11.

455 37 2
                                    

Moja wycieczka do miasta okazała się totalną porażką. Tak szybko jak wjechałam do miasta, tak również szybko dobiegła wiadomość do pałacu, że księżniczka niezapowiedzianie odwiedziła miasto. Mimo to, zdążyłam się schować u Francescy, która razem ze mną uciekła na koniu do lasu.

— Vi, powiesz mi wreszcie co się stało? — spytała, patrząc na mnie. Westchnęłam i spojrzałam na drzewa mijane obok.

— Wiele razy mówiłaś, że wiele oddałabyś, aby być na moim miejscu. Wiesz jak się czuje? Zostałam oszukana przez księcia Leona, zrobił mi nadzieję uczuciowo...

— Z tego co mi jest wiadomo, dawał ci tylko lekcje muzyki. Nic więcej, lub ja o czymś nie wiem? — wychyliła lekko głowę zza moich pleców w moim kierunku. Zerknęłam na nią kątem oka i pokręciłam przecząco głową.

— Ostatnio prawie się pocałowaliśmy. Dzisiaj widziałam go całującego się z księżniczką Leną, co powiesz na to?

— Porozmawiaj z nim — prychnęłam na jej słowa.

— Żeby to jeszcze było takie łatwe, Fran. Zauroczyłam się w nim — mruknęłam.

— Widać. Mówiłam ci zresztą, że tak będzie. Miałam rację — uśmiechnęła się szeroko, a ja śmiałam się cicho na jej słowa. Zatrzymaliśmy się pod jednym z drzew. Zeszłam pierwsza z konia, a następnie pomogłam zejść Włoszce. Usiadłyśmy i oparłyśmy się plecami o drzewo. Zerknęłam na przyjaciółkę, nic nie mówiąc.

— Ta nauka z Leonem, pomogła ci coś w ogóle? — spytała. Patrzyłam przez dłuższą chwilę na nią, a następnie przeniosłam wzrok przed siebie.

— W pewnym sensie. Zaczęłam pisać o miłości, czułam się dobrze w tym co robię. Zresztą, on też mówił mi różne piękne słowa, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym się znajduje. Pogubiłam się, a jestem pewna, że on nic do mnie nie czuje.

— Viola, nie żartuj sobie. Pomyślisz, że jestem okropna, ale nawet chciałam porozmawiać z księciem Diego żeby wywołać zazdrość u Leona. To znaczy, to się okaże czy się uda, bo dzięki temu zazwyczaj okazuje się czy ta osoba jest w tobie zakochana — parsknęłam śmiechem na jej słowa.

— Francesca, nie sądziłam, że masz takie pomysły. Wiesz, że akceptuję cię taką jaką jesteś, z twoimi wadami, taka jak na przykład ta. Nie myśl o tym więcej, proszę — odparłam rozbawiona. Moje rozbawienie nie trwało jednak długo, ponieważ kilka sekund później moim oczom ukazała się z daleka widoczna straż zamkowa. Las był widny, bez problemu mogłam zobaczyć ich z daleka. Wstałam i czym prędzej wsiadłam na konia.

— Viola, co robisz? — spojrzała na mnie zdezorientowana Włoszka.

— Wsiadaj, powiem ci po drodze — odpowiedziałam, patrząc w kierunku straży, czy nie zbliżają się w naszym kierunku. Zgodnie z tym o co ją poprosiłam, wsiadła na konia i ruszyliśmy w kierunku

— Straż tam była. To wręcz niewiarygodne jak szybko wiadomość o tym, że uciekłam dotarła do pałacu — powiedziałam praktycznie sama do siebie. — Czysto teoretycznie, jeżeli naprawdę chciałabym uciec to nie ma dużego prawdopodobieństwa, że udało by mi się to.

— Violetta, nie knuj niczego, mimo wszystko co spotyka cię w pałacu — odpowiedziała Francesca, a ja dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że wróciłyśmy z powrotem do miasta. — Do zobaczenia Viola, wiesz gdzie mnie szukać. Zawsze możesz liczyć na mnie i Camilę — uśmiechnęłam się lekko i przytaknęłam z wdzięcznością. Ruszyłam z powrotem do pałacu.

Po dotarciu niemalże stajenna rzuciła się na mnie. Zostałam obsypana tysiącami pytań, na które nie odpowiedziałam. Weszłam jak gdyby nigdy nic do pałacu, a strażnikom wręcz opadły szczęki. Nie zwracałam nawet uwagi na krzyki Marii, mojej służącej, która w tamtym momencie prawiła mi kazania jak bardzo wszyscy się o mnie martwili. Usiadłam na łóżku i początkowo zamierzałam się położyć, ale zamiast tego wstałam i podeszłam do biurka, przy którym usiadłam. Wyciągnęłam z szuflady zamkniętej na klucz nowy tekst piosenki, który zaczęłam komponować.

Zaczęłam cicho nucić aż z momentu na moment zaczęłam śpiewać. Nie obchodziło mnie to czy ktoś to słyszy, chciałam poczuć się lepiej. Tylko muzyka była i jest w stanie wyzwolić mnie od tej nudnej codzienności.

Po chwili z hukiem zostały otwarte drzwi, przez które do środka weszła moja matka razem z ojcem.

— Masz nam coś do powiedzenia, księżniczko? — spytała z wyrzutami moja mama. Zerknęłam na nią, a następnie na tatę i spokojnym głosem odparłam:

— Nie.

— Nie? A jakim prawem wyjechałaś z pałacu bez żadnej zgody! — krzyknęła. — Cały pałac i miasto zostały postawione na nogi przez ciebie! Przez twoje głupie humorki!

— Nie będę z tobą rozmawiać, jeśli mówisz do mnie takim tonem.

— Violetto, dosyć! To twoje ostatnie dwa tygodnie w tym pałacu, później razem z ojcem wyjeżdżasz na dwa miesiące. Wybijesz sobie z głowy tą muzykę albo załatwimy to inaczej.

— Nigdzie się stąd nie wybieram. Mam tu całe swoje życie - przyjaciółki, rodzinę, wszystko! Zabroniłaś mi się już nawet z nimi spotykać, czego jeszcze mi zabronisz albo zabierzesz? Powietrze? Jeśli tak, to świetnie się składa, bo muzyka jest moim tlenem i tylko ona potrafi zabrać mnie daleko stąd od tej obrzydliwej codzienności. Zabierasz mi wszystko co w jakikolwiek sposób jest dla mnie ważne i wartościowe.

— Dosyć tego...

— Nie mamo, to ja mam tego dosyć. Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale nie cierpię tego kim jestem i nie życzę nikomu takiej rodzicielki — wyszłam z mojej komnaty. Przez swoją nieuwagę i zamyślenie wpadłam na Leona, który patrzył na mnie zdziwiony. Chciał coś powiedzieć, ale ja zrobiłam coś, czego sama się nie spodziewałam.

Przytuliłam go z całej siły.

Objął mnie i zrezygnował z powiedzenia czegokolwiek. Trwaliśmy w uścisku przez pewien czas, a ja czułam się wtedy jak wszystkie moje problemy i zmartwienia odchodzą w niepamięć, kiedy on trzyma mnie w swoich ramionach.

***

princess || violetta x leonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz