13

2.7K 155 8
                                    

Draco siedział na kanapie w posiadłości Chunka. Na jego twarzy nie malowało się nic innego oprócz chłodnej obojętności. Z otępieniem wpatrywał się w ścianę. Wtulał się w niego mały chłopiec. Po jego policzkach bezustannie spływały łzy. Obok, na krześle siedziała ciemnowłosa kobieta. Oparła łokcie na stole i ukryła twarz w dłoniach. Rankiem, przyszła do ich domu policja. Powiedziano im, że Chunk nie żyje i umarł najprawdopodobniej w skutek oparzeń. Nikt nie miał pojęcia jak do tego doszło. Draco rozmyślał nad intensywnym kolorem ściany, gdy w końcu odezwał się Brian.
-Ty też nas zostawisz... jak tata...
-Tak-odparł bez cienia uczuć w głosie. Był załamany, jego serce rozrywało się na strzępy, z całej siły pragnął umrzeć, pragnął jakoś to wszystko zakończyć... ale na jego twarzy był spokój, obojętność i wszelkie niezadowolenie. Draco cierpiał w środku, w samotności przeżywał to co się stało. Ale nie chciał o tym mówić. Chciał aby tak go to nie bolało. Pragnął wyłączyć swoje uczucia i po prostu zapomnieć. Po chwili wstał i oznajmił:
-Czas na mnie. Miło było poznać...-skinął głową w stronę zrozpaczonej kobiety i małego Briana. Wyszedł z domu z zaciśniętymi zębami.
-John!
Szedł dalej nie zwracając uwagi na żadne głosy, których w samej jego głowie było mnóstwo.
-John! Czekaj!
Chłopak bez cienia żalu na twarzy opuszczał dom.
-John! Ty tępaku!
Zatrzymał się. Na niego się tak nie mówi. On jest arystokratą. Wielkim czarodziejem ze statusem czystej krwi. Tymczasem stojące zanim dziecko mówi do niego "Ty tępaku". Co się z nim stało? Jakim cudem pozwolił na mieszkanie w takim miejscu? Zniżył się do poziomu szlam i mugoli... Nie spoglądając na chłopca wyszedł zamykając za sobą furtkę. Nagle dosłyszał zdanie, które kazało mu się zatrzymać.
-Pamiętasz jak mówiłem ci, że czytałem o takich jak ty w książkach? Wszystko miało skończyć się długo i szczęśliwie...
-Brian!-wrzasnął Draco, momentalnie odwracając się w stronę chłopca-Życie to nie jest bajka! W bajkach nie umierają osoby których kochasz! Umierają jedynie ci źli! Tymczasem nie żyją twoi rodzice, twoja siostra, Chunk, moja mama... a ci źli zostają...
-Ale przecież wcale nie musi tak być...
-To nie zależy od ciebie Brian! Twoje życie jest do bani! Nie zmienisz tego!-krzyczał Draco dając upust emocją. Wściekły co raz bardziej zbliżał się do chłopczyka. Pragnął zadać mu takie samo cierpienie jakie on czuł w tamtej chwili- Co mam ci powiedzieć?! Że będzie dobrze?! Nie będzie dobrze-spoglądał w zapłakane oczy chłopca. Mroził go swoim morderczym spojrzeniem.
-To, że się poddasz nie pomoże.
Tym razem było już za wiele. Szlamowaty, zasmarkany chłopiec mówił mu, że jest tchórzem. Podszedł do niego ledwo powstrzymując się od zaciśnięcia swych dłoni na jego szyi.
-Ja się nie poddaję- wysyczał przez zęby. Odwrócił się zostawiając za sobą małego, brązowowłosego chłopca. Następnie gdy tylko zniknął mu z oczu, teleportował się.
Znalazł się na ulicy pokątnej. Zarzucił na siebie czarny płaszcz z kapturem. Był wściekły. Poszedł do sklepu z sowami i kupił jedną z najwytrzymalszych. Następnie napisał list.

Ojcze!
Przemyślałem twoje słowa. Spotkajmy się w moim nowym domu. Postanowiłem wypełnić twoją prośbę. Zostanę sługą Czarnego Pana. To dla mnie zaszczyt. Oto adres:
ul. Pomarańczowa 2, Londyn
To mugolskie osiedle i zamierzam wyprowadzić się stamtąd jak najszybciej. Spotkajmy się dziś o 18.
Już na zawsze Ci oddany:
Draco

Pośpiesznie wysłał sowę i udał się na miejsce spotkania. Teleportował się stając przed błękitnym domkiem. Mieszkał w nim jeden mugol. Draco sprawdził to tego samego dnia, w którym zginął Chunk. Zamierzał wcielić swój plan w życie. Wszedł do domu, otwierając drzwi z hałasem. Spojrzał na stojącego naprzeciw chłopaka.
-Przykro mi, ale muszę cię zabić. Chce mieć pewność, że nie uciekniesz.
Mężczyzna zrobił zaskoczoną minę. Miał dwadzieścia, może trochę więcej lat. Wpatrywał się w blondyna lekko przerażonym wzrokiem. Draco westchnął, po czym chłodnym głosem powiedział:
-Avada Kadavra!
Chłopak upadł na ziemię z głośnym łoskotem. Wszystko stało się tak niewiarygodnie szybko, że chłopak nie zdążył wypowiedzieć nawet jednego słowa. Ślizgon podszedł do niego wciskając mu w dłoń swoją różdżkę. Jedyne co naprawdę należało do niego. Szepnął krótkie "sorry", po czym wyszedł z domu rzucając za siebie zapałkę. Upadła na stos przygotowanego drewna do kominka. Chłopak przez chwilę stał patrząc na płomienie trawiące dom.
-Ja się nigdy nie poddaję, Brian-szepnął, po czym teleportował się w nieznane.


The Magic World - Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz