11

715 56 5
                                    

Mini przypominajka.
Ponieważ długo nie było rozdziału.
Rei, po próbie samobójczej budzi się że śpiączki z całkowitą amnezją. Wychodzi mu ona na dobre i cała jego postawa i charakter ulegają zmianie. Poznaje młodego trenera, który pomaga mu ruszyć na przód.
Pierwszy dzień szkoły idzie gładko, poznaję Lilah i dochodzi do starcia z dawnym dręczycielem.
Lilah zostaje zaatakowana przez szkolnych oprawców. Z opresji ratuje ja przystojny właściciel kawiarni.
Rei dowiaduje się o rzekomych kłopotach trenera, a rodzinka zaczyna coraz bardziej interesować się jego życiem osobistym.

- Wyciągnę go stamtąd, a potem zabiję.- Nie mogłem powstrzymać cichego powarkiwania. Ten pieprzony dupek wpakował nas w jakieś gówno. Niedawna rozmowa wprawiła mnie w niepokój. Chodziło o coś poważnego, to pewne. Tylko do diabła, fajnie by było, gdyby ktoś mi powiedział co jest grane, tak?
Żwawo podążałem pod wskazany mi adres. Dobrze wiedziałem, że to najpewniej pułapka ale nie miałem wyjścia. Raz po raz przetwarzałem w głowie rozmowę, którą przeprowadziłem jeszcze kilkanaście minut temu.

