Every piece of me wants to run

2.8K 299 160
                                    


Potrzebował całego dnia, żeby przyzwyczaić się do myśli, że zamierza iść do Harry'ego, do ich wspólnego mieszkania po całych dwóch, cholernych latach niewidywania się i milczenia. A potem kolejnych dwóch, żeby się zebrać, by rzeczywiście to zrobić. I jeśli Liam uznał to za podejrzane, to niczego nie skomentował, ani go nie popędzał. Wiedział, że Louis zrobi jak obiecał, kiedy będzie na to gotowy. Z tym, że nigdy nie będzie. Im więcej o tym myślał, tym bardziej się przekonywał jak zły jest to pomysł. Na dobrą sprawę nawet nie wiedział, czy Harry wciąż mieszka w ich mieszkaniu i po części błagał wszystko co święte, żeby tak nie było. Nie musiałby się z nim wtedy widzieć, a Liam nie miałby do niego wyrzutów, bo przecież próbował. Właściwie to Louis mógłby powiedzieć, że przyszedł pod odpowiedni adres, ale otworzyła mu jakaś staruszka, która zdecydowanie nie była Harrym. Niestety, ale jak już zostało ustalone, Louis nienawidził kłamać i chociaż rozwiązanie było kuszące, odrzucił je tak szybko, jak tylko na nie wpadł.

W ten właśnie sposób, trzy dni po rozmowie z Liamem, stał na chodniku przed zbyt dobrze znaną mu kamienicą i patrzył w górę na okno, za którym niegdyś znajdowała się jego sypialnia. I łóżko, w którym spał razem z Harrym, w którym leniwie spędzali swoje wolne niedziele, odmawiając wstawania, chyba że po jedzenie, albo na siku. Niedziele były jedynymi dniami, które uwielbiał do samego końca i tylko one odwlekały nieuniknione rozstanie. Wtedy Harry był tylko jego. Nie Rolanda, który nie potrafił się pogodzić ze śmiercią własnej żony. Nie Pani Muligan, która od pięciu lat opłakiwała swojego zmarłego kota. I nie innych przypadkowych ludzi, którzy wierzyli w kryształowe kule, czytanie z dłoni, magiczne zioła i resztę tego bajzlu. Ludzie naprawdę byli naiwni i Louis nie raz musiał się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem na kity, które wciskał im Harry. Jasne, jego umiejętności były prawdziwe i na serio potrafił wiele zobaczyć w powietrzu, które dla innych było tylko powietrzem, ale w odróżnieniu od Louisa nie miał problemów z kłamaniem i często nie mówił prawdy swoim klientom. Wybierał to co było mniej krzywdzące, co uspokoiłoby ich nerwy, albo zaspokoiło ich ciekawość tak, żeby pod koniec uznali, że warto mu zapłacić. Bo to wszystko co miał. Potrafił tylko to. Jego życie było jedną, wielką bujdą, a Louis łudził się, że będzie jego jedynym, prawdziwym elementem.

Westchnął ciężko i wszedł do starej kamienicy, dokładnie pamiętając każdy stopień w podniszczonej klatce. Wiedział, że pomiędzy pierwszym piętrem, a drugim są poluzowane deski, na które trzeba uważać i że poręcze na samym dole bardziej się chyboczą niż te na górze przez to, że dzieci lubią się na nich uwieszać. Znał dokładnie wyschnięte kwiaty na klatce na trzecim piętrze, których nikt nigdy nie podlewał i po latach zostały po nich już tylko odstraszające badyle. Pamiętał różową wycieraczkę pani Johnson spod szóstki i śmierdzące buciory pana Winstona spod trójki, które zawsze, nie wiadomo czemu wystawiał przed mieszkanie. Louis się śmiał, że to dlatego, że sam nie potrafi znieść ich zapachu, ale kto tam wiedział jaka była prawda. Każdy z mieszkańców w tej kamienicy był podejrzany i miał swoje dziwne nawyki, dlatego oboje tak uwielbiali to miejsce. Było inne, bardziej domowe.

Kiedy tak powoli kroczył po schodach, pomyślał, że mimo wszystko będzie rozczarowany, jeśli okaże się, że Harry się wyprowadził. To tutaj kiedyś był ich dom, ale z ich dwójki, to on szybciej i łatwiej się w nim odnalazł. Kochał to miejsce, czasami może nawet bardziej niż Louisa. Poza tym było idealne do jego przekrętów, tworzyło klimat i stwarzało złudne wrażenie tajemniczości.

Pamiętał jak za każdym razem marudził, że dotarcie na samą górę trwa całą wieczność, ale teraz oddałby wszystko, żeby jego droga do mieszkania magicznie się wydłużyła. W końcu schody się skończyły i stanął przed ostatnimi drzwiami, jedynymi na tym piętrze i jedynymi w całym budynku, które pomalowane były na ciemną zieleń.

Hard To Love | LARRYOù les histoires vivent. Découvrez maintenant