18 |po prostu my|

1.8K 152 2
                                    

Lola Kinney

Podskoczyłam, jak głupia, jednocześnie zaciskając nogi wokół jego głowy, trochę zbyt mocno... zrzucając nas z łóżka.

Luke uderzył ustami o kant kanapy.

Kurczaki.

Ale dupa.

Teraz siedzę na blacie w łazience i opatruję jego rany.

Luke ma zaskakującą naturę, gdy coś pieprzy albo gdy ja to robię, nigdy nie krzyczy, czy nie odsuwa mnie of siebie. Dzieli ze mną nasze dobre i złe chwile i to jest w naszej rekacji piękne.

No cóż, pewnie nie wszyscy tak pomyślą, gdy spojrzą na jego rozciętą wargę.

– Zanotowałem może się to skończyć krzywdą.

– Przepraszam – opieram głowę o jego bark – Nie spodziewałam się...

– No ja też, skarbie – całuje mnie w policzek – Zjemy śniadanie na mieście, bo mamy pustą lodówkę, a potem odwiozę cię na kampus.

Otwiera szeroko usta, a on mnie całuje.

Chce mnie pożreć.

Mój wilk chce mnie pożreć.

O Boże, tak bardzo kocham, gdy mnie całuje.

– Wychodzimy na miastu, juhu!

– Ale najpierw wspólny prysznic – zdejmuje ze mnie ostatnie części garderoby, w których zasnęłam.

– Luke... spóźnię się – mówię mało przekonywująco.

– W końcu będą mieć powód, żeby się na ciebie gapić, panno nie taka pilna uczennica.

– Ciekawy sposób na chodzenie na uczelnie...

– Nie byłem zbyt pilnym uczniem — nie lubił szkoły, mówił o tym wielokrotnie, nie sądzę, że kiedykolwiek spotkalibyśmy się na uczelni, bo on by zwyczajnie na nią nie poszedł.

– Och i sprowadzasz mnie na złą drogę? – oplatam go nogami w pasie.

– Może – całuje mnie za uchem – Chciałabyś, żebym skończył szkołę?

Luke kocha swoje życie, ale kocha też mnie i daje nam równouprawnienie, chce, żebym ja także nie musiała się go wstydzić, w moim świecie i za to kocham go jeszcze bardziej.

– Nie – mówię szybko – Nie skończyłeś jej z jakiegoś powodu i to jest w porządku.

– Tak naprawdę to z głupoty i z takiego uczucia, że jestem sławny i w końcu nie muszę się tam męczyć, bo widzisz zanim zostałem tym Luke'm Hemmingsem, byłem Luke'm Hemmingsem, którego nikt nie znał i nie szanował. Byłem chłopcem, który próbował znaleźć swoje miejsce, nie miałem dużo przyjaciół, nie byłem popularny, czy przystojny. Czasem myślę, że moje żarty nie byłyby śmieszne, gdybym nie był tym facetem, czasem myślę, że byłbym brzydki, gdybym nie był tym kim jestem, czasem myślę, że nie wiem kim jestem, bo sława odbiera mi cząstkę człowieczeństwa. Nie wiem, co jest prawdziwe, a co nie.

Myślę, że dlatego tu jesteśmy, dlatego nasze cztery ściany niemal są ze sobą ściśnięte i dlatego nie powiedział mi kim jest.

– Chcesz być moim Luke'm Hemmingsem? – przeczesuję jego włosy na karku – Przy mnie możesz być, jakikolwiek pragniesz, mój ty zły wilku.

– Musisz mnie bardzo kochać – uświadamia sobie.

– Cóż, zazwyczaj udaje mi się to lepiej okazać, niż dzisiejszego poranka.

Dotykam jego warg.

– Boli? – pytam.

– Możesz pocałować trochę niżej...

– Chodź, zjemy lody – zeskakuję z blatu, ale on przyciąga mnie do siebie i mruczy w moją szyje.

– Chyba mi się coś należy za....

– Jestem głodna i ani słowa o twoim penisie.

– A prysznic? – pyta rozbawiony.

– Boję się tego, co będzie, gdy się rozbierzesz.

– Masz racje, takiej nieświeżej nikt nie będzie chciał mi cię porwać. Chyba śmierdzisz alkoholem – wącha moją szyje.

– Dobra, sama wezmę prysznic – mówię mu – Wynocha.

– To już ten etap, gdy panienka unika seksu?

– Od dziś czekam do ślubu – wypycham go z łazienki, a on rozdziawia usta.

– Daj chociaż buziaka – wyciąga po mnie ręce – Czy to też po ślubie, skarbie? – kocham, gdy mnie tak nazywa.

– Po umyciu zębów..

– Od kiedy się tym przejmujesz?

Uśmiechamy się go siebie.

– Nigdy stąd nie wyjdziemy.

– Cholera – jego telefon dzwoni w salonie – Weź prysznic, a ja odbiorę.

Tym razem już nie chcę prysznica, dlatego udaję, że zamykam drzwi i podsłuchuję, jakbym musiała to robić. Luke patrzy w moją stronę, więc zaprzestaję chwili słabości i faktycznie biorę prysznic, gdy wychodzę już gotowa na uczelnie i nasze śniadanie, on ma kwaśną minę.

– Musisz iść? – to moje pierwsze przypuszczenie, w szczególności, gdy nerwowo przeczesuje włosy.

– Obiecałem ci śniadanie, zjemy śniadanie.

– Luke....

Przygryza wargę, ale widzę, że to sprawia mu ból.

– Nie chcę, żeby to, co piszą w internecie stało się prawdą.

– Zaczekają, do cholery.

– A co jeśli powiem nie?

– To zaproponuję, żebyśmy zjedli śniadanie w twoim ulubionym miejscu.

Burczy mi w brzuchu.

– Zrobię zakupy, jak będę wracał.

– Musisz po mnie przyjechać, skoro chcesz mnie zawieść.

– No co ty nie powiesz, skarbie? – pstryka mnie w nos – Gotowa?

– Niech zrobią nam, jakieś ładne zdjęcia.

Luke się uśmiecha i całuje mnie w czoło.

Nikt nie zabierze mi tego, jak na mnie patrzy i jak mnie traktuje, prawda?

ardor {Luke Robert Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz