Prolog

119 19 13
                                    

Oparł ręce o zaśnieżoną barierkę balkonu i zaciągnął się mroźnym powietrzem. Czasem zastanawiał się jakim cudem jeszcze nie złapał porządnego zapalenia płuc i nie zaczęło go boleć gardło od codziennego wychodzenia na mróz w samym podkoszulku i spodniach od piżamy. Przez snem zawsze stawał na balkonie i odcinał się od rzeczywistości wpatrując w niebo, czasem usiane gwiazdami, a czasem zasnute ciemnymi chmurami.

Miał dość tego świata i często żalił się księżycowi i gwiazdom, mając wrażenie, że to jego jedyni powiernicy, że tylko oni go rozumieją. Wiedział, że gdyby jego przyjaciele się o tym dowiedzieli uznali by to za irracjonalne. Rozmawiać z ziemskim satelitą i całą masą oddalonych o lata świetlne ognistych kul? To nienormalne.

Mimo to, nie widział możliwości podzielenia się z kimś swoimi przemyśleniami. Wiedział, że gdyby spojrzał w dół zobaczył by wielu ludzi. A dokładnie niemal idealnych robocików, które potrafiły zabić dla pieniędzy. Wiedział, że każda z tych osób, opatulona w drogi płaszcza i wełnianą czapkę i szalik, jest tak samo wyniszczona przez pieniądz. Ludzie kłamali, obrażali, poniżali "gorszych" od siebie, a ich jedynym wymiernikiem tego jaki człowiek jest była ilość wonów, albo lepiej dolarów, na koncie bankowym.

Oczywiście. Przyjaciołom ufał. Wierzył, że tacy nie są, przecież dobierał ich tak szczegółowo i dokładnie. Mimo to nie czuł, że może im powierzyć swoje największe sekrety. Wiedział jak pieniądze potrafią zmieniać ludzi. Zarabiali porządne kwoty, nawet takie jak on, ale gdyby jakiś tabloid zamachał im przed nosem walizką wypełnioną zielonymi, to mogliby wydać jego wszystkie sekrety.

Nie mógł na to pozwolił. Już i tak spotykał się z wieloma plotkami na swój temat. Czasem zastanawiał się czy gdyby nie chciał spełniać swoich marzeń i zabłysnąć na estradzie, nie czułby się bezpieczniej i pewniej. Żyłby sobie w małym, bezpiecznym świecie, pracował w jakimś warzywniaku, żeby opłacić kawalerkę, a cały kraj nie robiłby wielkiego halo z tego, że poszedł na urodziny bliskiej przyjaciółki i wymienił w nią kilka buziaków w policzki.

Schował twarz w dłoniach, opierając się o barierkę inaczej. Nienawidził tego jak w takich momentach czuł się słabo. Jakby był z kruchej porcelany i lada chwila miał rozpaść na kawałki, boleśnie uderzając w ziemię. Mimo to złapał kilka głębszych oddechów i znów się wyprostował, znów patrząc w niebo.

Na całe szczęście tego dnia nie było pochmurno. Ostry mróz nie pozwalał na roztopienie się grubej, śniegowej pierzyny, ale nie padało, więc nie musiał się martwić, że kolejnego ranka drzwi apartamentowca nie dadzą się otworzyć. Drugim plusem było to, że mógł spokojnie popatrzeć na gwiazdy. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, kiedy uspokoiła go myśl, że nie jest sam. Te tysiące migoczących w niebie gwiazd było jak jego fani, unoszący w górę ligthsticki, a szum samochodów przypominał słowa piosenek, które wyśpiewywali razem z nim.

Dziękował sobie za to, że teraz tak szybko potrafił się pozbyć swoich napadów paniki. Zanim dobrze się zaczynało on potrafił się uspokoić i nie doprowadzać do kilku godzin drżenia i płaczu.

Odgarnął z czoła przydługą grzywkę, która po myciu opadała na oczy, nie nastroszona żelem jak zwykle. Irytowało go to, że rano budził się z kosmykami włosów, drażniącymi oczy, ale zdążył się przyzwyczaić. To jak ścinał włosy były już niemal charakterystyczne i nie chciał tego zmieniać.

A może nie mógł? Może wytwórnia zabroniłaby mu inaczej ułożyć włosy? Może stwierdzili by, że skoro jest to jeden z ważniejszych fragmentów jego stylu, to teraz nie pozwolą mu tego zmienić? Że głupie ułożenie włosów stało się jego częścią zupełnie jak cała masa takich błahostek?

Westchnął i pokiwał głową na boki. To było głupie myślenie. Wszystkie gazety nazywały go następcą muzycznego tronu. Księciem przemysłu muzycznego, jedną z tych najbardziej pożądanych osobistości. A przecież jeśli książę życzył sobie zmiany fryzury, to wytwórnia nie powinna mu tego zabraniać.

Zaśmiał się cicho. On i książę. Chyba w marzeniach napalonych fanek. Z jakimiś rodami królewskimi miał tyle co kobieta lekkich obyczajów z cnotą.

Opuścił wzrok odsuwając się od barierki, zamierzając iść spać. Jednak podskoczył zaskoczony słysząc rechot żaby. Jakim cudem to stworzenie wskoczyło na 20 piętro apartamentowca, do tego w środku stycznia?

-Zmutowało cię? -Zapytał płaza, chociaż doskonale wiedział, że ten mu nie odpowie.

Jednak wtedy doznał kolejnego szoku, myśląc że zwariował. Chociaż możliwe było, że toksyny z samochodów i fabryk były już tak szkodliwe, że dostawał psychodeli od wdychania tego.

-Nie do końca- żaba przemówiła ludzkim, męskim głosem. -Zaklęto mnie w żabę.

-Jak w bajce? -Prychnął, myśląc, że to głupie wytwory jego mózgu wywołane niewyspaniem i przepracowaniem. -Może jeszcze mam cię pocałować, huh?

-Jeśli możesz- zaskrzeczało zwierzę, wykrzywiając głowę i "twarz" tak, że najpewniej miało to oznaczać uśmiech.

-Muszę cię rozczarować, ale nie jestem księciem- mruknął przecierając oczy.

Żabka przeskoczyła na parapet i spojrzała na gazetę leżącą po drugiej stronie. Miał ochotę uderzyć głową w barierkę, bo zupełnie zapomniał o tym, że na stoliku leżało czasopismo z otwartym artykule właśnie o nim.

Chociaż czym on się przejmować? To tylko żaba. To wszystko mogło być dziełem przypadku albo jego mózgu. Może jednak ten kurczak, którego dzień wcześniej przyrządził Kibum nie był do końca świeży? Przecież żaby nie mówią, ani nie umieją czytać. A on przeżywał jak nastolatka pierwszy okres.

-Kim Jonghyun, książę światowego przemysłu muzycznego i król k-popu. A przynajmniej tak mówią fani. Dokładna analiza kariery- znów przemówił płaz.

Okey. Czyli ta żaba jednak umie czytać.

~~~~~~~~~

Witam, witam (o ile ktokolwiek zacznie to czytać).

To jest pierwsza taka dłuższa książka, z której jest zadowolona i którą mam skończoną. Poza tym zamierzam zabrać się za OnTae, ale zacznę publikować dopiero kiedy skończę publikować tą

Prawdopodobnie kolejny rozdział dodam za tydzień, jeszcze zależy

A teraz pozdrawiam

The Prince & The FrogWhere stories live. Discover now