Rozdział 4

763 40 3
                                    

Damon
-Kurwa mać.- Szepczę do siebie, próbując jednocześnie zawiązać krawat.
Zaraz ósma, a ja w ogóle nie jestem gotowy. Ivaley Devonshire, nie raczyła mi również powiedzieć, jaki jest adres jej mieszkania, będę więc musiał chyba dowiedzieć się tego sam. Elena uparła się, że powinienem ubrać się elegancko, co niezbyt mi się spodobało, ale postanowiłem się dostosować. Podczas kiedy, ja walczę z krawatem, dzwoni telefon. Z cichym westchnieniem podbiegam do słuchawki. Nieznany numer. Waham się przez chwilę po czym wciskam zielony przycisk.
-Halo?
-Boże, Damon. Tu ja, Ivaley.- Odpowiada ona nienaturalnie łagodnym, dla siebie głosem.
-Cudownie.Powiesz mi gdzie mieszkasz?- Śmieję się.
-Ekhm.Tak, oczywiście. Golden Avenue 38.- Zmienia ton głosu na swój standardowy, twardy. Podejrzewam, że to dlatego, iż nie chce pokazać, że ucieszyła się, kiedy mnie usłyszała. Mimowolnie się uśmiecham.
-Jasne, kotku, już jadę.- Rzucam pół żartem na, co odpowiada mi tylko pogardliwe prychnięcie i zakończenie połączenia.
Narzucam na siebie marynarkę i wychodzę z pokoju. Rozglądam się po mieszkaniu, ale wszędzie jest nienaturalnie czysto. Zamykam drzwi od mieszkania i odpalam samochód. Kiedy wklepuję w GPS adres Ivaley nachodzą mnie rozmaite myśli. Niestety, ale zaczynam dostrzegać w tej dziewczynie śladowe ilości Katherine. Dzieli je to, że Ivaley nie jest, chyba jeszcze, aż tak bezwzględna, chociaż sądząc po tym, że wczoraj znalazłem prawie martwego Stefana na trawniku, przed naszą posesją, to nie wiem, czy mam rację. W jej dzikich oczach można zobaczyć, że jest zdolna do miłości, czego o Katherine niestety nie można powiedzieć. Wyrywam się z zamyślenia i odpalam silnik w samochodzie. Uhhh, ta dziewczyna wpędzi mnie do grobu. Mijam rozmaite uliczki aż w końcu przed moimi oczyma, ukazuje się tabliczka z napisem: "Golden Avenue". 30, 31,32... W końcu trafiam na numer 38. Mimowolnie przechodzi mnie dreszcz. "Czego się boisz kretynie."- Myślę i zdecydowanym ruchem otwieram drzwi samochodu. Podchodzę do mieszkania po czym, po chwili konsternacji- pukam. Po krótkiej chwili napięcia, drzwi otwiera mi Ivaley w eleganckiej czarnej sukience z długim rękawem i półgolfem. W uspokojeniu się pomaga mi myśl, że gdyby w jej planach figurowało poderwanie mnie, na pewno zdecydowałaby się na dekolt.
- H-hej.- Dukam, po czym ryzykuję i spoglądam jej w oczy. Jej mina nie zdradza emocji, oczy za to,wyraźnie są zaintrygowane.
- Jesteś bardzo punktualny, nie spodziewałam się.- Odpowiada mi, wciąż z niewzruszoną miną. Jej wspaniałe tęczówki natomiast rozciągają się, roześmiane.- Proszę.- Wskazuje ręką na mieszkanie.
Nie jestem pewien, czy "Proszę" wystarczy, jako pozwolenie wejścia, więc czujnie wystawiam czubek buta za próg, ale coś blokuje mi drogę. Nie, nie wystarczy.
- Wiesz... Trochę utknąłem.- Mówię swobodnie.
-O, jezu przepraszam. Wejdź oczywiście.- Odpowiada ona, choć z jej tonu doskonale da się odczytać, że specjalnie nie zaprosiła mnie wprost, bo chciała bym się trochę pomęczył. "A to jędza."- Śmieję się do siebie w myślach. Wchodzę jednak i czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
- Nie jestem profesjonalnym terapeutą, więc nie mam przygotowanej dla ciebie specjalnej kozetki, ale możemy usiąść na tej sofie.- Wskazuje dłonią elegancką, obitą czerwonym, nieznanym mi materiałem.
Rozglądam się po mieszkaniu. Jest urządzone bardzo nowocześnie i przejrzyście. Zastanawiam się, czy to jej styl, czy po prostu z powodu szybkiej przeprowadzki nie miała czasu zmienić wystroju poprzedniej właścicielki. Z niewyjaśnionych powodów taki styl pasuje mi do Ivaley, więc uznaje, że to jej rzeczy. Ona tymczasem wraca z kuchni z dwoma kieliszkami szampana w ręku.
- Może to niestosowne, ale uznałam, że tak będzie nam się lepiej rozmawiało.- Mówi błyszcząc białymi zębami, po czym podaje mi jeden kieliszek, a butelkę stawia na szklanym stoliczku obok sofy.