Trochę wcześniej

Po odprowadzeniu Lilah pod drzwi wróciłem prosto do domu. Całkowicie ignorując nawołujących mnie rodziców, poszedłem na górę by wziąć szybki prysznic i naciągnąć na siebie czarny dres. Było już późno, ale przypomniałem sobie, że umówiłem się z Yamatą na bieganie. Jego nieobecność była dziwna i zaskakująca. Nigdy się nie spóźnił ani nie opuścił żadnego z treningów.
W każdym razie postanowiłem pobiegać sam. Chłodne powietrze tylko uskuteczni moje ćwiczenie, a na drodze nie będę musiał zważać na przechodniów czy auta.
Zadowolony ze swojego planu złapałem jeszcze słuchawki z biurka, telefon. Ubrałem maskę i ruszyłem na schody. U ich podnóża zatrzymała mnie jednak cała rodzinka. Jak miło...
- Gdzie się wybierasz?- Srogi ton ojca zmusił mnie do pozostania w budynku. Stanąłem na ostatnim stopniu górując nad pozostałymi domownikami.
- Biegać.- Nie ma co marnować czasu. Dajcie mi iść.
Nic z tego. W całkowitym milczeniu usiadłem na wskazaną przez matkę kanapę i popatrzyłem się na trójkę przed sobą.
- Jest już późno. Poza tym, od kiedy ty biegasz? - Niezadowolona z sytuacji kobieta założyła ręce na piersi i kiwnęła na mnie głową. Cała jej postawa mówiła "siedź i się tłumacz, ale już".
- Jest teraz idealna pogoda, a dzisiaj nie biegałem i muszę to nadrobić. No i proszę was, robię to od powrotu ze szpitala. Nie widzieliście?- Zaczynało mi się robić gorąco w tej bluzie. Co innego pocić się w domu, a co innego podczas treningu. Dyskomfort jak w mordę strzelił.
Odruchowo sięgnąłem do zamka i zacząłem się nim bawić.
Rodzice byli wyraźnie zaskoczeni moim wyznaniem. Nie wiem, co sobie wyobrażali, gdy dzień w dzień, skoro świt, witałem się z nimi w kuchni. Ja ze szklanką wody już ubrany w strój do ćwiczeń, a oni z kawą i poranną gazetą, gotowi do pracy.
- Po prostu gadaj co kombinujesz. - Ah tak. Tak się skupiłem na rodzicach, że przestałem rejestrować obecność tego debila. Nie będziesz mi mówił co mam robić, Szczylu.
Posłałem mu pogardliwe spojrzenie i znów skupiłem się na matce.
- Nathan, grzeczniej.- Upominała go.- Ale twój brat ma rację. Chcemy wiedzieć gdzie się wybierasz i co robisz przez cały ten czas. Martwimy się o ciebie.- jej ton złagodniał.
- Martwicie się, czy po prostu jesteście ciekawi co robię w danej chwili i z kim?
- Nie przeczę, że ciekawi nas zmiana, jaka w tobie zaszła i jej przyczyna ale jesteśmy twoją rodziną i chcemy wiedzieć, że wszystko jest w porządku. - Tym razem głos zabrała głowa rodziny. Arnold brzmiał naprawdę przekonująco i chyba jako jedyny ze zgromadzonych był w pełni szczery.
- No dobrze. Przyczyna moich "zmian" jak to ująłeś jest chyba oczywista. Znudziło mi się bycie popychadłem. - Mówiąc to patrzyłem bratu prowokująco w oczy. - Dzisiejszy dzień tylko potwierdził moje podejrzenia. Ewidentnie cała szkoła miała mnie za totalną ofiarę losu.
Mama ciężko wypuściła powietrze. W jej oczach stanęły łzy.
- Jesteśmy okropnymi rodzicami.
- A dajcie spokój. - przerwałem jej lekceważąco. - Było minęło. Teraz jest teraz i na tym się skupmy. I tak nie pamiętam więc po co to roztrząsać?
- Właśnie, że trzeba! A co jak to się powtórzy?
- Nie powtórzy. Już ja o to zadbam. - Mój ton nie znający sprzeciwu chyba odniósł skutek bo kobieta nieco się uspokoiła.
Mając już dość tego gorąca jakie czułem będąc ubrany, chwyciłem wreszcie za zamek bluzy i zdałem ją z ulgą.
- Tu jest za ciepło. - Mruknąłem do siebie. - Chcielibyście coś wiedzieć? Naprawdę chciałbym jeszcze dzisiaj pobiegać.
Podniosłem wzrok i napotkałem trzy pary oczu wlepione we mnie. Tyle, że nie w twarz ale niżej.
- Rei... Mówiłeś, że biegasz... - Do kurwy no, ile razy o to spytają?
- Tak. Biegam.
- Od biegania chyba nie ma się takiego ciała. - Ah to. Całkiem zapomniałem, że pod dresem miałem na sobie tylko mocno wyciętą bokserkę, szarą, już zużytą i z niedopranymi plamkami krwi na brzegu, pamiątka po jednym z pierwszych treningów.
Miałem nadzieję, że mój słodki sekret przetrwa nieco dłużej, ale trudno.
- Nie powiedziałem, że Tylko biegam. Mogę wam o tym powiedzieć kiedy indziej? To dość długa historia, a ja w pewnym sensie byłem na dzisiaj umówiony... - Od razu pożałowałem swoich słów.
- Na randkę?
- Będziesz pił?
- Kto niby chciałby się z tobą spotkać?
Trzy pytania padły na raz i oczywiście wymagały natychmiastowej odpowiedzi.
- Po pierwsze. Kto normalny idzie na randkę w wyciągniętym i brudnym dresie? No i jeszcze, serio mamo? O tej porze? - Posłałem jej rozbawione spojrzenie. Kto by puścił córkę z jakimś fagasem o tej porze? - Po drugie, nie piję bo ćwiczę. A jeśli będę pić to na pewno żadne z was nie będzie o tym wiedzieć. I będzie spokój. - Następnie obróciłem się w stronę Nathana. - I na koniec. Może cię to zaskoczy ale świat nie krąży wokół ciebie. - Uśmiech, jaki mu posłałem, mógłby zostać uznany za przyjacielski gdyby nie moje słowa i zabójczy błysk w oku. Moje umiejętności chyba się poprawiły bo chłopak wyraźnie się zdenerwował.
Nagle nadeszła zbawienie. Mój telefon rozbrzmiał w pomieszczeniu, wygrywając piosenkę z "Toradora!". No co, mega urocze...
Na ekranie wyświetliła mi się krzywa morda Yamaty. Nareszcie.
- Dobra to ja spadam. - Czym prędzej poderwałem się z kanapy, całkiem zapominając o bluzie wybiegłem z domu i odebrałem telefon.
- Hey słodki, co słychać?

Wiem, nie kocha mnie już tu nikt. Rozdział krótki ale jeszcze dziś albo jutro napisze kolejny bo dostałam fazy. Okazuje się, że pisane rozdziałów na telefonie wcale nie jest aż takie męczące.
Buziaki :*

Teraz moja kolej IbxbIWhere stories live. Discover now