61. Więzienie utraconego czasu.

463 37 6
                                    

    "Widząc łzy w jej oczach, sam miałem ochotę płakać. Ale jednak udało mi się. Uratowałem ją. Pierwszy raz od wieków. Nie pozwoliłem na jej śmierć. Sam wolałem przyjąć karę"

Odeszliśmy spokojni o swój los. Nie ważne, że zostaniemy zabici. Ważne, że Astrid wróci na Berk – do tego, co tam jeszcze zostało. Do tej połowy wyspy. Do wodza, którym jest Pyskacz. Do przyjaciół. Do rodziny. Będzie mogła się uśmiechać i patrzeć w przód. Znajdzie swoją drogą i będzie nią podążać. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.

    Szczerbatek spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie pomyślałem o nim, choć mam nadzieję, że on wie, iż nigdy nie pozwolę mu umrzeć. Wymyślę coś. Chciałbym, żeby się nie martwił, bo jestem w stanie wyplątać nas z tego bagna. Za każdym razem się udawało. Dlaczego teraz miałoby coś pójść inaczej?

    Słońce miało jeszcze sporą drogę do zachodu, ale teraz wydawało się, jak gdyby zwolniło, nie chcąc naszego wyroku. Cieszyłem się tym, że przyroda nie pozwala nas sobie odebrać. To było podnoszące na duchu i takie miłe. Rzadko kiedy przejmowałem się takimi sprawami – śmierć nas nigdy nie dotyczyła. Zawsze staraliśmy się jej uniknąć, uciec przed nią, walczyć z nią. I, co jest zaskakujące, udawało nam się. Od przeszło siedmiu lat byliśmy w stanie zadzierać ze śmiercią i wychodzić z tej potyczki obronną ręką.

    Teraz również nie było innej możliwości.

    Wojownicy odprowadzili nas do więzienia, zamknęli kraty i odeszli, bo wiedzieli, że nie dalibyśmy radę uciec. Czasami naprawdę zaskakiwał mnie tok myślenia ludzi. Sądzili, że Nocna Furia, smok najsilniejszy ze wszystkich, nie da sobie rady z marną kupą żelastwa. Czy byliśmy w ich oczach, aż tak słabi?

    Mordka położył się na ziemi i wydał z siebie cichy pomruk. Wiedziałem czego dotyczy. Mój kochany smoczek nigdy się nie zmieni. I szczerze nie zamierzałem tego oczekiwać.

    - Nie martw się – dotknąłem jego czoła, kucając przy nim. Choć powoli strach paraliżował mnie od środka, starałem się być spokojny, uśmiechnięty i radosny. Musiałem zapewnić Szczerbatka o mojej sile i panowaniu nad sytuacją. Nie chciałem, żeby miał inne odczucia – Proszę, naprawdę.

    Uniósł na mnie swój zielony wzrok, w którym czaił się strach, niepewność, smutek i cząstka bólu. To jeszcze bardziej spotęgowało mój wewnętrzny paraliż.

    - Nie martwię się – odparł, przecząc temu, co widziałem na własne oczy. Jedną z zalet spędzonych lat razem było to, że zawsze wiedziałem, kiedy kłamał. Nigdy nie potrafił tego przede mną ukryć. Czułem się z tym źle, że próbuje mnie okłamać, ale wiedziałem, że on się martwi albo nie chce bym ja martwił się nim. Kochany przyjaciel – Wiem, że się uda.

    - Możesz mówić, co chcesz, Mordko – przejechałem dłonią po twardych, czarnych, tak przyjemnych w dotyku, łuskach – Mnie nigdy nie przechytrzysz. Doskonale znam twój charakter. Wiem, że się boisz i jest to całkowicie normalne. Ja również się boję, ale czuję tego strachu trochę mniej, gdy przy mnie jesteś. Dzięki tobie staram się całkowicie odrzucić strach. I choć jest to niezmiernie trudne, staram się dla ciebie, żebyś mógł być spokojny. Proszę, Szczerbatku, wierz we mnie i bądź spokojny. Wychodziliśmy z gorszych sytuacji. Ta nie różni się za bardzo od poprzednich. Dlatego, dlatego bez względu na wszystko damy sobie radę i uciekniemy – uśmiechnąłem się do niego, poprzez łzy, które w pewnym momencie potoczyły się po moich policzkach – To obietnica, Mordko!

    Przytuliłem go ze wszystkich sił. Poczułem ciężkie krople na swoich plecach. Mógł płakać, tak długo jak tego potrzebował. Ważne, żeby po prostu był przy mnie i wszystkie problemy same odnajdą rozwiązanie.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin