Rozdział Drugi - Lodger

57 13 5
                                    

Na świecie chyba nie było ludzi, którzy nie wierzyliby w magię. Byli ludzie wierzący, dla których Bóg był wystarczającą magią. Tacy ludzie potępiali wszystkie czarownice, wróżki i czarodziejów, ponieważ takich czynów mógł dokonywać jedynie Stworzyciel.

Z drugiej strony byli ateiści, którzy nie uznawali istnienia Wszechmogącego, za to uważali że w krzewach i drzewach ukrywały się chochliki. Co drugi przechodzący koło nich człowiek mógł być tak na prawdę ukrywającym się czarownikiem lub wilkołakiem, a demony były magicznymi stworzeniami z innych wymiarów, a nie złymi duchami, wysłannikami z piekła nasłanymi przez szatana.

Mimo to Jonghyun nie był zwolennikiem żadnej z tych teorii. To znaczy Bóg równie dobrze mógł być co nie, a magia mogła sobie istnieć, byle by nie utrudniała mu egzystencji.

No niestety postanowiła mu to utrudnić, bo teraz leżał rozłożony na dywanie, a na nim siedział umięśniony, całkiem opalony, szatyn. Do tego kompletnie nagi.

-Co ty taki czerwony, hmm?- zapytał z przekąsem i pewnym siebie uśmieszkiem nowy gość. -Nie spodziewałeś się, że zobaczysz wcielenie piękna i zajebistości co?

-Nie. Po prostu się wściekłem, bo liczyłem na to, że magicznie znikniesz i będę mógł zapomnieć o tej chorej sytuacji- odwarknął Kim, podnosząc się i spychając z siebie faceta, nie przejmując się, że mógł tym uszkodzić najważniejszy narząd Żabola.

Bynajmniej nie chodziło o mózg.

-Ubierz coś na siebie i rozgość się na sofie. Chyba, że na dywanie ci wygodniej- mruknął, wskazując ruchem głowy na szafę stojącą przy wyjściu z łazienki.

Minho, a przynajmniej tak przedstawił się mężczyzna, który jeszcze minutę wcześniej był oślizgłym, rechoczącym płazem, podniósł się z dywanu, stając koło Jjonga. Zaraz potem salon wypełnił śmiech, przypominający trochę rechot żaby.

-Boże. Nie spodziewałem się, że będziesz taki niski- powiedział zaśmiewający się w najlepsze Choi, przez co zarobił z łokcia między żebra. -No co? Jesteś karzełkiem, książę.

-Słyszałem, że wzrost jest wprost proporcjonalny do wielkości penisa, ale amerykańscy naukowcy chyba się pomylili. W pierwszym momencie, pomyślałem, że jesteś bardzo brzydką babą bez cycków- odgryzł się od razu niższy, a potem skierował się do sypialni, zostawiając skonsternowanego biznesmena.

†††††

Kolejny dzień zaczął się całkiem dobrze. Jonghyuna obudził budzik, a pierwsze promienie słoneczne, wpadające przez lekko rozchylone rolety tylko mu to ułatwiły, rozbudzając idola. Zadowolony przeciągnął się na łóżku i zacmokał zadowolony, zamierzając jeszcze trochę poleżeć w cieplutkiej pościeli.

Jednak po chwili coś wydało mu się nie tak. Po pierwsze nawet najlepsze ogrzewacze nie zapewniały takiego ciepła. Po drugie, coś nieprzyjemnie ciążyło mu na biodrze.

Niechętnie rozchylił powieki, przeklinając w duchu, że zaprzepaściło to jego dodatkowe piętnaście minut drzemki. Obejrzał się za siebie i już zupełnie rozbudził.

Na prawdę liczył na to, że ta cała chora sytuacja okaże się wytworem przemęczonego umysłu, który zaczął wytwarzać dziwne halucynacje. Jednak za jego plecami spał sobie w najlepsze Choi Minho, który jeszcze poprzedniej nocy był oślizgłym płazem.

Kim na prawdę myślał, że to był tylko sen. Że nie było biznesmena zamienionego w żabę, żadnego głupiego pocałunku. Na prawdę chciał, żeby to co wydarzyło się w nocy, było jedynie zasługą jego przemęczonego mózgu.

The Prince & The FrogWhere stories live. Discover now