Mój dojrzały chłopak Cz.6

406 39 5
                                    

- I co? Widzisz go?

Jacob dyskretnie spojrzał gdzieś za mnie.

- Ta... rozmawia przez telefon.

Czułem się trochę dziwnie, szpiegując mojego chłopaka... ale obecność Jacoba znacznie mi to ułatwiała. Nieźle się wkurzył, gdy powiedziałem mu wszystko, czego się dowiedziałem. Musiałem długo namawiać go by poszedł ze mną i zachował pełną dyskrecję. On bowiem uważał, że zrobienie Robertowi sceny byłoby lepsze. Ja jednak chciałem najpierw dowiedzieć się prawdy.

Robert miał dziś załatwić coś związanego z jego pracą. Próbowałem go o to zapytać. Kilka razy. Zawsze dawał mi jednak wymijające odpowiedzi albo zmieniał temat. Wyjechał wcześnie rano i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, zadzwoniłem do Jacoba. Pożyczył wczoraj samochód od swojego brata, więc mogliśmy od razu pojechać za Robertem. Od swojego chłopaka dowiedziałem się jedynie, że będzie w stanie New Jersey. Nie wspominał jednak, że miasto, do którego jedzie, znajduje się niecałe czterdzieści minut drogi od Filadelfii.

Teraz siedzieliśmy przy stoliku w parku, skąd mieliśmy doskonały widok na znajdującą się naprzeciwko kawiarnie. To znaczy, Jacob miał. Jako że Robert go nie zna, powierzyłem obserwowanie jemu.

Ja natomiast siedziałem odwrócony plecami w stronę kawiarni ubrany w czapkę, szalik i płaszcz. Tak na wszelki wypadek.

Od piętnastu minut nic się nie działo. Robert siedział w środku sam. Możliwe, że na kogoś czekał. Już trzeci raz rozmawiał z kimś przez telefon więc możliwe, że ta osoba się spóźnia. Pytanie jednak kto to może być? Może... może naprawdę chodzi o jakieś spotkanie biznesowe. Może umówił się z jakimś potencjalnym klientem lub coś w tym rodzaju...

- Yuta...

- Co?

- ...

Jacob wyglądał... dziwnie.

- O co chodzi?!

- Ktoś się do niego przysiadł, ale... Yuta... to... może być ciężkie.

Bez wahania odwróciłem się w tamtą stronę. Przez oszklone ściany można było doskonale obserwować co dzieje się wewnątrz kawiarni. Robert siedział przy niewielkim stoliku. Uśmiechał się. Rozmawiał z wysoką brunetką.

Była ładna. Starsza. Pewnie koło trzydziestu pięciu lat może nawet czterdziestu. Mimo wszystko elegancka i piękna w ten dojrzały sposób. Też się uśmiechała i trzymała dłoń na delikatnie, aczkolwiek widocznie zaokrąglonym brzuchu.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Oni... oni wyglądali... jak normalna rodzina. Jak kochająca się para, która spodziewa się dziecka. A ja... ja jestem jego kochankiem na boku. Cały czas... cały ten czas jakaś część mnie chwytała się resztek nadziei, ale już nie jestem w stanie się oszukiwać. On ma żonę... kto wie, może mają już dzieci. A ja... ja niszczę tę rodzinę. Może nieświadomie, ale ją niszczę...

- Yuta spójrz na mnie.

Oderwałem wzrok od ich uśmiechniętych twarzy i przeniosłem go na Jacoba. Spoglądał na mnie wyraźnie wściekły.

- Chodźmy tam! Chodźmy tam i pokażmy jakim jest dupkiem. Wyklnij go przed jego żoną i skończ to.

- ... Nie.

- Słucham? Yuta to śmieć! Wystarczy, że tam pójdziemy i powiesz wszystko jego żonie. Zemścisz się, a on dostanie to, na co zasłużył.

- Nie Jacob. Ja... załatwię to po swojemu.

- ... Yuta powiedz, że już go skreśliłeś. Że dla ciebie nie istnieje.

- ... Muszę ułożyć sobie parę rzeczy w głowie. Nie mam siły na kłótnie... a muszę to załatwić sam. Rozumiesz prawda?

Za którymś razem się uda...Where stories live. Discover now