Sztuka miłości Cz.3

348 40 11
                                    


- Co to takiego?

- Kimono.

- ... Doprawdy?

Wpatrywałem się w strój, który przygotował dla mnie Francis. Chciał, bym to w tym dla niego pozował. Zajeżdżało nieco fetyszem... co wcale nie oznaczało czegoś złego. Nie byłem aż tak bardzo przywiązany do kultury mojej matki.

Mimo to coś mnie mentalnie bolało, jak patrzyłem na ten czerwony... szlafrok? Nawet nie wiedziałem jak to nazwać. To nawet obok kimona nie wisiało. Miałem jakiś taki odruch obrony mojej kultury... To nie było kimono. To jak... jak rekwizyt do filmu erotycznego w orientalnym klimacie. No ale cóż... jeśli Francis chciał mnie w tym uwiecznić... niech mu będzie. To jego obraz. Jego wizja. Ja się na malowaniu nie znam.

- Więc... mam to teraz założyć?

- Tak. Chciałbym już zacząć.

Rozebrałem się i założyłem na siebie to... coś. Gdy w lustrze zobaczyłem efekt końcowy, prawie się roześmiałem. To naprawdę wyglądało jak seksowny szlafrok w orientalnym stylu. Czerwień była wyzywająca. Rękawy owszem były długie i przypominały rękawy kimona... ale tylko przypominały. Ogólnie to 'kimono' było dość długie. Sunęło lekko po ziemi. Dół i krańce rękawów zdobiły kwiatowe wzory. Najbardziej jednak bawiło mnie to, że do przepasania miałem zwykły szeroki pas materiału zamiast Obi. To była profanacja kimona.

Francis kazał mi, rozpuści włosy. Szczerze mówiąc, na początku byłem trochę podekscytowany myślą pozowania do obrazu. Zwłaszcza gdy powiedział, że chce uwypuklić na obrazie moje japońskie korzenie. Myślałem, że będę wyglądała jak gejsza lub... po prostu założę tradycyjny japoński strój.

Teraz natomiast patrzyłem w lustro i nie widziałem gejszy a tanią prostytutkę w równie tanim kostiumie będącym wulgarną parodią japońskiego stroju. Jakbym miał odegrać role-play. Czy wyglądałem seksownie... cóż... Tak. Czy wyglądałem jak dumny ze swojego pochodzenia Japończyk? Nie. Matka dostałaby zawału, gdyby to zobaczyła... Nie wspomnę już o babuni... No nic. To tylko do pozowania.

Usiadłem wygodnie na szezlongu, a Francis poprawił moje włosy, materiał 'kimona' a nawet moją postawę. Cóż to jego obraz. Gdy stwierdził, że podoba mu się to, co widzi, uśmiechnął się do mnie, a ja natychmiast zapomniałem o tym, że coś mi się nie podoba. Grunt, że temu mężczyźnie się podoba.

Pozowanie jest... trudne. Oczywiście miałem krótkie przerwy co jakiś czas, mimo to trudno wytrzymać w bezruchu dłuższy czas. Już po minucie coś zacznie cię swędzieć. Niemniej byłem dzielny. Starałem się, jak mogłem. Przyznam, że gdy skończył (a przynajmniej skończył na dzisiaj) byłem dość zmęczony. Musiałem się przeciągnąć, bo nieco zesztywniałem.

- Masz ochotę na kawę? Herbatę? A może... co powiesz na lampkę wina?

- Hmmm... chyba skuszę się na to ostatnie.

Mężczyzna zniknął w jednym z pokoi i już po chwili wrócił z butelką wina i dwoma kieliszkami. Przysunął niewielki stoliczek i ustawił na nim wszystko, a sam usiadł obok mnie. Nalał wina do obu kieliszków i najpierw wręczył jeden mnie. Stuknęliśmy nimi o siebie, a po pomieszczeniu rozległ się ten specyficzny dźwięk szkła.

Wino było... dobre. Na pewno nie należało do tych najtańszych. Raczej do tych z wyższej półki... ale w sumie nie znam się na nich jakoś specjalnie, więc nie byłem w stanie stwierdzić, jak wysoko francuz zawiesił poprzeczkę. Zaczęliśmy rozmawiać. O dość przyziemnych rzeczach. Francis opowiadał mi o Francji i jego pracy. Właściwie to on głównie mówił, a ja słuchałem. No ale jego życie było ciekawsze. Podróżował po Europie i Stanach, ale nie miał jeszcze okazji odwiedzić Azji. Niemniej zwiedził kawał świata.

Za którymś razem się uda...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz