Damon wstaje i patrząc mi się prosto w oczy wyznaje:
- Zdaję sobie sprawę, że byliśmy po prostu pod wpływem alkoholu i nic pomiędzy nami nie było, nie ma i nie będzie.- Kiwam bezgłośnie głową ciągle w szoku, ale i ucieszona, że rozumie.- Z tym, że ja nadal czuję się źle z tym, co zrobiłem. Wiesz.. spotkałem się wczoraj z jedną dziewczyną.- Podnoszę wzrok, wiedząc, co zaraz nastąpi.- No i, tak jakby przyjechała do mnie dzisiaj. Nie wiem, jak zdobyła mój adres. Był moment..no i nas poniosło. Przepraszam, czuję się teraz, jakbym cię wykorzystał.
- N-nie szkodzi.- Patrzę mu w oczy starając się przekazać, że naprawdę nie chcę już więcej słyszeć o jego miłosnych podbojach.
Wstaję z krzesła z zamiarem wyjścia, ale on przytrzymuje mnie, czujnie, za nadgarstek, nie za dłoń.
- Jeżeli chcesz możesz zrobić dokładniejszy research. Nazywa się Sam Greenfield.

Pamiętniki Wampirów: Zawsze będę walczyćWhere stories live. Discover now