- Jestem tego samego zdania.- Flirtuję z nią bezwstydnie, co zdecydowanie nie umyka jej uwadze.
- Słuchaj mam pomóc tobie i Elenie, a nie wchodzić z butami w wasz związek.- Mówi Ivaley, już całkowicie poważnie.
-Trudno to nawet nazwać związkiem.- Wzdycham.
- Właśnie opowiedz mi, jak to się w ogóle zaczęło?
- Ehhh... Myślę, że zakochiwałem się w niej stopniowo z każdym stopniem bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że Elena nie ma nic wspólnego z Katherine. To było nowe, ekscytujące.
- Pomagał też pewnie fakt, że możesz rywalizować o nią z bratem.- Śmieje się. Jesteś typem alfy, który walczy o terytorium, prawda?
Cholera. Niezła jest.
- No, tak to po części prawda.- Uśmiecham się i puszczam do niej zalotne spojrzenie, na co ona karci mnie wzrokiem. Podoba mi się to, jak się ze sobą droczymy.
- Co, ci przeszkadza w związku z Eleną w, takim razie?- Mówi ona, autentycznie ciekawa odpowiedzi.
- Poczucie winy, którego resztki jeszcze się ostały. No i inne dziewczyny. Damon bez seksu to Damon zły. A Damon zły to Damon, który robi dużo głupich rzeczy.- Żartuję, choć w głębi duszy, wiem, że to prawda.
Ivaley zatrzymuje na mnie swój wzrok, a jej głębokie oczy przeszywają mnie na wskroś. Trwa cisza, w której oboje wpatrujemy się w siebie, po czym Ivaley mówi wyraźnie cichszym głosem:
- No, dobra, w takim razie spróbujemy to przećwiczyć. Twoje pierwsze zadanie będzie dosyć proste. Pocałuję cię za chwilę, a jedyną rzeczą o jakiej masz myśleć to Elena. Nie wolno ci się wczuć. Powinno pójść łatwo.- Kwituje, a ja szczerze wątpię, co do ostatniego zdania.
- Gotowy?- Pyta,a ja kiwam głową, choć to nieprawda.
Ivaley przysuwa się do mnie po czym przyciska swoje wargi do moich. Orientuję się, że ze strachu zamknąłem oczy, ale na razie, nie mam odwagi ich otworzyć. Nie jestem w stanie myśleć o Elenie, bo wszystko nad czym mogę się teraz skupić to, to, aby nie rzucić się na Ivaley. Czuję jej miodowobrązowe włosy na swojej twarzy, oraz jej jedwabne usta, od których już nigdy nie chcę się odrywać. To prawdopodobnie zły moment, ale otwieram oczy. Przede mną stoi najbardziej niezwykła osoba jaką w swoim długim życiu zdążyłem poznać. Kiedy już wydaje mi się, że powoli się opanowuję, czuję, że mój członek jest już zdecydowanie gotowy do akcji. "No, super"- Myślę, bo wraz z każdą sekundą wzmaga się moja erekcja, która sprawia, że coraz trudniej jest mi trzymać ręce przy sobie. "Nie wolno ci jej tknąć, nie wolno ci jej tknąć"-Powtarzam sobie, koncentrując się na naszym jedynym, dla mnie dostępnym łączniku, czyli naszych złączonych ustach. Kiedy orientuję się, że to prawdopodobnie najlepszy pocałunek,jaki kiedykolwiek miałem, jest już za późno. Odrywam ręce, wbite dotychczas w czerwoną sofę, po czym chwytam ją za talię i przyciągam do siebie. Rozkoszuję się tą cudowną chwilą, dopóki Ivaley nie odpycha mnie gwałtownie.
- Co to było, do cholery?!- Pyta zszokowana.
- N-nie wiem...- Kolejne kłamstwo.
- Uhhh...- Mówi Ivaley, ocierając usta. Widać, że gorączkowo się nad czymś zastanawia. Po chwili ciszy, odwraca się do mnie i ostrożnie dobierając słowa, odzywa się:
- Przepraszam, nie powinnam, tak reagować. Tylko widzisz... Po pierwsze: nie mam zamiaru pakować się w wasze życie. Ta "terapia" to tylko forma spłacania długu, ponieważ, ja nie chcę być nic nikomu winna. Po drugie: naprawdę nie interesuje mnie żaden związek w tej chwili. A już zwłaszcza nie związek "kradziony".
Zalega chwilowa cisza, którą w końcu przerywam ja:
- Dlaczego związki cię nie interesują? Nie chciałabyś mieć partnera, z którym mogłabyś kroczyć przez życie?
- Damon... Im więcej rzeczy kochasz, tym więcej jest sposobów, aby cię skrzywdzić. Nikt nie będzie mną sterował. Nikt. A zwłaszcza nie moje uczucia.- Kończy wpatrując się we mnie.
Patrząc na nią teraz, nie widzę już Katherine, niebiańskiej piękności, tajemniczej dziewczyny, czy nawet samej Ivaley Devonshire. Widzę po prostu samego siebie.

Pamiętniki Wampirów: Zawsze będę walczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz