Harry

2.5K 234 86
                                    

Ja to jestem tępa... Zastanawiam się co to za zielona kropka obok i do czego może służyć, a przecież ostatnio sobie zainstalowałam grammarly. I niby przefarbowałam się już z tego blondu...

hahahahahahaha :D :D :D

~ ~ ~ ~ ~



Harry

28 listopada


Co można robić, mając wolne od pracy i będąc w bliźniaczej ciąży? Oczywiście, że spać. Spałem przez cały czas, zasypiając praktycznie, gdzie tylko się dało, jakbym właśnie miał czas na zregenerowanie sił. Co prawda do momentu, aż jakiś kretyn (najprawdopodobniej Gemma) nie zaczął dobijać mi się do drzwi. Jęknąłem, przewracając się na drugi bok na kanapie i licząc, że sobie pójdzie, ale ona nie dawała za wygraną, więc niechętnie zwlokłem tyłek i przecierając oczy, poszedłem jej otworzyć.

Okej, przeliczyłem się. To wcale nie było ona, a osoba, na którą najmniej w tym momencie miałem ochotę patrzeć.

– Czego chcesz? – zapytałem, widząc, jak Nick po prostu wpycha się do mieszkania.

– Harry, przepraszam. Ja wiem, że nawaliłem, ale już dowiedziałem się wszystkiego. Pozwól mi się wami zaopiekować.

– Co? – spytałem totalnie zdezorientowany. – Wyjdź stąd, nie chcę cię widzieć.

Nadal nie mogłem zrozumieć, jak kiedyś mogłem go kochać, skoro teraz reagowałem na niego taką agresją.

– Harry, naprawdę cię przepraszam, byłem taki głupi. Zmienię się – oznajmił. – Nie chcę cię stracić. Ciebie i dziecka.

Uśmiechnąłem się bezczelnie.

– Już mnie straciłeś, a dzieci wcale nie są twoje, więc wyjdź stąd.

– Przestań kłamać.

– Mam ci, kurwa, pokazać akt małżeństwa, żebyś wreszcie dał mi spokój? – wybuchnąłem, wchodząc do kuchni.

Nie wiem, dlaczego tam poszedłem, chyba miałem ochotę się czegoś napić, bo przez tego idiotę zaschło mi w ustach.

– Dlaczego nie możesz po prostu przyznać, że to moje dziecko?

– Bo to nie jest twoje dziecko! – krzyknąłem, uderzając pięściami o blat.

Miałem tak serdecznie dość tego człowieka, a byłem w stu procentach pewien, że to właśnie moja mama nagadała mu głupot, czym sprawiła, że przyszedł tutaj i znowu oczekiwał, że do niego wrócę.

Mogłem zrozumieć, że nie akceptuje Louisa, bo go nie zna, ale do jasnej cholery, niech da mi spokój i nie nasyła na mnie Grimshawa.

– Niby jakim sposobem? – zadrwił.

– Chcesz wiedzieć jakim? – zapytałem.

Czułem, że w środku gotuję się ze złości i miałem ochotę wyładować ją całą na nim, a już na pewno zranić go tak, jak on ranił mnie przez te lata.

– Pamiętasz, jak przyszedłem do ciebie i zastałem cię w łóżku z tą szmatą? Poszedłem do byle jakiego baru, żeby się upić z żalu, ale trafiłem tam na Louisa, a w Vegas przecież tak prosto wziąć ślub, prawda? Potem wróciliśmy znowu na imprezę, pieprzył mnie w kiblu, a później jeszcze kilka razy w hotelu do nieprzy...

Zatoczyłem się, zatrzymując na kuchennym blacie, czułem ogromny ból w szczęce, a w ustach smak krwi. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu.

– Zdradziłeś mnie, dziwko – usłyszałem.

Wrócił stary Nick, a raczej ten prawdziwy, którego znałem od dawna.

Nie wiem, co mnie do tego popchnęło, ale wyjąłem nóż z szuflady i skierowałem go w jego stronę.

– Wyjdziesz stąd i nigdy więcej nie wrócisz – wycedziłem przez zęby.

Widziałem, jak Nick zaciska szczękę ze złości.

– Wyjdziesz albo jutro będziesz musiał się zgłosić na policję za pobicie.

Chyba to poskutkowało, bo rzucił mi tylko pełne nienawiści spojrzenie i ruszył do wyjścia. Odprowadziłem go wzrokiem, nadal uważnie go obserwując, bo kto wie, co może mu jeszcze przyjść do głowy. Zbyt dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że Nick był nieobliczalny, jeśli coś nie szło po jego myśli.

– Nie będę marnował czasu na taką dziwkę, jak ty i na twoje bękarty – oznajmił, wychodząc i trzaskając drzwiami.

Odrzuciłem nóż na blat i praktycznie podbiegłem, żeby przekluczyć zamek. Dopiero teraz wciągnąłem powietrze, a łzy popłynęły po moich policzkach. Otarłem je rękawem bluzy, po czym wróciłem do kuchni, obmyłem ranę, bo czułem, że miałem lekko rozciętą wargę, następnie sięgnąłem po lód i wróciłem do salonu. Zwinąłem się w kłębek na kanapie, ściskając mocno w rękach poduszkę. Miałem nadzieję, że teraz nareszcie da mi spokój.





W końcu płacz musiał mnie zmęczyć. Zabawne, bo już któryś raz zasypiałem, płacząc i budząc się dopiero rano.

Oczywiście pierwszą rzeczą, jak to najczęściej rano, były mdłości, więc sprintem ruszyłem do łazienki. Dopiero tam po chwili zdałem sobie sprawę, że czuję lekki ból w podbrzuszu. Zignorowałem go jednak i zacząłem się rozbierać, ale coś zwróciło moją uwagę. Czy na mojej bieliźnie była krew?

To chyba nie wróżyło dobrze?

Wszedłem pod prysznic, chcąc się naprawdę szybko umyć i wiedziałem, że za chwilę poszukam informacji o tym, czy krwawienia są normalne.

W ciągu kilku minut ubrałem się i poszedłem do kuchni, gdzie nalałem sobie soku i zacząłem przeszukiwać internet. To, co czytałem, zupełnie mi się nie podobało, więc sięgnąłem po telefon.

– Gemma, gdzie byliśmy na wizycie? Potrzebuję tam numer – powiedziałem od razu, kiedy odebrała.

– Co się dzieje? – zapytała, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak.

– Po prostu potrzebuję numer.

– Zaraz do ciebie jadę i już ci go wysyłam – oznajmiła. – Nie ruszaj się nigdzie beze mnie, jestem za kilka minut.

– Gemma, nie – powiedziałem, ale nie zdążyłem jej niczego wytłumaczyć, bo już się rozłączyła.

Westchnąłem ciężko. Jak ona to sobie wyobraża? Przecież jest w pracy.

W ciągu kilku sekund dostałem wiadomość z numerem i zadzwoniłem tam, czując, jak ściska mnie ze strachu w żołądku. Rozmowa była krótka – miałem tam jak najszybciej przyjechać. Przez to wszystko coraz bardziej zaczynałem bać się o dzieci. Bo jeśli coś im się stanie? Nie wybaczyłbym sobie tego.

Z minuty na minutę ogarniał mnie coraz większy strach, a już tym bardziej, kiedy przyjechała Gemma i pojechaliśmy do tej lekarki, której nazwiska nie pamiętałem, ale uważałem, że była naprawdę w porządku.

Po krótkim wywiadzie na temat tego, co się dzieje, znowu kazała mi usiąść na ten dziwny fotel, żeby mnie przebadać. Nie podobało mi się jej skupienie i milczenie.

– Leżymy, Harry – oznajmiła. – Przynajmniej do następnej wizyty.

– Jak to? – zapytałem.

– Ostatnio dużo się denerwowałeś, a nie chcemy stracić dzieciaczków. Zero stresu, zero wysiłku, dostaniesz leki i odpoczywaj. Oczywiście jest ktoś w domu, kto może przejąć wszystkie obowiązki? Mąż? – zasugerowała.

Uśmiechnąłem się w duchu. Odkąd powiedziałem wszystkim, zacząłem nosić obrączkę i pewnie bez problemu to zauważyła.

– Męża nie ma, jest gdzieś na górze – palnąłem bez zastanowienia.

– Przykro mi – odpowiedziała od razu, a ja zrozumiałem sens tego, co powiedziałem. Faktycznie mogła to tak zinterpretować.

– Znaczy, nie w tym sensie – poprawiłem. – Jest astronautą i... Po prostu jest teraz gdzieś w kosmosie.

– Ja pomogę – wtrąciła się Gemma.

Kobieta zaśmiała się.

– To nieźle postarał się przed wylotem – oznajmiła. – Wstawaj, wpiszemy ci kilka recept.

Zarumieniłem się wściekle, ale i tak zrobiłem, co powiedziała.

Wyglądało na to, że w najbliższym czasie byłem całkowicie uziemiony. Nie wyobrażałem sobie leżeć całymi dniami, ale z drugiej strony nie chciałem, żeby dzieciom coś się stało. Słuchałem uważnie tego, co mówiła ta doktor, chociaż jednego byłem pewien – umrę z nudów w tym domu.

So let's count the starsWhere stories live. Discover now