15

2.7K 145 10
                                    

Draco poczuł jak jego ciało w końcu się rozluźnia. Zaklęcie rzucone przez Hermione wreszcie przestało działać. Odetchnął z ulgą. Było około trzeciej w nocy. Miał szanse niezauważonym wydostać się z jej domu. Leżał na miękkim łóżku w swoim dawnym "tymczasowym" pokoju. Lubił dom państwa Grangerów, ale to zdecydowanie nie była najlepsza chwila na odwiedziny. Rozejrzał się. Wokół panowała niczym nie zmącona cisza. Nikogo nie było w pobliżu. Usiadł, delikatnie stawiając stopy na podłodze. Ku jego zaskoczeniu, palce były zrośnięte i nie odczuwał najmniejszego bólu. Gorączka również zniknęła. Uśmiechnął się blado. Hermiona doskonale o niego zadbała. Nie miał pojęcia dlaczego. Zachowywał się w stosunku do niej okropnie. Cały był okropny. Nie zasługiwał na jej przyjaźń. Musiał jak najszybciej wynieść się z domu. Ojciec ciągle miał go na oku. Gdyby zobaczył, że znajduję się w domu Hermiony... wolał nie myśleć co stałoby się z nim i dziewczyną. Odgonił od siebie te myśli. Gryfonka była przecież jedynie nic niewartą szlamą. Nie ma sensu się nią przejmować.
-Co się ze mną stało?-spytał Draco bezgłośnie. Nie mógł poukładać w sobie myśli. Nie miał pojęcia co czuję, ani co powinien robić. Zakrył twarz dłońmi i westchnął. Wstał i zarzucając na siebie czarną pelerynę leżącą obok, skierował się do wyjścia. Nagle u progu zatrzymała go brązowowłosa dziewczyna. Spoglądała na niego surowo zakładając ręce.
-Nigdzie nie idziesz, Malfoy-powiedziała obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Wyraźnie ją denerwował. Mimo to, uporczywie trzymała się postanowienia, że mu pomoże.
-Wybacz, ale to nie zależy od ciebie, Granger. Nie rozumiem po co chcesz mi pomagać...
-W głębi serca wierzę, że zrobiłbyś dla mnie to samo-odparła poważnie, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Draco uśmiechnął się ironicznie. Zrobiłby dla niej wszystko. Nie... to tylko nic nie warta szlama...
-Nic bym dla ciebie nie zrobił.-odparł z pogardą. Na dziewczynie nie zrobiło to jednak wrażenia. Dalej stała z założonymi rękami. Pokiwała głową po czym powiedziała ironicznie:
-Wiesz co, to nie w porządku, że mi zależy bardziej niż tobie. Chciałam ci pomóc. Naprawdę. Ale z każdą chwilą stajesz mi się coraz bardziej obojętny. Postanowiłam, że za wszelką cenę pomomogę, ale to nie ma sensu. Jesteś idiotą, Malfoy. Już ci nie pomogę.-patrzyła mierząc go przenikliwym, pełnym żalu wzrokiem.
-No i dobrze-odparł ukrywając, że tak na prawdę słowa dziewczyny go zraniły. Wyminął ją i zszedł po schodach. Hermiona westchnęła. Mimo wszystko nie chciała tak tego kończyć. Nie miała pojęcia co miałaby zrobić. Najlepiej to po prostu pozwolić mu odejść. Co innego miałaby zrobić? To co powiedziała było kłamstwem. Zależało jej na chłopaku, ale miała swoją godność. Nie będzie znosiła jego pogardliwego wzroku. Nie chce jej pomocy-trudno. Dobiegł ją dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Przymknęła oczy starając się powstrzymać łzy. Na nią też już czas. Musi wrócić do Hogwartu. Teleportowała się tuż przed bramę zamku. Złapała za klamkę wielkiej bramy, gdy nagle coś zatkało jej usta. Dziewczyna zaczęła wyrywać się z silnego uścisku postaci w czarnej pelerynie, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle poczuła jak zapewne mężczyzna, uderza ją w głowę kamieniem. Dziewczynie momentalnie zamgliły się oczy. Poczuła jak po jej skroni spływa ciepła krew. Przez chwilę starała się nie stracić przytomności, za wszelką cenę starając się nie zamknąć oczu. Po chwili poddała się, bezwładnie osuwając się w ramiona mężczyzny w czarnej pelerynie.
