You only win if you don't give up

2.8K 277 293
                                    


- Wiesz, że mieliśmy się nie wychylać, tak?

- Hm? – Louis gwałtownie podniósł głowę, zerkając na stojącego obok Liama. – Co masz na myśli?

Przyjaciel przejechał po nim spojrzeniem, jakby już sam ten gest miał stanowić odpowiedź. Był środek nocy, druga, albo trzecia nad ranem, a ich dwójka stała na chodniku pod jedną z latarni, jakieś dwie przecznice od miejsca zbrodni. Tego dnia Harry miał się dokładnie rozejrzeć i nastawić uszu oraz oczu na jakąkolwiek energię, która chciałaby przez niego przepłynąć. Tylko najpierw musiał w ogóle się pojawić.

- Twój strój – uściślił Liam.

Louis przybliżył się do niego kilka kroków, żeby tylko on mógł go usłyszeć, nawet jeśli stali na chodniku zupełnie sami.

- Przypominam ci, że włamujemy się do czyjegoś domu. Musimy być niezauważalni – szepnął tajemniczo. Nie ukrywał, że pomimo okoliczności i słuszności ich sprawy, czuł drobny dreszczyk ekscytacji. Jasne, jak był młodym dzieciakiem broił non stop, ale teraz małymi krokami zbliżał się już niemal do trzydziestki i wbrew własnej woli musiał wydorośleć. Co nie oznaczało, że kiedy nadarzyła się okazja, nie mógł się cieszyć jak małe dziecko.

- Nie. Nie możemy zwracać na siebie uwagi, a to znaczna różnica.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi – mruknął pod nosem, poprawiając swoją czarną czapkę, żeby nie spadła mu z głowy. – Wyglądam normalnie.

- Louis – westchnął ciężko Liam. – Masz na sobie czapkę i rękawiczki.

- No i?

- Jest środek maja i dwadzieścia pięć stopni na plusie. Dosłownie wyglądasz, jakbyś miał coś zaraz przeskrobać.

- Przesadzasz – sapnął oburzony. – Jestem ubrany na czarno, a to oznacza, że nie będzie mnie widać. Poza tym dzięki rękawiczkom nie zostawię odcisków palców. To ty tutaj jesteś policjantem, powinieneś to wiedzieć.

- Louis, tam już doszło do morderstwa. Nikt nie będzie sprawdzał tego miejsca po raz dziesiąty. Zwłaszcza, że pewnie pojawiła się tam już niejedna ciekawska osoba – stwierdził rzeczowo. Stał z dłońmi w kieszeniach i bujał się z nogi na nogę, ewidentnie zdenerwowany.

- Wyluzuj, Liam. Będzie dobrze. Jestem pewien, że Harry na bank znajdzie jakąś poszlakę. Jest mistrzem w te klocki. Zobaczysz. – Poklepał go pocieszająco po ramieniu, żeby jakoś się rozluźnił. Przecież sam mówił, że widział już nie jedno morderstwo i Louis nie rozumiał, czemu tak się stresował.

- Dzięki, że to robisz – wyznał w końcu. – Że poszedłeś do niego i go przekonałeś, mimo że nie jesteście w najlepszych stosunkach.

- Taa – zanucił w zgodzie. – Może w zamian odpuścisz mi miesiąc czynszu – zażartował, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Nie miałby nic przeciwko miesiącowi za friko, zwłaszcza w obecnej sytuacji.

- Przecież wiesz, że nie będę się czepiał, jak się spóźnisz dwa tygodnie, czy coś. – Machnął ręką, jak zwykle wyrozumiały.

Z tym, że Louis nie zamierzał spóźniać się z opłatą. On w ogóle nie miał jak zapłacić, chyba że uda mu się znaleźć pracę, której nawet nie szuka, bo zamiast tego szlaja się nocami po mieście, badając miejsca zbrodni. Ale Liam jeszcze nie musiał o tym wiedzieć. Problemy Louisa nie były jego problemami, a jeśli nie przeszkadzało mu kilka dni (lub miesięcy) zwłoki, to nawet lepiej. Louis jakoś sobie poradzi. Jak zawsze.

- Hej, to on? – zapytał Liam, kiwając głową na coś przed sobą, więc Louis musiał się odwrócić, żeby również to sprawdzić.

- Tak, to on – westchnął. Mogło być ciemno jak w dupie z tylko kilkoma latarniami oświetlającymi ulicę, ale za nic w świecie nie pomyliłby tego majestatycznego chodu, podskakujących z każdym krokiem włosów i nóg rzucających cień dwa razy większy od całego Louisa. – Wybierasz się na imprezę dla cygańskich hipsterów? – zapytał, kiedy Harry zbliżył się na tyle, by ukazać swoją krwistoczerwoną, nie do końca zapiętą koszulę, bo to oczywiste, że brakowało mu w niej guzików (nie brakowało) z ciemnymi cekinami i czarne, podejrzanie połyskujące spodnie.

Hard To Love | LARRYWhere stories live. Discover now