18.

442 33 11
                                    

Po tygodniu byłam już kompletnie wycieńczona. Z czasem przestało już mi zależeć na samej sobie i na tym co ze mną będzie. Straciłam jakiekolwiek nadzieje, nie radziłam sobie w prawdziwym życiu i to była smutna prawda. Co więcej, nie wiedziałam nawet gdzie jestem. Kłusowałam na koniu... i to tyle. Nie śpiewałam, nie odzywałam się już nawet sama do siebie. Czułam się brudna, czułam się... okropnie.

Jechałam na koniu zamulona do momentu aż zwierzę stanęło dęba, o mało co nie zrzucając mnie z siebie.

— Hej, co jest? — pochyliłam się lekko, trzymając mocno ogłowia. Po chwili zobaczyłam z jego kopyta sączącą się krew. Natychmiast zeszłam z niego i zauważyłam, że to po prostu była pułapka. Nie mogłam jednak wsiąść na niego z powrotem i w takim stanie uciekać. Oderwałam kawałek materiału ze swojej sukienki i przewiązałam miejsce, w którym ogier został zraniony. Rozejrzałam się wokół i dopiero wtedy dostrzegłam łuczników, który z daleka zmierzali w naszą stronę.

— Cholera — szepnęłam i szybko wsiadłam z powrotem na konia. Na szczęście koń ruszył, jednak nie biegł w tym samym szybkim tempie co zwykle. Nie tylko ze względu na ranę, ale również zmęczenie organizmu. — Dawaj, dawaj! — mówiłam głośno i jednocześnie trochę głaskałam go po włosach. Wybiegliśmy z lasu i znaleźliśmy się na polanie. Było pusto, mieli mnie idealnie na celowniku. A ja nie miałam gdzie już uciekać, nie było szans. Mimo to z łzami w oczach popędzałam go dalej.

Po niedługiej chwili zobaczyłam obok siebie lecąca strzałę. Popędzałam konia tak szybko jak się tylko dało aż runął jak długi na trawę, a ja wyleciałam do przodu. Widziałam niebo, a w głowie okropnie mi się kręciło, nie czułam swojego nadgarstka. Momentalnie moje ciało pogrążyło się w bólu, którego nie mogłam opanować. Zamknęłam oczy, nie mogłam się ruszyć. Łzy spływały wolno po moich policzkach, przygotowałam się na to co ma nadejść.

Jednak nie usłyszałam już żadnych odgłosów kopyt, biegu, kompletna cisza. Ostatkiem sił uniosłam głowę i wtedy zobaczyłam jak rycerze zamkowi walczą z łucznikami. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

***

Obudziłam się już w zamku. Wzrok miałam zamglony, dlatego zamrugałam kilka razy powiekami aż obraz wyostrzył się. Zerknęłam w prawo, gdzie zobaczyłam moją służącą. Więc to był sen?

— Mario? — odezwałam się cicho. Kobieta natychmiast uniosła swój wzrok na mnie i podeszła do mnie.

— Księżniczko... — uścisnęła moją dłoń. Nadgarstek mojej drugiej ręki był owinięty bandażem, nie mogłam nią ruszać. — Zawołam lekarza i królową — dodała i bez mojej odpowiedzi ruszyła do drzwi. Westchnęłam i zamknęłam ponownie oczy. Z jednej strony cieszyłam się, że jestem z powrotem w zamku. Z drugiej bałam się tego co mnie tutaj czeka. Kara, pochwała, a może kompletne inne traktowanie?

— Violetta — moja matka weszła szybkim krokiem do komnaty. Podbiegła i przytuliła mnie, od razu płacząc w moje ramie. — Kochanie, tak bardzo cię przepraszam... nie zdawałam sobie sprawy z tego jak możesz się czuć przez moje traktowanie — łkała. — Tak bardzo przepraszam — powoli objęłam ją drugą ręką. Nic jej nie odpowiedziałam. Nie miałam ochoty, byłam z jednej strony zła, że uświadomiła sobie to dopiero po tym jak uciekłam. Tak wiele trzeba było?

— Violu... — z tyłu odezwał się głos ojca. Uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się smutno. On jedyny mnie nie krytykował i akceptował to, że chcę śpiewać, być lepiej traktowana... tylko on. — Dlaczego?

— Chciałam być tylko wolna — odpowiedziałam. Patrzył na mnie bez przerwy aż po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Nie zadziałało to na mnie mimo wszystko. Chciałam być jak każdy normalny człowiek wolna i mieć swoje własne zdanie.

— Nie takim kosztem — odezwała się mama, odsuwając ode mnie. — Zobacz jak wyglądasz — uśmiechnęłam się rozbawiona.

— Widzisz? Chciałam być wolna. Znowu mi zarzucasz co zrobiłam, a czego nie. Znowu mnie tak traktujesz... lepiej było jak nie było mnie tutaj — ostatnie zdanie dopowiedziałam mruknięciem. — Gdzie Leon? — spytałam po chwili milczenia z ich i mojej strony.

— Nie ma go — odparł ojciec.

— Jak to nie ma? — otwarłam szeroko oczy.

— Pojechał cię szukać i jeszcze nie wrócił — zacisnęłam dłonie na kołdrze. Byłam zła, cholernie zła.

Leon...

princess || violetta x leonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz