Libertango (3/x, villain!Mic)

265 20 8
                                    

Trochę cięższa tematyka. Oraz przeziębiony Mic. Ogólny trigger warning, zwłaszcza znęcanie się (konkretnie - w przeszłości) oraz emetofobia.

- O... kurde... - wymamrotała Moody, czołgając się na łokciach po wilgotnych kamieniach. Zatrzymała się na chwilę i oparła czoło na ziemi, oddychając ciężko. - To było... ugh.

Mic tylko skinął głową i padł na wznak na ziemię, kaszląc. Wpatrywał się w bezgwiezdne niebo.

Przeżyliśmy.

Gdy udało im się wyrwać prądowi i dopłynąć do brzegu, byli już tak daleko, że nie słyszeli nawet policyjnych syren. Udało im się uciec, nawet jeśli zrobili to w dość drastyczny sposób.

- Cholera, zimno - jęknęła Moody, podnosząc się z ziemi. - Złapiemy zapalenie płuc jak nic! - spojrzała na Mica i niespodziewanie wybuchnęła śmiechem, głośnym i szczerym, zahaczającym o histerię.

- Co? - zapytał, patrząc na nią ze zdziwieniem.

- Śmiesznie wyglądasz z tymi oklapniętymi włosami - wykrztusiła, strząsając krople wody z rękawa. - I... sam fakt, że uciekliśmy rzeką, i teraz siedzimy tutaj i się trzęsiemy jak para frajerów... przepraszam, po prostu... to jest wszystko takie zabawne!

Mic parsknął śmiechem, ale natychmiast zamilkł i odwrócił głowę.

Moody uspokoiła się trochę i wzięła się za przeszukiwanie kieszeni. Z jednej z nich wyjęła portfel, uśmiechając się triumfalnie.

- Dobrze, że jest wodoodporny - powiedziała, sprawdzając stan pieniędzy i odliczając plik banknotów. - No dobra, Mic, masz tutaj swoją część.

- Nie za dużo?

- No co ty! - roześmiała się. - Wpłynęłam na klienta, żeby dorzucił coś ekstra. Poza tym wykonałeś swoją część.

- Taa, i gdybyś mnie nie uratowała, już siedziałbym w radiowozie. Zawaliłem, Moody, nie musisz mi płacić.

- Niczego nie zawaliłeś, serio. Ale jak się upierasz, to potraktuj to jako odszkodowanie za potencjalne zapalenie płuc i obrażenia odniesione w walce.

Walka.

Ich rozbawienie zniknęło, zastąpione przez powagę i lekki strach, gdy powróciły do nich wspomnienia nie tak dawnego pojedynku.

- Kto to był, do cholery? - mruknął Mic, z ociąganiem biorąc od Moody pieniądze i chowając je do kieszeni.

- Nie mam pojęcia. Wcześniej nie było mowy o bohaterze patrolującym tamtą okolicę nocą, a przecież to musiał być bohater, lub... samozwaniec?

- Nie. Gdy mnie schwytał, poinformował o tym policję. Współpracuje z nimi.

- Nigdy o nim nie słyszałam.

- Ja też nie.

Zamilkli, drżąc z zimna. Wokół nich panowała cisza, uśpione miasto górowało nad nimi, przytłaczając i niepokojąc; odnosili wrażenie, że ściany, znaki, a nawet chodniki mają uszy, śledzą ich i podsłuchują.

- Dobra - powiedziała wreszcie Moody, przeciągając się. - Nie mam zamiaru tutaj dłużej zamarzać. Spadam stąd. Dzięki za pomoc, Mic. I bezpiecznej drogi.

- Nawzajem - odparł, uśmiechając się lekko.

Pomachała do niego i ruszyła biegiem, w kilka sekund znikając mu z oczu. Podniósł się, pojękując, gdy jego ciało postanowiło przypomnieć mu, że podczas walki upadł boleśnie na beton. Otrzepał ubrania, sięgnął do swoich włosów i westchnął cicho, odkrywając, że faktycznie oklapły i teraz zwisały ciężko, ociekając wodą. Zdjął skórzaną kurtkę, która zaczęła nieprzyjemnie trzeszczeć, rozejrzał się i po krótkiej wewnętrznej walce ruszył w kierunku, który wydawał mu się właściwy.

Boku No Hero Academia - opowiadaniaWhere stories live. Discover now