Hold with an empty heart

2.8K 289 182
                                    


Louis naprawdę chciałby mieć kilka dni zwłoki, podczas których jakoś psychicznie by się przygotował na pójście do nowego domu państwa Williams, gdzie będzie musiał udawać, że wcale nie przyszedł po prochy ich córki, ale Liam nie tak subtelnie posyłał mu naglące i błagające spojrzenia, i właściwie to Louis nie był pewien, czy jego przyjaciel nie był na jakimś pograniczu cierpliwości. I cóż, nie chciał mu się narażać, dlatego zebrał się w sobie już następnego dnia w południe, wychodząc z mieszkania z kartką z adresem i ciastem, co było wystarczająco idiotyczne, ale Liam nalegał, żeby nie szedł z pustymi rękoma, więc wydał swoje ostatnie pieniądze w portfelu na szarlotkę, której zapach skutecznie rozpraszał jego paranoiczne myśli. Pewnie, to nie mogło być aż tak trudne, Louis potrafił improwizować i w ogóle. Trwał w tym przeświadczeniu do czasu, aż nie stanął pod odpowiednim budynkiem, równie schludnym i przyjaznym jak ten poprzedni, i nagle zaczął panikować. Bo niby co miał im powiedzieć? Dzień dobry, słyszałem, że wasza córka umarła i chciałbym zobaczyć jej urnę, bo Natalie była mi niezwykle bliska i inaczej sobie nie poradzę? Tak, nie, nie mógł tak zrobić. Na dobrą sprawę nawet nie wiedział, czy państwo Williams nie rozsypali już gdzieś prochów swojego dziecka. Niektórzy jadą nad Wielki Kanion, a niektórzy nad rzekę. Nie wszyscy trzymają prochy w domu. Tak właściwie to trochę straszne, ale z drugiej strony rodzice Natalie zawsze mieli w sobie jakąś taką dziwną i podejrzaną nutę. Byli uprzejmi i serdeczni, ale czasami aż za bardzo. Na tyle, że Louis miewał chwile, kiedy zastanawiał się, czy nie trzymają czegoś nielegalnego w piwnicy, a ta ich dobrotliwość to tylko zasłona.

Uniósł wzrok na krótkie schody prowadzące na werandę i poprawił odrobinę swój już i tak wygnieciony t-shirt. Liczył, że nie będą mieli mu tego za złe, zawsze przychodził do nich na luzie, ale może zważywszy na okoliczności powinien był jakoś bardziej się wyszykować.

- Pieprzyć to – mruknął do siebie, pokonując schodki w dwóch skokach i od razu dzwoniąc do drzwi, zanim zdążyłby się rozmyśleć. Czuł, że pocą mu się dłonie, dlatego w pośpiechu wytarł je o spodnie, niemal upuszczając papierową torbę z ciastem, którą niezręcznie trzymał przed sobą.

- Pan Tomlinson? – usłyszał znajomy głos pani Williams. Louis nie do końca pamiętał jej imię, ale chyba zaczynało się na A.

- Rose, mogłabyś tutaj podejść? – dobiegł do niego głos z wnętrza domu.

Ach, więc jednak nie na A. Brawo, Louis, jakim cudem zostałeś nauczycielem, skoro nie potrafisz zapamiętać zwykłych imion?

- Zaraz, moment! – odkrzyknęła za siebie, po czym z powrotem zerknęła na Louisa, marszcząc brwi na torbę w jego dłoniach. – Czy, um, byliśmy na dzisiaj...

Louis był na tyle spostrzegawczy, że od razu dostrzegł jej bladą twarz i drżące dłonie oraz ewidentne wyczerpanie i żal wypełniające jej każdy gest. Kiedy do nich przychodził, głównie przebywał z Natalie, ale zdarzyło mu się przeprowadzić kilka krótkich rozmów z Rose. Zawsze była energiczną i pogodną kobietą, pełną entuzjazmu i radości, które cholera wie skąd się brały. Louis po raz kolejny poczuł to nieprzyjemne ukłucie. Jak świat mógł być tak niesprawiedliwy, żeby odbierać radość tak dobrym ludziom? Nawet Liam mówił, że nie mieli żadnych wrogów, wszyscy ich uwielbiali, więc kto mógłby być tak bezduszny, żeby odbierać im ich mały promyk szczęścia?

- Rose, myślę, że potrzebuję pomocy z ... - Pan Williams, James z tego co było napisane na jego kuchennym, czerwonym, kraciastym fartuchu, podszedł do drzwi, zatrzymując się, kiedy zobaczył kto przed nimi stoi. – Pan Tomlinson? – Wydawał się równie zaskoczony, więc Louis postanowił w końcu się odezwać, żeby zakończyć ich wątpliwości. To okropne, że musiał tutaj przyjść, zapewne jedynie rozdrapując ich świeże rany.

Hard To Love | LARRYOù les histoires vivent. Découvrez maintenant