o ja pierdole (prolog)

1.2K 36 24
                                    

Victor naciągnął na siebie bluzę, przy okazji się rozciągając. Spoglądnął na swojego śpiącego narzeczonego, nie mógł powstrzymać się od przysiadnięcia na łóżku z powrotem oraz pogłaskania jego czarnych, lekko przepoconych włosów.

Od ponad roku mieszkali razem w Japonii, obaj odeszli od łyżwiarstwa. Chcieli odpocząć także od zgiełku i natłoku fanów, dlatego też wynajęli domek na obrzeżach Hasetsu, odcinając się od ludzi. Wyszło im to na dobre, Yuri zajął się korektowaniem tekstów dla pewnego wydawnictwa, Victor póki co szukał dla siebie pracy. Oprócz tego, ich wyprowadzka miała jeszcze jeden pozytywny skutek. Dosłownie nikt i nic nie mogło przeszkodzić im nocnych, czasami niekoniecznie takich zabaw. Mogli robić to codziennie o każdej porze bez obaw, że ktoś w końcu zapuka do ich drzwi, uskarżając się na podejrzane dźwięki, dochodzące z ich domostwa.

Ale...po ostatniej takiej "zabawie", która miała miejsce 2 miesiące temu, z Nikiforovem zaczęło dziać się bardzo źle. Bardzo często zaczęło mu być niedobrze, miewał huśtawki nastroju, jak kobieta podczas okresu, miewał też ochotę na naprawde dziwne połączenia (w końcu gofry z bitą śmietaną i ketchupem nie były normalnym daniem), czuł, jakby coś rozpychało go od środka. Siwus jednak nie zwracał na to zbytniej uwagi, obstawiając jako powód tych wszystkich, dziwnych objawów jakieś zatrucie, które wyjątkowo go nie opuszczało i nie mówił o tym swojemu narzeczonemu. Dziwne aspiracje jedzeniowe? Kto powiedział, że próbowanie nowych rzeczy jest złe. Ciągłe mdłości? Znowu pomyliłem składniki. A co z huśtawkami nastroju? No właśnie. Przy tym ostatnim Japończyk zaczynał niepokoić się zachowaniem partnera, wbijał wtedy uważne spojrzenie swoich czekoladowych oczu w jego błękitne. Jego wątpliwości zostawały jednak  natychmiast rozwiewane, przez platynowłosego, który rzucał się na niego, okazując swoją miłość na wszelkie, poprawne etycznie sposoby. Miał zamiar przejść się w końcu do lekarza, lecz najpierw musiał jeszcze bardziej uśpić czujność Katsukiego.

Niebieskooki czując kolejną salwę mdłości szybko wstał, puścił się pędem do łazienki, w środku przykleknął przy ubikacji i starał się pozbyć się pokarmu z organizmu, lecz nie miał za bardzo czego zwrócić. Zamknął deskę, westchnął ciężko oraz oparł głowę o ścianę. Miał dość. Miał dość codziennych bólów brzucha, wahania nastrojów, a przede wszystkim radzenia sobie z tym wszystkim samemu. W tej właśnie chwili został zwyzywany przez swój własny umysł, przez co wybuchł płaczem, nie wiedząc nawet czemu. Przecież miał przy sobie Yuriego. Dlaczego był taką sierotą, że nie potrafił powiedzieć o tym osobie, której obiecał nie chowanie sekretów przed jego osobą?

-Vicunia, wszystko dobrze?- usłyszał ze swojej lewej strony zatroskany partnera, po chwili jego właściciel usiadł na przeciwko niego, głaszcząc kojąco jego srebrne włosy. Natomiast on objął ramionami swój brzuch, czując jego ból.-Boli Cię brzusio? Daj, pogłaskam, to przestanie...- uśmiechnął się szeroko 24-latek, lekko odsunął dłoń ukochanego z jego brzucha, podwinął bluzkę i zaczął głaskać tamto miejsce.

-Dobra. Zachowujesz się ostatnimi czasy bardzo dziwnie, Vitya. Biegasz do łazienki jak poparzony, w nocy wychodzisz do kuchni. Co się z tobą dzieje, misia?- spytał łagodnie, w jego głosie jednak można było wyczuć lekki wyrzut. Po krótkiej chwili drżenia wargi Victor zaniósł się głośnym szlochem, ponownie nie wiedząc czemu.

- Nie wiem Yuri. Kurwa nie wiem, zaczął boleć 2 miesiące temu, poza tym wpierdalam wszystkie połączenia związane z jedzeniem, które tylko przyjdą mi do głowy, a ja jestem wielką sierotą i bałem się ci o tym mówić.- wyjaśnił drżącym tonem. Czarnowłosy osłupiał, po wyrwaniu się z tego stanu mocno przytulił do siebie trzęsącego się Nikiforova. Zaczął się obwiniać. Dlaczego nie reagował podczas nocnych eskpedycji swojego skarbu do lodówki?! Nie przejmował się jego szybkimi wyjściami do toalety?! Przecież mogło go zastanowić to, co on je! Gdzie on do diabła był, kiedy najważniejsza osoba w jego życiu go potrzebowała?!

-Już, Vicia, nie płakusiamy. Musimy jechać do lekarza, bo to nie jest normalne.- starł kciukiem ostatnie łzy z jego policzków, pomagając mu wstać, po czym na powrót przytulił go do siebie. Zorientował się, że nie było go przy ukochanym, kiedy ten najbardziej pragnął jego bliskości, podczas gdy tak właściwie był tuż obok. Ze spokojem obserwował niczego nieświadomy, jak mężczyzna słabnie psychicznie, wybucha płaczem zupełnie bez powodu, maltretuje swój żołądek, powiedzmy sobie szczerze...koszmarnymi miksami pokarmów. Razem wyszli z łazienki, kierując się w stronę sypialni, Nikiforov nadal tkwił w troskliwym uścisku chłopaka. Ten chciał się przebrać w bardziej odpowiednie ubranie do wyjścia, nie poplamione. Zaprzestali rozmowy na dłuższy czas.

-Kochanie. Póki co nie jestem chory, albo o tym nie wiem. Nie musisz tak się o mnie troszczyć.- zaczął na nowo rozmowę Victor, gdy szli razem w stronę czarnej Tesli. Uprzednio powierzył Yuriemu klucze do samochodu, ponieważ sam ostatnimi czasy miał ciężko go prowadzić. Katsuki jednak nie odpowiadał. Z jego ukochanym mogło być naprawdę źle, o ile już nie było. Co jeśli zachorował na chorobę, jeszcze nieznaną już i tak nowoczesnej i postępowej medycynie? Jeśli to były ostatnie chwile...Nie! Nie mógł tak myśleć! Nie pozwoli Victorowi umrzeć!

Kurwa, musiałam xD. Ten pomysł tak mnie podjarał, ż po prostu musiałam go zrealizować. Nieraz pisałam dwie książki naraz, więc nie będę zaniedbywała także tej drugiej, zaczętej wczoraj. Proszę mi wybaczyć, mam miesiąc weny, A znając moją pamięć zapomniałabym o tym pomyśle.

O Ja pierdole (Victuuri) Where stories live. Discover now