Mój dojrzały chłopak Cz.4

427 44 8
                                    

Znudzony wyłączyłem telewizor. Od czterech dni nie mam co robić i oglądam te durne opery mydlane. No ale co innego miałem robić? Robert zadzwonił i powiedział, że delegacja się przedłużyła.

Normalnie zadzwoniłbym po Jacoba i coś byśmy razem wymyślili... ale on nadal ma focha. A jeśli myśli, że zadzwonię do niego i będę go przepraszać, to się grubo myli. Nie zrobiłem nic złego. To on ciągle ma jakieś problemy. Może... może on rzeczywiście mi zazdrości? W takim wypadku niech po prostu zacznie zajmować się szukaniem tej swojej wymarzonej wysokiej brunetki, zamiast zatruwać mi życie. Ja świetnie sobie bez niego radzę. W ogóle nie tęsknie. Wcale. Nic a nic. No może odrobinę, ale i tak nie zadzwonię.

Po kilku minutach dumania co ze sobą zrobić postanowiłem, że wybiorę się do kawiarni. Może i Roberta tu nie ma... ale miło będzie odwiedzić miejsce, w którym się spotkaliśmy. Zwłaszcza że od kiedy ze sobą chodzimy, Robert nie zaprosił mnie tam ani razu. Oczywiście nie narzekam, bo zabierał mnie do drogich restauracji i takich tam. Mimo wszystko nie uważam, aby spotkanie w cichej kawiarni było pod jakimś względem gorsze. Wbrew pozorom nie jestem materialistą.

Tak więc szybko ubrałem się w coś, co nie jest dresami i ukradzioną z szafy Roberta koszulką. Ogarnąłem swoją szopę na głowie oraz zgarnąłem najważniejsze rzeczy takie jak portfel, telefon i klucze. Ogólnie, gdy mojego chłopaka nie ma w domu, pozwalam sobie na trochę luzu. Przed Robertem nigdy bym się tak nie pokazał, ale gdy go nie ma... kto by się przejmował takimi drobnostkami jak dwie różne skarpetki.

Złapałem taksówkę... bo było mnie na nią stać. Ach... nie pracuję a stać mnie na takie luksusy. I pomyśleć, że kiedyś musiałem się martwić czy starczy mi na autobus. Co prawda mam małe wyrzuty sumienia związane z tym, że może odrobinkę... żeruję na dobroci mojego chłopaka... ale Robert robi to wszytko z własnej nieprzymuszonej woli. Zawsze przed wyjazdem zostawia mi trochę pieniędzy na wszelki wypadek... zresztą to dobre zadośćuczynienie za to, że zostawia mnie samego na kilka dni. Praca jest ważna... no ale ja powinienem być chyba ważniejszy.

Oczywiście jak zawsze musiałem wpakować się w korki, ale w końcu dotarłem do kawiarni. Idąc, zauważyłem, że mój oddech paruje. No tak mamy już grudzień. Jak ten czas szybko mija... Może niedługo spadnie śnieg? No i... święta coraz bliżej! Już nie mogę się doczekać, aż spędzę je z Robertem. Co prawda nie jestem specjalnie wierzący... ale każda wymówka jest dobra, aby spędzić czas z ukochaną osobą.

Gdy wszedłem do budynku, powitał mnie znajomy dźwięk dzwoneczka. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem zapach świeżo zmielonej kawy. Zająłem mój ulubiony stolik i by umilić sobie jakoś czas związany z czekaniem na kelnerkę, wyjąłem telefon.

Zamierzałem napisać wiadomość do Roberta. Nie wiedziałem tylko, co dokładnie powinienem napisać. Przez dłuższą chwilę na przemian pisałem i usuwałem kolejne linijki tekstu, aż w końcu się na coś zdecydowałem.

"Jak idzie praca? Wszystko u ciebie w porządku? Mam nadzieję, że się nie przemęczasz! Tęsknie bardzo... A ty? Myślisz o mnie? Tęsknisz? Nie mogę się doczekać twojego powrotu. Gdy wrócisz, będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić...".

Wysłałem wiadomość, ale po chwili wahania wysłałem jeszcze drugą. Znacznie krótszą. A właściwie tylko dwa słowa.

"Kocham cię".

Z zadowoleniem schowałem telefon do kieszeni płaszcza. Zorientowałem się, że minęło już trochę czasu, a nikt do mnie nie podszedł. Zerknąłem w stronę kasy. Barista i kelnerka rozmawiali z jakąś kobietą. Najwidoczniej zostałem kompletnie zignorowany. Ładnie to się traktuje klientów.

Na ich szczęście miałem w miarę dobry humor. Normalnie odstawiłbym pewnie diwę jak to mam w zwyczaju... ale postanowiłem sobie odpuścić. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby obsługa źle mnie potraktowała. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj dostawałem dodatkową śmietankę jako... no powiedzmy, że stały klient. Dlatego wstałem i spokojnie podszedłem do zbiorowiska.

Za którymś razem się uda...Where stories live. Discover now