Louis

2.6K 247 34
                                    

Przedostatni? 😔

Nie lubię kończyć pisania jakieś historii😭

~ ~ ~ ~ ~


Louis

25 czerwca


Harry otwierał drzwi mieszkania, a ja niosłem chłopców. Byłem szczęśliwy, że wreszcie wszyscy byliśmy w domu cali i zdrowi. Bliźniaki zostały wypisane ze szpitala dopiero po sześciu tygodniach, ale wszystko było w należytym porządku. Nathan gonił swojego brata, ile miał sił i już powoli zaczynał dorównywać mu wagą. Zresztą miał taki apetyt, że zupełnie mu się nie dziwiłem, to raczej Alex był niejadkiem.

Postawiłem oba foteliki na podłogę obok rzeczy chłopców, które przyniósł Harry.

– Nareszcie w domu – odezwał się, patrząc na naszych malutkich synków. Byli tacy cudowni.

Przytuliłem się do niego, pomagając mu we wgapianiu się w dzieci, ale chyba właśnie skończył się nasz odpoczynek, bo ledwie weszliśmy, Alex zaczął się budzić i stękać cicho, chociaż oboje zasnęli w samochodzie.

Zerknąłem na zegarek.

– Pora jedzenia?

Harry pokiwał głową i pochylił się, żeby wziąć tego małego marudę na ręce, a ja ruszyłem do kuchni zrobić mleko. Byłem święcie przekonany, że Nate zaraz też się obudzi. Nie pomyliłem się, bo kiedy Alex z każdą chwilą był coraz bardziej zapłakany, a Harry krążył z nim po salonie i próbował uspokoić, to jego brat też już zaczynał powoli marudzić.

Podszedłem do niego i wziąłem na ręce, a raczej trzymałem jedną, drugą nadal próbując przygotować dla nich jedzenie. Wcale nie pomagało mi, że Alex był coraz głośniejszy, a mój drugi synek zaczynał podzielać jego humor.

Czarno to widziałem, jeśli oni będą się tak synchronizować. Na szczęście byliśmy we dwójkę, więc jakoś powinniśmy dać radę. Trzeba mieć szczęście, żeby za pierwszym razem mieć bliźniaki.

– Lou – jęknął ponaglająco Harry.

– Sekunda – odpowiedziałem. – Błagam, tylko nie płacz. Zaraz zrobimy mleczko dla ciebie i braciszka – powiedziałem do małego.

Właściwie nie miałem pojęcia, jak mam rozmawiać z takimi maluchami, a przecież miałem tyle rodzeństwa. Niemożliwe, żebym wszystko zapomniał.

– Myszko, nie płaczemy – odezwałem się po raz kolejny do Nate'a.

Byłem w szoku, ile przy nich można było się nauczyć robić jedną ręką, a to przecież dopiero początek.

Na szczęście w końcu udało mi się zakręcić obie butelki i złapałem je, zmierzając do salonu, gdzie Harry nadal nie był w stanie uspokoić Alexa. Podałem jedną butelkę mojemu mężowi i usiadłem na kanapie, układając sobie Nathana, który od razu przyssał się do niej, na co parsknąłem śmiechem.

– Spokojnie, dziecko... Jakby nikt cię nie karmił.

Harry usiadł obok mnie z Alexem, ale ten jak zawsze nie był zachwycony jedzeniem.

Byli tak różni.

– No dalej, mały Louis – odezwał się, a ja rzuciłem mu znaczące spojrzenie, chociaż tutaj akurat miał rację, bo Alex był moją miniaturową kopią i chociaż oboje byli do mnie podobni, to on o wiele bardziej. – Alexandrze... – skarcił, kiedy mały po kilku łykach wypluł smoczek.

Uśmiechnąłem się, patrząc na Harry'ego. Tak naprawdę widziałem z ISS cały świat, ale miałem go w tym momencie gdzieś, kiedy ten mój miałem właśnie tutaj, trzymając mojego synka na rękach i patrząc na drugiego w ramionach mojego męża.

Na szczęście po jedzeniu udało mi się szybko uśpić chłopców, kiedy Harry zajmował się ogarnianiem wszystkich rzeczy. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo kiedy tylko się obróciłem, zobaczyłem mojego męża opartego o drzwi i przyglądającego mi się uważnie.

Podszedłem do niego, a on uśmiechał się perfidnie.

– Louis – odezwał się, łapiąc za moją koszulkę i przyciągając do siebie. Wpił się w moje usta.

Zaśmiałem się, popychając go na ścianę, ale już po chwili odsunąłem się i zamknąłem drzwi pokoju chłopców.

– Możemy? – zapytałem.

– Lekarz nie wspominał o żadnym zakazie – odpowiedział, znowu mnie całując i prowadząc w stronę sypialni.

Kilka kroków później upadł na łóżko, a ja znalazłem się nad nim. Pomogłem mu ściągnąć rozpinaną bluzę, którą miał na sobie, praktycznie nie przerywając pocałunku, jednak już kilka sekund później jęknąłem głośno i opadłem na łóżko obok Harry'ego, który zaczynał się coraz głośniej śmiać.

– Ty idziesz – oznajmił, kiedy nasz synek zaczynał coraz bardziej płakać i pewnie zaraz miał dołączyć do niego jego brat.

– Zaraz wracam – powiedziałem, wstając z łóżka i całując mocno mojego męża.

So let's count the starsWhere stories live. Discover now