Od czego się zaczęło? (część 2/2)

2.7K 137 99
                                    

Dokładnie 3 kwietnia 2018 roku pierwszy raz w życiu się zmierzyłam, o to co zobaczyłam:

Uda: 61 cm
Talia: 68 cm
Biodra: 87 cm
Łydki: 39 cm
Waga: 59/60 kg
Wzrost: 160 cm

Jak widać nogi w porównaniu do reszty to była masakra, a szczególnie nienawidziłam wtedy łydek. Wydawały się takie ogromne i zatłuszczone, a uda całe w cellulicie (oczywiście nie było aż tak tragicznie, ale wtedy tak mi się wydawało). Wcięcie w talii było, w końcu między nią a biodrami różnica wynosiła prawie 20 centymetrów. Jednak miałam boczki i to właśnie z dolną częścią brzucha był problem.

Zaczęłam ćwiczyć, patrząc na to teraz były to zbyt mocne treningi, jednak nie zbyt częste. Myślałam, że przetrenowanie mnie nie dotyczy, przecjeż nie jestem żadną kulturystką i to nie możliwe, żeby osoba w moim wieku ćwiczyła zbyt mocno. Teraz są tego skutki - bóle kolan i niektórych stawów w nogach oraz okropne odgniaty na dużych palcach u stóp, bo na początku ćwiczyłam bez butów. Cóż, jak każdy uczę się na błędach.

Zaczęłam od dwóch razy w tygodniu, oczywiście były też lekcje wf i pierwsze maleńkie efekty dało się zobaczyć po trzech tygodniach. Nie przykładałam wtedy dużej wagi do diety, jednak zaczęłam małymi kroczkami próbować nie jeść na noc. Oczywiście spotkałam się z komentarzami rodziny, że motywację będę mieć tylko chwilę, a później mi przejdzie. Nie miałam im tego za złe, bo w końcu zaczynałam już kilkanaście razy i nic z tego nie wychodziło. Jednak wierzyłam, że dziennik mi pomoże i to właśnie jest ten czas kiedy mi się uda - nie pomyliłam się, przyszedł czas na mierzenie po pierwszym miesiącu regularnych cwiczeń. Bardzo się zdziwiłam zmianami, myślałam że nic nie zejdzie, a cały proces chudnięcia będzie trwał wieki. Pomyliłam się, bo po pomiarach okazało się, że waga spadła o 2 kilogramy, a ze wszystkich miejsc zeszło po 2-3 centymetry.

To dodało mi motywacji i pewności siebie. Zobaczyłam, że treningi wcale nie są katorgą, a diety mocno nie muszę zmieniać. Całkowicie przestałam jeść na noc, dodałam owoce i warzywa, a także starałam się nie podjadać między posiłkami.

Przyszły kolejne miesiące, na zawnątrz robiło się coraz cieplej. Ćwicząc wtedy myślałam, że zrobię sobie formę na wesele, które było we wakacje i przy okazji na lato. Z perspektywy czasu wiem już, że chcę sobie podziękować za niezatrzymanie się w tamtym momencie. Jestem dumna z tego, że się nie poddałam i w pewnym momencie pomyślałam: "hej, może warto to pociągnąć dalej", "nie zatrzymuj się i zrób sobie formę na lata, a nie na konkretną okazję".

I tak od maja do końca sierpnia zrzuciłam około 5 kilogramów (miałam przerwę od dziennika i też trochę zaniedbałam ćwiczenia w czerwcu przez zakończenie roku szkolnego itd.), a w obwodach zeszło około 18 centymetrów.

Wrzesień - wtedy zdałam sobie sprawę, że dokładnie za rok idę do szkoły średniej. Postanowiłam, że uniknę powtórki z rozrywki i biorę się za sylwetkę w 100%, nie ma że się nie chcę - po prostu zapieprzam, bo wiem że za kilka miesięcy podziękuje sobie za tak ciężka pracę.

Podzieliłam rok na cztery części po trzy miesiące, i w każdym z tych jakby etapów rozpisałam sobie dokładnie co będę robić. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę! Miałam rozpisane jakie partie ciała mam ćwiczyć w danym miesiącu, a podsumowując każdy z poszczególnych miesięcy widziałam co muszę poprawić i nad czym pracować.

Aktualnie, czyli w połowie lutego wymiary prezentują się tak (przedstawię je w porównaniu z początkowymi):

Uda: (61) 45,5 cm
Talia: (68) 56 cm
Biodra: (87) 78 cm
Łydki: (39) 33 cm
Waga: (59/60) 47 kg
Wzrost: 161 cm

Waga: -13 kg
Obwody: -42,5 cm

Wiem, że teraz teoretycznie mam niedowagę, ale to tylko jakiś kilogram-półtora. Absolutnie nie wyglądam na wychudzoną, bo teraz jestem trochę skinny fat, po prostu mam wyższy poziom tkanki tłuszczowej niż mięśniowej. Jednak nadal nad sobą pracuję, ostatnio do diety dorzuciłam bardzo dużo białka i przerzuciłam się całkowicie na treningi siłowe (poza bieganiem raz w tygodniu).

Zdaję sobie sprawę z tego, że waga wzrośnie kiedy zacznę rozbudowywać mięśnie, ale szczerze? Cieszę się z tego! Waga nie jest mi do niczego potrzebna i przestaję się ważyć. Z mierzeniem jest podobnie - nie uważam, że to niepotrzebne, ale z tym również kończę. Moim zdaniem aktualne wymiary są super i niech tak zostanie. Mierzyłam się po to by mieć udokumentowane progresy, żeby dawało mi to motywację. Teraz ważne jest to jak czuję się z tym jak wyglądam, a nie ile i gdzie mam centymetrów. Zrobię sobie przerwę od cyferek - niech głowa ochłonie.

Od kwietnia moje myślenie o sobie zmieniło się diametralnie - w lustrzę widzę śliczną aktywną nastolatkę, a nie wieloryba, który nic nie potrafi osiągnąć. Życzę tego każdej z Was słoneczka ❤


Takie jest moje zdanie na ten temat, dajcie znać co Wy myślicie o wadze i pomiarach 😊

Trzymaj się 💋

Licealny body goalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz