1

10.9K 367 226
                                    

- Hej kochanie, złapałeś wczoraj jakiegoś faceta za jaja?

Kurwa, serio? Nie mogę uwierzyć, że Tylor znowu zaczyna tę swoją „zabawę". Coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego, że nie chce mi się na niego wrzeszczeć. A ten idiota jak zwykle robi swoje. Powoli mam tego dość. Tym razem nie pozwolę, żeby coś wytrąciło mnie z równowagi, więc mówię tylko:

- Odwal się.

Ale on najwyraźniej myśli, że podejmuję wyzwanie. Co za idiota.

- Uuu... Nasza męska dziwka nie miała udanego wieczoru, co? - mówi z głupim uśmiechem na ustach. - Widocznie nikt nie jest zainteresowany takim pedałem, jak ty – zaczyna śmiać się ze swojego żałosnego żartu, a jego paczka mu wtóruje.

Trudno. Tym razem nie uda mi się dotrzymać obietnicy. Wybacz, Shiro, ale starałem się. Naprawdę. Zresztą to tylko kolejny debil, niepotrafiący trzymać języka za zębami.

Odwracam się do Tylora i podchodzę do niego. Jego świta wie już, że nie warto ze mną zadzierać, dlatego niepewnie się wycofuje, zostawiając nieświadomego niczego lidera samego. To dobrze. Teraz oberwie tylko on, ale... Może jeszcze nie jest za późno. Naprawdę nie chcę nikomu robić dzisiaj krzywdy.

- Przeproś albo pożałujesz – grożę mu, mając nadzieję, że jednak odpuści. Kiedy zaczyna rechotać i powoli się odwraca, czuję, jak moja pięść leci w kierunku jego twarzy i dosięga nosa. Słychać dźwięk łamanej kości, ale nie zwracam na to uwagi. Na moich palcach zostaje krew. Patrzę na twarz mojej ofiary i widzę czerwoną ciecz, ale nic poza tym. Cóż... Mogło być gorzej, prawda? Przecież zasłużył na więcej. Zawsze mogłem go jeszcze skopać, a dostać glanem w głowę boli. Nawet bardzo. Coś o tym wiem.

Słyszę szybkie kroki nauczyciela, który próbuje dostać się na miejsce "bójki", odpychając innych uczniów. Tłumek gapiów odsuwa się, a poszczególne osoby odchodzą przestraszone, nie zamierzając odpowiadać na żadne pytania. Profesor klęka obok Tylora, tyłem do mnie, a ja wywracam oczami i ze skrzyżowanymi rękami czekam na dobrze znane mi słowa.

- Keith! Do dyrektora!

Ach... Kolejny piękny dzień w tej jakże niepięknej szkole.

*

- Twoje zachowanie jest karygodne. Jeszcze jeden taki numer i wylatujesz, Kogane – oznajmia dyrektor Zarkon i ogląda mnie od stóp do głów z ostrzeżeniem w oczach – Ja rozumiem, że to się zdarza między chłopakami w tym wieku, ale, na litość boską, nie musiałeś mu łamać nosa!

Z trudem staram się nie uśmiechnąć, słysząc, że krew z nosa to nie jedyna konsekwencja mojej obolałej pięści, ale chyba nie udaje mi się, sadząc po zrezygnowanym spojrzeniu dyrektora.

- I co ja mam teraz z tobą zrobić?

- Wypuścić i udać, że ta sytuacja nie miała miejsca? - mam nadzieję, że mój głos nie brzmi tak obojętnie, jak wydaje się w mojej głowie.

Zarkon śmieje się i z niedowierzaniem kręci głową. Powinienem być bezpieczny. Tym razem raczej mnie nie wykopią. A przynajmniej mam taką nadzieję.

- Z każdą twoją kolejną wizytą zaskakujesz mnie coraz bardziej. Niestety, muszę cię zawiesić, a swoją karę przesiedzisz w kozie.

Jęczę. Wszystko tylko nie koza. Nie chcę spędzić kolejnych godzin w tym cholernym miejscu. I to przez tego dupka. Czemu nikt nie zauważył, jak on mnie obraża?

- Ale nie mogę zrobić czegoś innego? Mogę nawet pomóc panu Slav w sprzątaniu klas. Panu Coranowi w szorowaniu probówek!

- Keith.

- Rozumiem... - wzdycham. Czuję, że już nic nie da się zrobić. Plusem jest to, że jeszcze mogę chodzić do szkoły. Ale za jaką cenę. Koza. Po prostu, kurwa, świetnie.

Wychodzę z gabinetu, bąkając jakieś „do widzenia", i udaję się do jedynej przyjaźnie nastawionej do mnie osoby.

.

.

.

Och, Keith... Coś ty narobił?

Hej, Liski!

Mam nadzieję, że podobał wam się pierwszy rozdział tego opowiadania, ponieważ mam pomysł na dużo więcej. Kolejne części ukarzą się wkrótce, przedstawiając dalszą historię naszego buntownika.

Tymczasem! Kitsune ^.^

Niegrzeczny UczeńWhere stories live. Discover now