Obudziła się w ciemnym, zatęchłym pomieszczeniu. Leżała na brudnej, betonowej podłodze. Rozejrzała się. Była sama. Przyłożyła rękę do pulsującej bólem rany na głowie. Po jej czole ciągle spływała krew. Zmarszczyła brwi, próbując poukładać sobie wszystkie wydarzenia. Po chwili zerwała się do pozycji siedzącej. Przypomniała sobie mężczyznę w czarnej pelerynie. Czujnym wzrokiem ponownie przebiegła po ścianach. Była pewna, że ktoś ją obserwuje. Mimo to nie dała poznać, że jest przerażona. Z kamienną twarzą czekała aż coś się stanie. To musieli być śmierciożercy. Spojrzała na drewniane, solidne drzwi z małym okienkiem u górze. Umieszczone były w nim kraty. Mimowolnie się wzdrygnęła. Czuła się jak w więzieniu. Była jednak Hermioną Granger. Musiała jakoś się stamtąd wydostać. Nawet jeśli nie, to była gotowa umrzeć z honorem. Była odważna. Jedyne do czego nie mogła dopuścić, to pokazać że się boi. Danie satysfakcji śmierciożercom, to najgorsze co mogła zrobić. Nagle otworzyły się drzwi. Hermiona wstała pewnie, lekko się chwiejąc. Rana na głowie poważnie dała się we znaki. Mimo to spojrzała odważnie na swojego oprawcę. W drzwiach stanął wysoki, dobrze zbudowany, blond włosy mężczyzna. Dziewczyna bez trudu rozpoznała w nim Lucjusza Malfoy'a.
-Widzę, że już ci lepiej- powiedział udając troskę.
Hermiona mimowolnie prychnęła.
-O ile można tak nazwać mnie, siedzącą w jakiejś celi z rozwaloną głową...-mówiła to tak ironicznie, że nawet Lucjusz się uśmiechnął. Mimo to jego uśmiech i tak był obrzydliwy.
-Jak zawsze dobrze wygadana Granger...-westchnął podchodząc bliżej do dziewczyny.
-Czego ode mnie chcecie?-spytała mrożącym krew w żyłach tonem. Uniosła brodę do góry, dumnie patrząc na mężczyznę.
-Spokojnie... nie denerwuj się tak...
-Jak mam się nie denerwować?!-wrzasnęła.-Trzymacie mnie tu nie wiem poco. Kretyni na co wy liczycie...
Hermiona umilkła, bo właśnie dostała w twarz od Lucjusza.
-Żadna szlama, nie będzie mnie nazywać kretynem-wycedził przez zęby.
Hermiona spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem. W jej oczach krył się smutek. Była jednak osobą impulsywną i po chwili jej czekoladowe tęczówki wypełniła pogarda.
-Nic ci nie powiem-wypowiedziała te słowa tak, jakby chciała go wyszydzić.
-Co cię łączy z moim synem?-spytał Lucjusz jadowitym tonem. Wypowiedź Hermiony nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
-Nic-odparła szybko, lekko się wahając.-Z tego co wiem jest już martwy...
-Daj spokój. Śledzę go od długiego czasu. Dobrze wiem, że samobójstwo było upozorowane.
Poczekamy sobie aż tu po ciebie przyjdzie...
-Nie sądzę, że coś sobie z tego zrobi... Nie licz na to, że będzie mnie ratował... To kiepski pomysł na zwabienie go tutaj... to jest wręcz żałosne...
-No tak. Panna Granger- mózg wszelkich operacji. Naprawdę sądzisz, że znasz mojego syna lepiej niż ja?-spytał z kpiną.
Hermiona uśmiechnęła się ironicznie.
-Ty go w ogóle nie znasz.-odparła spokojnie.-Draconowi na mnie nie zależy. Nie sądzę by mnie ratował.
-Mylisz się. Mój syn jest w tobie zakochany i nie dopuści by stała ci się krzywda-Na słowa Lucjusz machinalnie zaczęła kręcić głową próbując wyprzeć się tego co przed chwilą usłyszała. Nie wierzyła w to.
-...a gdy on już przyjdzie cię uratować, zginie, tak jak zresztą ty.-mężczyzna uśmiechnął się jakby opowiadał dobry żart, po czym opuścił celę.

The Magic World - Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz