6

890 59 6
                                    

Siedziałem na brzegu łóżka i biłem się z myślami. Była 5 rano. Ubrany w czarny dres i buty do biegania czekałem gotowy ruszyć na odnalezioną wczoraj siłownię. Ale nie mogłem zrobić kroku. Powstrzymywała mnie myśl o blondynie, strach przed porażką, ogólna nieudolność życiowa. Bo musiałem być kompletną ofiarą losu skoro inni się nade mną znęcali, tak?

Wstałem gwałtownie. Obiecałem! To znaczy gówno obiecałem ale niech będzie, że tak. Pójdę tam teraz, bo nie możliwe żeby wysoki tam był i to o takiej godzinie. Na drzwiach było wyraźnie napisane, że można przyjść kiedy się chcę więc ruszyłem. Nie bądź cipą, Adams. Raz kozie śmierć. Zarzuciłem na siebie plecak i ruszyłem cicho na dół. Na szczęście w drzwiach był zamek elektroniczny i wystarczył kod aby później wrócić. Klucze wobec tego były zbędne i zwyczajnie za głośne, a miałem nadzieję, że wrócę tak, aby nikt z domowników nie zauważył mojego zniknięcia. Gdy wyszedłem na chodnik naciągnąłem na głowę kaptur i ubrałem maskę. O tej godzinie było chłodnawo, a ja i tak chciałem zachować maksimum ostrożności.

Po ok 15 minutach, zasapany, zatrzymałem się pod salą treningową. Musze popracować nad kondycją bo z tą jest marnie, oj marnie. Uspokoiłem oddech i chwyciłem za klamkę. Przez ułamek sekundy myślałem, że drzwi będą zamknięte ale te ustąpiły z lekkim trzaskiem.

Moim oczom ukazała się ogromna sala. O dziwo była bardziej nowoczesna niż wskazywały na to drzwi i ogólny wygląd zewnętrzny budynku. Wysokie okna dawały dość światła by nie trzeba było zapalać lamp. Wokoło ringu, który stał centralnie na środku pomieszczenia rozłożone były maty, sprzęty do ćwiczeń, Pod filarami w kontach wisiały worki treningowe, W roku stał ogromny stojak z hantlami i większymi ciężarami. Cała sala była w brązowych i czerwonych barwach co nadawało jej staroświeckiego wyglądu. Jak sala starego boksera.

-W czymś ci pomóc, chłopaku?- odezwał się za mną ochrypły głos. Odwróciłem się i teraz dopiero zobaczyłem, że zapatrzony, minąłem malutką recepcję. Za ladą zawaloną ulotkami i długopisami siedział starszy, siwiejący facet. Lecz mimo wieku widać było, że siły mu nie brakuje. Wciąż szerokie ramiona i żylaste ręce wystające spod podwiniętej, czerwonej kozuli w kratę z pewnością budziły postrach. Od razu poczułem do niego szacunek i o dziwo zaufanie. To człowiek walki, on się nie poddaje.

-Witam, przepraszam, nie zauważyłem pana.- odezwałem się szybko.-Chciałem skorzystać z pańskiego sprzętu i trochę się poruszać- dodałem niepewny.

- Poruszać hę? A jakiego rodzaju ruchu oczekujesz? Nie wyglądasz na siłacza.- drążył stary, a ja się lekko zdenerwowałem. Przecież wiem jak wyglądam, do diabła.

-Przez długi czas nie byłem w stanie poruszać się wcale, więc bardzo mi przykro, że teraz wyglądam nieodpowiednio do otoczenia.- mruknąłem gniewnie, a starszy nie mógł dostrzec mojego gniewnego grymasu ukrytego pod maską.

-Spokojnie, spokojnie. To miejsce dla każdego. Chcesz być silniejszy, szybszy, twardszy? To dobrze trafiłeś. Na razie pobaw się czym chcesz, zobacz co ci przypasuje, a ja sobie pójdę zrobić kawkę. Zostawiam cię samego więc się nie zabij!- ostrzegł i pogroził mi palcem zanim wyszedł.- I ściągnij ta maskę, na cholerę ci ona?- dodał jeszcze przez ramie.

-Tak jest lepiej- mruknąłem już do siebie bo starzec zniknął na zapleczu. Obejrzałem się ciekawie i dostrzegłem drzwi do szatni. Idealnie. Zająłem pierwszą z brzegu szafkę i schowałem do niej torbę, uprzednio wyciągając buty i zmieniając na wygodniejsze do hali. Wciąż w kapturze i masce, w długich, lekko przylegających dresach ruszyłem na salę. Byłem sam co mi bardzo odpowiadało. Nie krępowałem się. Po chwili namysłu zacząłem się lekko rozciągać i stanąłem koło worka treningowego.

Teraz moja kolej IbxbIWhere stories live. Discover now