17.

398 32 13
                                    

Leon's POV

W ciągu jednego dnia obiegła świat informacja, że Violetta i Michael zniknęli. Bałem się. Cholernie bałem się o nią. Kocham ją i już tego nie ukrywam. Napisałem dla niej piosenkę, której kawałek po kawałku zostawiałem pod drzwiami. Bałem się, że ten chłopak mógł zrobić jej coś złego. Ale ja nie jestem lepszy, stchórzyłem. Kiedy wyjeżdżała nawet się z nią nie pożegnałem, nie wyznałem swoich uczuć. Dobijało mnie to, że mogłem już jej nigdy nie zobaczyć.

— Leon — do mojej komnaty weszła królowa Angie. Jak przystało ukłoniłem się. — Musisz nam pomóc. Musimy ją znaleźć, on na pewno ją porwał — powiedziała zrozpaczonym głosem.

— Niech się Wasza Wysokość aż tak nie martwi. To dzielna dziewczyna, poradzi sobie. Przygotuję potrzebne rzeczy i ruszę — odpowiedziałem. Królowa podeszła do mnie i mocno przytuliła. Dosyć zdziwiony, objąłem ją. — Wszystko będzie w porządku.

— Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Teraz nawet najmniejsza pomoc jest ważna — odparła cicho. Przytaknąłem sam do siebie. Po chwili kobieta odsunęła się i przytaknęła po czym wyszła. Odchrząknąłem i zacisnąłem zęby, od razu zacząłem się pakować. Nie wiem ile zajmie mi szukanie jej, może dzień, dwa, a może tydzień. Wrócę z nią, nie ma innej opcji. W międzyczasie poprosiłem moją służącą o przygotowanie jedzenia i picia na drogę po czym wyszedłem z pałacu kierując się do stadniny. Zapakowałem wszystko na mojego konia, łącznie z jedzeniem, które dostarczyła mi służąca. Pożegnałem się z Ludmiłą i Federico i ruszyłem.

— *Quiero mirarte, quiero soniarte, vivir contigo cada instante... — zaśpiewałem. Niedawno zacząłem komponować również nową piosenkę, oprócz tej, której fragmenty zostawiałem pod drzwiami komnaty Violetty. — Gdzie jesteś? Po co się ukrywasz? — pytałem sam siebie na głos. Wiedziałem, że na pewno jest bardzo daleko stąd. W końcu królestwo Michaela nie było wcale położone tak blisko.

***
Violetta's POV

Następnego dnia rano nie zwlekaliśmy ani trochę. Zjedliśmy trochę i daliśmy jabłka koniom po czym ruszyliśmy w dalszą podróż.

— Michael? — odezwałam się, patrzyłam na niego. Zerknął na mnie jedząc jabłko, pokazując mi tym samym, że mogę mówić. — Co jeśli nas znajdą?

— Nie sądzę — odpowiedział i ugryzł kolejny kawałek owocu. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na pobliską rzeczkę. Postanowiłam bez jego zgody się zatrzymać. Zeszłam z konia i podprowadziłam go bliżej, aby się napił. Chłopak zatrzymał się dopiero kilka metrów dalej i obserwował co robię. — Violetta, nie mamy czasu!

— Spokojnie — odparłam cicho, głaszcząc zwierzę po grzywie. Kiedy się napoiło, wsiadłam z powrotem na niego i dorównałam kroku księciu. — Dzisiaj jest bardzo gorąco.

— Nie masz już o czym rozmawiać, prawda? — westchnął, na co niestety mu przytaknęłam. Skończyły mi się jakiekolwiek pomysły na rozmowę. Dosłownie chwilę później do moich uszu dobiegł odgłos sporej ilości kopyt koni. Odwróciłam się i zobaczyłam tam straż na koniach.

— Książę! — powiedziałam na tyle, żeby on mógł usłyszeć. Spojrzał na mnie, a następnie za siebie i od razu zrzedła mu mina.

— Jedź — rzucił i od razu pogonił konia. Zrobiłam to samo, przez co daliśmy znać, że jesteśmy tutaj. Ruszyli w pogoń za nami, a my jechaliśmy szybko na koniach, aby nie dać się złapać. Bałam się, moje serce waliło w niezawodnie szybkim tempie. Po kilkunastu minutach, kiedy znaleźliśmy się na polanie, zobaczyłam, że koń księcia już nie ma tyle siły.

— Michael, szybko! — krzyknęłam. On spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

— Księżniczko, mój koń już nie da rady. Złapią nas — odpowiedział. Przeraziłam się, on miał całe nasze pożywienie i potrzebne rzeczy do przeżycia na swoim koniu. Szybko zatrzymałam konia.

— Wezmę torbę, ale musimy uciekać — powiedziałam dysząc, cały czas patrząc na to czy nie doganiają nas.

— Uciekaj! — powiedział głośno. Wtem zobaczyłam, że zaczynają się zbliżać i z ogromnym bólem w sercu zaczęłam uciekać. Na szczęście zatrzymali się wszyscy przy księciu, a ja zdążyłam uciec wystarczająco daleko. Z moich oczu lały się niekontrolowane łzy, byłam przerażona. Nie miałam nic, jedzenia, picia... jedynie dwa koce. Wszystko przepadło, on dał mi szanse na lepsze życie, jednak ja mogę teraz zginąć. Właściwie nie tylko ja, bo zwierzę również.

Kiedy nadszedł zmierzch zatrzymałam się ponownie pod jedynym z drzew. Rozłożyłam jeden koc, nazbierałam jabłek z pobliskiego drzewa i nakarmiłam nimi konia oraz sama zjadłam dwie sztuki. Położyłam się i zaczęłam płakać. Byłam sama, nie wiedziałam gdzie się znajduję. Niczego nie wiedziałam. Powoli zaczynałam mieć nadzieję, że może ktoś mnie znajdzie i pomoże. Naprawdę chciałam tego. Jednak zamiast tego, kiedy adrenalina i wszystkie emocje zaczęły ze mnie uchodzić, zasnęłam. I spałam dopóki nie nadeszła burza, która zmoczyła mnie praktycznie do suchej nitki.

— Co ja zrobiłam? — mówiłam do siebie zrozpaczonym głosem. Dopiero kiedy ulewa przeszła, zebrałam się i udałam w dalszą podróż. Po niedługim czasie nie było już żadnego śladu po burzy. Świeciło słońce, a na niebie nie było żadnej chmurki.

Żeby poczuć się lepiej, nuciłam pod nosem. Były to losowe melodie, a w międzyczasie myślałam o swoim życiu, do którego teraz chciałam wrócić. Chciałam przytulić się do Leon i wyznać, że go kocham. Dopiero ta ucieczka i Michael uświadomili mi, że zakochałam się w nim. Nie wiedziałam, jak to jest być zakochanym. Ale teraz już wiem. I jedyne czego pragnę, to znaleźć się w jego ramionach.

princess || violetta x leonWhere stories live. Discover now