It's torture here in the space between

2.8K 296 212
                                    


Louis nie spał od dwóch dni, zbyt przerażony tym co się stanie, kiedy pozwoli sobie na sen. Od dwóch dni również nie opuszczał mieszkania Harry'ego, bo nie potrafił przestać myśleć o morderstwach, które przypuszczalnie popełnił i potrzebował go przy sobie, by mu mówił, że jest niewinny. Drugiej nocy jednak dał się podpuścić jakiejś niby uspokajającej herbatce, która ukoiła go do tego stopnia, że zasnął na siedząco na kanapie. Nie chciał przyznawać, że rzeczywiście mu to pomogło, bo Louis naprawdę zaczął tracić zmysły, a po tym czego się dowiedział od Harry'ego, wątpił by mógł popaść w jeszcze większy obłęd. Bądźmy całkowicie szczerzy, w grę wchodziły nocne wędrówki, których nie pamiętał oraz dwa morderstwa. Dwa! Jak miał po czymś takim trzeźwo myśleć? Naprawdę chciałby wiedzieć, ale jak dotąd wpadł tylko na jedno wyjście: rozwiązanie tej sprawy do końca.

Liam zadzwonił do niego trzeciego dnia, oznajmiając, że Harry ma czyste przejście na miejsce zbrodni.

- Jesteś pewien, że chcesz tam iść? – zapytał, mając na uwadze chybotliwy stan Louisa w ostatnim czasie. – Nie musisz przy tym być.

- Muszę to zobaczyć, Harry. Muszę wiedzieć co zrobiłem i może coś sobie przypomnieć.

- Nie zrobiłeś tego, Louis – odpowiedział od razu, pewny jak za każdym, niezliczonym razem w przeciągu ostatnich trzech dni.

Louis naprawdę cholernie podziwiał jego nieugiętość i wiarę. Bo w końcu Harry sam nie znał prawdy. Miał swoje podejrzenia, skrawki informacji i swoją wiedzę na temat Louisa, którego na dobrą sprawę nie widział od dwóch lat i tak właściwie nie powinien twierdzić, że zna go doskonale. Wychodziło na to, że nawet Louis nie znał samego siebie.

Pójście do domu państwa Williams po raz drugi, by zbadać miejsce zbrodni było tak samo przerażające jak za pierwszym razem. A może nawet bardziej, skoro Louis wciąż uważał się za sprawcę. Nie chciał widzieć co tak naprawdę uczynił, ale nie miał wyboru. Musiał poznać prawdę, zanim całkowicie oszaleje.

Wyszli późnym wieczorem, by nie zwracać na siebie uwagi, ale tym razem Louis nie miał na sobie czapki, ani rękawiczek. Tak właściwie to nawet nie miał swoich własnych ubrań, bo bez żadnego bagażu wprosił się do Harry'ego, kradnąc jego obrzydliwe, workowate spodnie, bo tylko w nich wyglądał... Może nie dobrze, ale jakoś. Nie chciał się wciskać w żadne jego obcisłe jeansy, bo nie przeciągnąłby ich przez uda, nie mówiąc już o zmieszczeniu w nich swojego tyłka. Nawet Harry miał z tym problemy, więc tak... Jeansy nie wchodziły w grę.

Ale z drugiej strony noszenie ubrań Harry'ego było tak cholernie znajome i Louis cały czas musiał sobie przypominać na jakiej stacji zatrzymała się ich relacja, a na pewno nie była to ta o nazwie długoletni związek, w którym możesz zabierać moje ubrania bez pytania, bo i tak już tak sobą przesiąkliśmy, że równie dobrze moglibyśmy być tą samą osobą.

Czasami przebywanie z Harrym było tak trudne, ale było wszystkim czego Louis pragnął. Kiedy już go stracił, potrafił jeszcze bardziej docenić każdą sekundę, którą z nim spędzał. Nie bacząc na nieprzyjemne i przeraźliwe okoliczności.

- Chryste, chłopie, znikasz na kilka dni i wracasz całkowicie odmieniony – powiedział Liam, jak tylko dostrzegł ich dwójkę. Ewidentnie patrzył się na jego kwieciste, hipisowskie spodnie i Louis już wiedział, że w bliskiej przyszłości jeszcze się o nich nasłucha. Albo może nie, bo Liam nie był jak Louis, który wykorzystywał każdą okazję, by trochę dopiec swoim przyjaciołom.

- Nie rozumiem o co ci chodzi, przecież zawsze ubierałem się, jakbym wyrwał się z Woodstocku.

- Może nie ubierał, ale śmierdział na pewno – zauważył z nieco zwycięskim uśmiechem.

Hard To Love | LARRYWhere stories live. Discover now