Przyjaciel

5 2 0
                                    

Po cudownie i wręcz zabawnie spędzonym dniu obydwoje wrócili do domu. Miasto cały czas huczało, by zwabić jak najwięcej ludzi z okolic do siebie. Kiedy nastał wieczór, większość sklepów została zamknięta. Działo się to dlatego, że o 20:00 otwierają się bary z piwem i mówią, że chodzą tam ci, którym brakuje rozrywki albo chcą zatopić żale w kuflu z napojem bogów. Wewnątrz lokalu gra głośno muzyka, jest mała scena na tańce dla dziewczyn, duży wybór w alkoholach, żyć nie umierać. Jednak czasami strachem jest przejść obok drzwi, szczególnie jak zaczepi cię mocno napita osoba. W telewizji nieraz podawano o gwałtach czy zabójstwie po pijaku, a ciał nie zawsze znajdywano.
Do godziny policyjnej mieli jeszcze 20 minut. Na spokojnie dotrą do domu nawet w wolnym tempie. Zaczęło padać, tak jak myśleli na górze przy procesorze. Chmury najechały szybciej i rozpadało się na tyle, że nie widać było chodnika przed sobą. Lena założyła kaptur na głowę. Musiała trzymać go obydwiema rękoma, tak mocno wiał wiatr. Tommy natomiast dostał ataku szczęścia. Wskakiwał do każdej napotkanej kałuży, a najlepiej jak napotkał dużą. Potem starał się łapać deszcz w usta, chociaż nie szło to po jego myśli. Ciekawiło ją, kiedy ten dzieciak położy się pod rynną i zacznie pić z niej wodę deszczową, zamiast łapać malutkie krople, bo jego już stać na wszystko. Mało co dziewczynę zdziwi, szczególnie zachowanie chłopaka w byle jakim miejscu. To nie tak, że on jest upośledzony czy ma problemy emocjonalne, stara się cieszyć ze wszystkiego, co możliwe, a jego optymizm zarazi każdego. Mimo dziecinności jest inteligentny i bez problemu rozwiąże równanie matematyczne bądź doradzi np. przy remoncie. Co najważniejsze, Lena uważa go za swojego najlepszego terapeutę w walce ze swoimi trudnościami, jakie jej się przytrafiły. Tom chwycił za furtkę i powoli otworzył. Leo od razu chciał się przywitać. Wyleciał z domu jak postrzelony. Zamerdał ogonem na ich widok i razem weszli do środka. Pies cieszył się zawsze, kiedy mógł ich przeprowadzić przez próg i dostawał za to ciasteczko.
- Chyba będzie tak do jutra- podeszła do okna i spojrzała na spadające krople na parapet.
- Będzie więcej kałuż — stwierdził chłopak, wycierając przemoczoną głowę w ręcznik — to jest najlepsza pogoda.
- Ty we wszystkim widzisz pozytywy — uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy zdjął ręcznik, a jego włosy wyglądały jak po uderzeniu pioruna.
- Tak - odpowiedział co rozśmieszyło bardziej Lene - jest to zacna pogoda, trzeba korzystać - uniósł ręce gestykulując każde słowo.
Sam wybuchnął śmiechem, a potem poszedł zmienić rzeczy na bardziej suche. Wysunął biały wieszak ze ściany. Wziął potrzebne ubrania i założył na siebie. Posiadał ich trzy, a na każdym wisiały bluzki, bluzy z kurtkami oraz spodnie. Osobne szuflady zawierały bieliznę, skarpetki, czapki i buty. Wszystko było idealne gładkie, ponieważ wewnątrz plastikowej rury znajdowała się para jak w żelazku, która prostowała pogniecione rzeczy i przy okazji dawała miły zapach. Wybrał akurat swoją ulubioną bluzkę z wilczym pyskiem i czarne dresy.
- Chcesz kanapki z dżemem ? - spytała go siostra, szykując kolacje.
