Rozdział 7

575 37 18
                                    

                             Ivaley
-Ivaley?- Dobiega mnie wyraźny głos Damona z dołu.
Jest zaniepokojony, ale nie rozgniewany. Orientuję się, że mam zamknięte oczy, więc je otwieram. Cholera, co to za miejsce? Przerażona siadam... na łóżku wyściełanym czerwonym, jedwabnym prześcieradłem, a z ramion zsuwa mi się, za duża na mnie, skórzana kurtka pachnąca męskimi perfumami. "Damon."- Myślę, już całkowicie uspokojona.
- Ivaley?- Kolejny okrzyk.
Łup. Łup. Łup. Łup. Łup. Łup. Słyszę rytmiczne bębnienie na schodach. Po chwili do pokoju wpada on.
- Boże, żyjesz.- Mówi z ulgą.
- Niestety.- Odpowiadam.
- Mówisz zejść na dół natychmiast.
- Pomyliłeś się, Elena leży w drugim pokoju, to ona ma misję ratowania świata, poprzez samopoświęcenie, nie ja.- Mówię z przekąsem.
- Chodź, idiotko.- Mówi on, po czym próbuje wziąć mnie za rękę, ale jak zawsze, ją wytrącam.
Damon posyła mi zniecierpliwione spojrzenie, po czym zbiega na dół, a ja za nim. Kiedy mam zeskoczyć z ostatniego schodka, starszy Salvatore, zatrzymuje się gwałtownie. Odwraca się do mnie powoli i wygląda, jakby nad czymś się zastanawiał. Po chwili mówi:
- To może być dla ciebie szok...- Unoszę brwi.- Ale nie ważne, jakie emocje będą tobą targać... nie wychodź za próg.- Mówi z naciskiem, patrząc mi się w oczy.
Nic z tego nie rozumiem, ale kiwam głową. Damon robi krok do tyłu, a ja idę ostrożnie do salonu, pełna niepokoju. Rozglądam się, ale nikogo nie widzę.
- Oh, dzień dobry.- Słyszę za plecami złowrogi głos z silnym brytyjskim akcentem.
Obracam się powoli na pięcie i o mało, co nie upadam do tyłu, cofając się. Przed potknięciem ratuje mnie Damon na, którego upadam. Łapie mnie w talii, stawia z powrotem na nogi i cichym głosem mówi:
- Ivaley...
- Nie przywitasz się z twoim dobrym znajomym?- Mówi postać w drzwiach.- Tak długo czekałem.
Nagle czuje silny przypływ odwagi, więc prostuje się i podchodzę bliżej progu. "Jesteś Devonshire, do cholery. Weź się w garść."- Odbijają się myśli w mojej głowie, tak różnorakie, że jedyne, co jestem w stanie, teraz wysyczeć przez zęby to dwa, przepełnione nienawiścią słowa:
- Klaus Michealson.
- Oh, a więc mnie pamiętasz, jak miło. Jak tam rodzina?
Byłabym rzuciła się do drzwi, gdyby nie Damon, który trzyma mnie mocno za nadgarstek.
- Jak śmiesz wspominać moją rodzinę?! Niewinnych ludzi, których krew masz na rękach?! Śmiertelników, których zabiłeś wyłącznie dla zabawy, bez żadnego znaczącego celu?! Osierocając mnie i zmuszając do przeprowadzki!
- No, jak widzę, zadomowiłaś się u Salvatore'ów, musi, więc być ci tu całkiem wygodnie? Co, tam Ivy, chyba nie bawisz się w drugą Katherine Pierce, prawda?- Mówi ze złośliwym uśmieszkiem.
Przez ogłuszającą warstwę szoku, przebija się moja urażona duma, która, najwyraźniej teraz postanowiła dać o sobie znać:
- Nigdy mnie do niej nie porównuj. Katerina Petrova była okropnie zarozumiałą, niepewną siebie i uciekającą przed własnym cieniem istotą. Jej największym lękiem, była śmierć, a na pierwszym miejscu zawsze stawiała przetrwanie. Jest to dość żałosne.- Kończę, wpatrując się wyzywająco w Klausa.
Zapada cisza, a po chwili nasz nieproszony gość odzywa się:
- Dobrze Ivaley, jednakże nie przyszedłem tutaj ze względu na was.
- Nie?- Dziwię się, bo byłam pewna, że chce nas ukarać za pokrzyżowanie mu planów związanych z Eleną.
- Nie. Gdzie jest twój wspaniały braciszek- Stefan?- Zwraca się do Damona.
- A kto go tam wie. Już całkowicie straciłem dla niego nadzieję.
- Miło. Tak, czy siak, muszę go zabić.
Nadstawiam uszu.
- Zabrał mi coś cennego. Czeka go kara.- Mówi Klaus złowieszczo.
- Chętnie ci pomog...- Nagle zwala się na mnie cała lawina wspomnień z wczorajszego wieczoru. Czy zagubiona osoba, naprawdę zasługuje na śmierć?
Czuję na ramieniu rękę Damona, która jasno mówi, że trzyma moją stronę, ale nie pozwoli odebrać sobie brata.
- Musisz znaleźć go sam, Niklaus.- Mówię twardym głosem, próbując opanować targającą mną furię. Wiem, że Pierwotny, tylko mnie prowokuje i gdybym wyszła za próg prawdopodobnie byłabym już martwa.- Chyba nie oczekiwałeś że Damon wyda ci swojego brata?
- Nie, on nie. Ale zawiodłem się na tobie Ivaley.- Mówi, wprawiając mnie w lekkie osłupienie, po czym trzaska gwałtownie drzwiami i wychodzi.
Odwracam się do Damona i widzę, że na jego twarzy maluje się wyraźna konsternacja.
- Co robimy?- Pytam w końcu.
- Czekamy.- Mówi on, nadal wpatrując się w drzwi.
Tak, więc czekaliśmy.
Damon, jak zwykle popija bourbon, za to ja po wczorajszych doświadczeniach obiecałam sobie, że już nigdy nie upiję się z Damonem. Leżę, więc sobie na kanapie trzymając nogi na podłokietniku i czytam, jakąś lokalną gazetę, choć, tak naprawdę sens słów wcale do mnie nie dociera. Po jakiś dwóch godzinach, dzwoni telefon. Zarówno ja, jak i Damon zrywamy się z kanapy. Przez chwilę się w siebie wpatrujemy, po czym oboje rzucamy się do słuchawki. Damon dobiega tam pierwszy, więc zatrzymuje się i wpatruję się w niego z uwagą. Jego źrenice rozszerzają się gwałtownie, więc z pytającym wyrazem twarzy, daje mu do zrozumienia, że ja też chcę być w to zaangażowana. Damon podchwytuje moje spojrzenie i powoli przełącza rozmowę na tryb głośnomówiący.
- Witajcie, ponownie.- Głos Klausa wypływa z słuchawki i wypełnia pokój.
Słucham z uwagą, bo nie widzę, żadnego sensu dzwonienia do Damona z numeru Stefana. Gdybym to ja miała w planach go rozszarpać, raczej bym się tym nie chwaliła, jego zabójczemu bratu. Oh, nie czekaj, przecież już to zrobiłam.
- Przywitaj się Stefan, to niegrzecznie, tak siedzieć cicho.- Mówi Klaus, po czym w słuchawce rozlega się gardłowe rzężenie, jakby ktoś się dławił.- Damon...- Wyszeptuje głos, po czym umilka.
Patrzymy po sobie z dezorientacją, co do planów Klausa.
- No nic, ponieważ jestem miłym człowiekiem, chciałem dać Wam szansę się pożegnać, bo nasz młodszy Salvatore zaraz pożegna się z żywotem.- Więcej rzężenia i zakończenie połączenia.
Patrzę na Damona i oczekuję na jakąś strategię działania. Mylę się jednak, a mój towarzysz spokojnym krokiem podchodzi do wyściełanego czarnym aksamitem fotela i zasiada w nim bez słowa.
- Co ty robisz?- Pytam się z nutą zdziwienia w głosie.
Na te słowa Damon obraca się ostentacyjnie i mówi:
- Siedzę.
- Ekhm.. A twój brat?- Mówię zdziwiona.
Stefan jest kanalią to fakt, ale nie zasługuje na śmierć.
- Jest dużym chłopcem, poradzi sobie.
Głos dosłownie mi zamiera, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
- Dobrze, w takim razie pojadę ratować twojego brata- sama.- Mówię ze złością, choć wcale nawet nie rozumiem, czemu nagle zależy mi na życiu Stefana.
Biorę ze stołu komórkę Damona i za pomocą prostej analizy danych uzyskuję lokalizację telefonu. Potem bez słowa podchodzę do starszego Salvatore'a i mówię:
- Wstań.
On podnosi się bez najmniejszego dźwięku.
- Daj kluczyki.
Brak reakcji. Z braku innego pomysłu oraz czasu, jestem zmuszona objąć go rękami i sięgnąć do tylnej kieszeni jego jeansów. Przelotnym spojrzeniem zauważam na twarzy Damona uśmiech samozadowolenia, na co decyduję się na odchodnym obdarować go lekkim kopniakiem w krocze. Wychodzę z rezydencji przy akompaniamencie zduszonych jęków Damona. Naciskam przycisk na pilocie przy kluczykach, a czerwone porshe koło tarasu wydaje charakterystyczny dźwięk. Przyspieszam kroku i wsiadam do auta. Zauważam, że ma wbudowany GPS, więc korzystam z niego. Ostatni wpisywany adres to Golden Avenue 38. Prycham pod nosem, bo nie mam pojęcia, jak mogłam w ogóle myśleć, że czuję coś do Damona. "Narcystyczny, skupiony tylko na sobie, arogancki"- Mówię sobie w myślach i wyjeżdżam z tarasu. GPS pokazuje mi 20 minut drogi, ale ulice są puste, a ja impulsywna, więc dociskam nogę na gazie, trochę za mocno i docieram na miejsce po połowie określonego czasu. To magazyn. Jest cicho. Zdecydowanie zbyt cicho. Mimo to wchodzę do środka przez zardzewiałe, metalowe drzwi i nasłuchuję. Przez chwilę planuję kompletna cisza, aż nagle docierają do mnie odgłosy zdecydowanie nierównej walki. Podążam za dźwiękiem, a po chwili kiedy jestem już blisko, kątem oka widzę Klausa odbijającego się w jednym z metalowych kontenerów. Chowam się za drewnianą skrzynką i podpatruje tę dwójkę z odległości kilku metrów.
- Co myślałeś, że cię nie znajdę?!- Ryczy Klaus trzymając potłuczonego Stefana za kark.- A może liczyłeś na słodki smak zemsty?!- Łup. Głowa Stefana uderza o kontener, na którym powstaje plama krwi.- No, więc niespodzianka. Ze mną...- Łup.- Nie można...- Łup.- Wygrać..- Kolejny hałas, po którym prawie martwy Stefan opada na podłogę niczym szmaciana lalka. Chcąc nie chcąc krzywię się patrząc, na to.
- Siemasz.
Na te słowa, aż podskakuje, po czym orientuję się, że to Damon, który idzie w moją stronę całkiem wyprostowany, nawet nie starając się ukrywać i żuje niskokalorycznego krakersa.
- Czyś ty zwariował?!- Szepczę i ciągnę go za przedni kołnierz w dół, tak aby musiał przykucnąć.
- Już dawno. To, co jaki masz plan, skarbie?- Odpowiada on ze stoickim spokojem.
- Nijaki. Wystarczy, że odciągniemy stąd Stefana, zanim Klaus go zamorduje, po czym damy chodu, zostawiając mu jego zguby.
- A myślałem, że jesteś waleczna.- Mówi po czym bierze kęs krakersa.
Wytrącam mu go z ręki i z iratacją mówię:
- Jestem, ale z Pierwotnymi się nie zadzier..- Damon bez najmniejszego wysiłku wypycha mnie prosto na "pole bitwy."
- Co ty robisz idioto?!- Mówię, tylko na wszelki wypadek, gdyby Klaus miał mnie zaraz zabić, co z pewnością się stanie.
- Panna Devonshire. Wiedziałem, że przyjdziesz. Chcesz pomóc?- Mówi po czym wyciąga do mnie Stefana wiszącego nad ziemią utrzymywanego, tylko przez jedną dłoń Klausa.
Mam tylko parę sekund na oszacowanie moich szans, ale i, tak działam. Biorę głęboki zamach i z półobrotu wybijam Stefana z dłoni Klausa, po czym łapię go zanim zdąży upaść. Jest za ciężki, abym mogła, go utrzymać, ale i, tak próbuję. Zawieszam sobie na barkach jego rękę i syczę przez zęby:
- Damon!
Starszy Salvatore wybiega szybko zza skrzyni i przejmuje swojego brata na swoje barki. Ja w tym czasie robię unik przed Klausem, ale wiem, że nie mam żadnych szans. Po paru ciosach, Klaus chwyta mnie za nadgarstki i przez chwilę się mocujemy. Już mam kopnąć go w krocze, kiedy nagle robi coś czego zupełnie się nie spodziewam. Chwyta mnie w talii i przyciska do siebie. Chwyt jest, tak mocny, że niemal czuję, jak Klaus łamie mi poszczególne żebra. Z perspektywy Damona musi to wyglądać naprawdę niewinnie, ale w rzeczywistości zaczynam się dusić. Muszę przyznać, jest to genialne zagranie. Łapię powietrze krótkimi wdechami, ale jedyne, co czuję, to błąkająca się gdzieś po mojej świadomości myśl: " A więc, tak drodzy państwo umrze Ivaley Devonshire."
- Damon..- Decyduje się wykorzystać swój prawdopodobnie ostatni dech na rozpaczliwą próbę wołania o pomoc, czego nigdy normalnie, bym nie zrobiła. Nagle w otępiającym bólu uderzam o podłogę. Zwolnienie uścisku daje mi jeszcze trochę tlenu, ale wiem, że nie pociągnę już długo. Umieram. Nie mam siły, aby podnieść głowę, ale wiem, że to Damon odciąga teraz Klausa ode mnie. Czuję coraz silniejszy ból, i powolne tracenie przytomności.
- Stefan! Daj jej krwi, ona umiera!- Dobiega mnie głos Damona, a zaraz potem głośny trzask i brakuje mi odwagi, aby sprawdzić kto kogo trafił.
Mam mroczki przed oczami, ale widzę nad sobą zamazaną postać. To Stefan.
- Na, co czekasz idioto?!- Krzyczy Damon, a twarz jego młodszego brata wykrzywia złośliwy uśmiech.
Nie łudzę się. Wiem, że Stefan mi nie pomoże i umrę tutaj, na ziemi, w magazynie. O boże, co za hańba. Łapię się ostatniej deski ratunku, choć wiem, że to i, tak nic nie da. Stefan bierze zamach, aby ostatecznie mnie dobić.
- Słuchaj mnie.... tchórzu.- Szeptam, walcząc z własnym organizmem.- Obudź się w końcu! Twój brat nie będzie cię ratował bez końca. Póki, co w ciebie wierzy. Ale to nie potrwa już długo. Zawiodłeś wszystkich. Jego, mnie, swoją dziewczynę- Elenę, a przede wszystkim siebie. Prędzej, czy później skończysz sprany przez jakiegoś typa w ciemnej ulicy, ale tym razem nikt ci nie pomoże. Obudź się w końcu.- Mówię i łapie ostatni wdech. Ostatnim spojrzeniem widzę, że oczy Stefana z powrotem przybierają ten łagodny wygląd, który widziałam na zdjęciach. Za chwilę jednak zastępuje je czyste przerażenie.
- O boże, o boże, co ja zrobiłem?!- Panikuje on, po czym przegryza swoją skórę na nadgarstku i przyciska mi go do ust. Biorę łyk za łykiem, odzyskując powoli przytomność. Jego krew jest zaskakująco przyjemna. Myślałam, że będzie, tak gęsta, że nie będę w stanie jej przełknąć, ale mylę się. Jest rzadka i słodka. Mogę już oddychać, aczkolwiek żebra nadal, mam połamane. Czuję ramiona Stefana, które łapią mnie w talii i stawiają na nogi, aczkolwiek przez cały czas mnie nie puszcza. I słusznie, bo czuję, że nie ustałabym. Rozlega się świst, a kiedy spoglądam w stronę Damona, Klausa już nie ma. Damon biegnie w naszą stronę, ale to nie jedyne kroki, które w tej chwili słyszę. Z przeciwległej strony, nadbiega ktoś jeszcze. Elena. Stefan podaje mnie Damonowi, a ja, jak źrebak, który jeszcze nie nauczył się chodzić stawiam trzy niepewne kroki, aż w końcu opieram się na klatce Damona. Obserwujemy z daleka, jak, że romantyczną scenę, w której Elena i Stefan, padają sobie w ramiona. Ściskają się, z takim przekonaniem, jakby już nigdy nie chcieli wypuścić się z objęć. Nagle coś przychodzi mi do głowy.
- Damon.- Mówię.
- Hmm?- Pyta on, odwracając do mnie wzrok.
- Dlaczego zmienił zdanie? Dlaczego włączył człowieczeństwo?
Przez chwilę panuje cisza, po czym Damon, wpatrując się w zakochaną parę, mówi:
- Jesteś jego punktem zwrotnym.

Pamiętniki Wampirów: Zawsze będę walczyćDonde viven las historias. Descúbrelo ahora