36. Rozmowa możliwym snem.

704 41 8
                                    

    "Strach o życie jest czymś, co może doświadczyć tylko ktoś taki jak ja. Szkoda, że nikt taki nie istnieje. Nie wie, co czuje, nie wie, co muszę przeżywać każdego dnia"

Usiadłem zmęczony na jaczej skórze. Nerwowo rzuciłem spojrzenie na swoje łóżko. Na szczęście Megara spała. To tylko sen, tylko sen, Czkawka, ona żyje, mówiłem do siebie w duchu. Rzeczywiście wszystko jest tak, jak przedtem. Z tego wszystkiego musiałem zasnąć, a ten sen? Wolę nie myśleć, nie mam nawet na to siły.

    Wyprostowałem kości i rozciągnąłem się. Wzrokiem szukałem Szczerbatka, którego nie było w jaskini. Zdziwiony wyszedłem na zewnątrz, a przy plaży w cieniu palm, siedział mój smok. Mruczał coś w stronę oceanu, przechylając głową raz w prawo, raz w lewo.

    - Jeszcze pomyślę, że oszalałeś – rzuciłem do niego, gdy podchodziłem. Ożywił się i zaśmiał, wystawiając język. Wskazał miejsce obok siebie.

    - Nie byłbyś do tego zdolny – odgryzł się, na co ochlapałem go wodą. Wiedziałem, co rozpętałem, lecz w pewien sposób musiałem przestać myśleć o tym wszystkim. To powoli doprowadzało mnie do szału, a tak nie mogę funkcjonować.

    Szczerbek zamierzył się za mnie i skoczywszy blisko mnie, porwał w zęby moja metalową nogę, wciągając pod wodę. Próbowałem się wydostać, lecz na nic moje siły przy takim smoku jak Szczerbatek. Nigdy mnie nie puści, no chyba, że zacznę się topić, ale wtedy to... nieważne.

    W końcu po kilkunastu sekundach udało mi się wypłynąć na powietrze. Sam nie mam pojęcia, jak tak długo udało mi się wytrzymać pod wodą. A z resztą, u mnie wszystko jest możliwe.

    - Chciałeś mnie zabić? – warknąłem, śmiejąc się i ochlapując mu mordkę, gdyż od bardzo dawna razem nie wygłupialiśmy się, a musimy kiedyś nadrabiać ten stracony czas.

    - Nie no, co ty – machnął łapą – Sam potrafisz lepiej się załatwić – wskazał na moje plecy, które dalej były zmasakrowane od tortur Drago. Spojrzał na mnie troskliwie jak to on, kiedy martwił się o mnie. Kochany smoczek.

    - Daj spokój Szczerbek – wymigałem się, odtrącając jego skrzydło. Wiem, że boi się o mnie, lecz nie ma potrzeby. Po tylu przeżyciach wiem, że ciężko mnie zabić.


*Berk/Narrator*

    Astrid zdążyła przebiec dość spory kawałek, dopóki nie zatrzymała się przed wyrwą skalną. Po rozgrzanych, delikatnych policzkach wolno kapały drobne, srebrne łzy. Oddech wojowniczki był nierównomierny, wstrząsany szlochem. Zeszła do swojej ulubionej kotliny. Usiadła przy małym jeziorze, wpatrując się w swoje odbicie. Miarowo drgało pod wpływem lekkiego wiatru, który smagał blondynkę po mokrej twarzy. Cierpiała. Nikt nie widział tego, co musiała przeżywać. Jednak najgorsze jest to, że wiedziała, że prędzej czy później ją znajdą i będzie musiała pożegnać się ze swoim dotychczasowym życiem. Odetnie się od ukochanej, szalonej przeszłości oraz teraźniejszości. Zniszczy sobie całą przyszłość. Nikt jej nie pomoże, nikt nie będzie w stanie. Na rodziców nie ma, co liczyć. Sami wolą ją sprzedać dla dobra wyspy. Przyjaciele? Czy w ogóle ktoś taki istnieje? Po powrocie jakby odcięła się od nich, a i oni sami nie wyrażali zbytecznych chęci, żeby porozmawiać z nią, pośmiać się i powygłupiać. Tak, tęsknili gdy odeszła, zapomnieli gdy wróciła.

    Cały ból jaki trzymała w sobie, starała się przelać na poruszające się w rytm wiatru źdźbła wyblakłej trawy. Bezskutecznie. Wpatrywała się tylko w gwiazdy, starając się uczynić całe swoje życie jednym wielkim snem. Pragnęła wrócić się siedem lat wstecz do miejsca gdzie nie musiała myśleć, że wyjdzie za mąż za wodza obcej dla siebie wyspy. Czy mogła odciąć od siebie całe te niespodziewane, pokręcone siedem lat życia? Pierwsze wzloty i upadki, dorastanie, przyjaźń, ucieczka, porwanie, śmierć i życie u boku szalonego Smoczego Jeźdźca. Nie mogła.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydWhere stories live. Discover now