- Według przepisu mamy ?
- Jasne, najlepsze pod słońcem.
- Chętnie — rozpromienił się cały.
- Leć po słoik dżemu do piwnicy, a ja tu zrobię wszystko.
Chłopak poleciał czym prędzej na dół. Pamiętał smak najpyszniejszego dżemu malinowego, który mama robiła domowymi sposobami tylko i wyłącznie z owoców. Dzięki niemu można było się na chwile przenieść do starych czasów. Wtedy robiło się tego niesamowicie wiele. Mając jeszcze to w głowie, wziął latarkę po drodze, bo niestety ostatnia żarówka stłukła się, gdy pękła półka ze starości. Strumień światła padł na zepsute pianino bez większości klawiszy. Konfitury są na prawo, pomyślał. Przy ścianie stało 7 drewnianych szaf i każda z nich miała na wszystkich poziomach poustawiane stare graty.
- Gdzie jesteś słoiczku — wyszeptał Tom co chwila, zniżając się i prostując, penetrował tak po kolei każdy okurzony mebel.
W końcu natrafił na dwa dżemy schowane za wieloletnią pajęczyną. Odsunął powoli sieć i wyjął swoje zdobycze. Zadowolony poszedł na górę i zamknął za sobą drzwi.
- Mam dwa — pokazał je jak złote trofeum z zawodów.
- Ekstra, będzie pyszna kolacja — uniosła kciuk w górę.
Zrobione kanapki ułożyła na styl piramidy i wyszło jej to wręcz cudownie. Tom usiadł przy stole i cicho pukał dłońmi o krawędź stołu. Domagał się tylko jedzenia, to normalne. Nie mógł się doczekać aż skosztuje cudowne słodkości świata. Nikt nie wiedział jak bardzo posiadał niezaspokojony głód, jeśli chodzi o dżem według mamy. Podążał za ruchami Leny. Oczy miał wlepione w konstrukcje z pieczywa. Czuł ten smak. Czuł już zapach, a ślina na sam widok zaczęła ciec mu po gardle, a to oznaczało, że szykuje się duża uczta.
- Proszę bardzo — postawiła talerz na środku stołu — wcinaj, póki są, głodomorze.
- Takie ładne, szkoda psuć — położył głowę na stole, by spojrzeć z innej perspektywy na dzieło siostry.
- Zrobię ci jeszcze takich setki — zaśmiała się — jedz śmiało
Wziął pierwszą z wierzchu kanapkę. Pierwszy gryz był jak błogosławieństwo, a smak niepowtarzalny jak nigdy. Smakowało mu tak, że zjadł pięć sztuk z ośmiu.
- To było wspaniałe — przełożył rękę za krzesło i rozsiadł się wygodnie.
Dziewczyna rozpromieniła się na te słowa. Chwyciła jeden ze słoiów i zaczeła czytać przyklejoną karteczkę z przepisem. Pismo mamy.
- Jedyne co nam zostało po niej — westchnęła, a uśmiech jej zniknął z ust.
- Nie, proszę nie — chłopak podbiegł do niej i chwycił za ręce — to nie twoja wina, rozumiesz ? - spojrzał jej w oczy — powiedz to, powiedz Lena.
Dziewczyna odwróciła wzrok, w oczach zbierały się łzy. Powstrzymała je w ostatniej chwili.
- Wiesz dobrze....
- Powiedz!
- Nie moja wina... - szepnęła.
- Jeszcze raz.
- Nie moja wina — brzmiało to już bardziej stanowczo niż poprzednio.
- I to jest prawda, pamiętaj — przytulił się do niej
Otarła oczy i odwzajemniła uścisk. Poczuła płynące ciepło od Toma, gdyby nie on to dawno skończyłaby w szpitalu.
- Już mi lepiej — powiedziała.
Słysząc to brunet uśmiechnął się szeroko i poszedł zanieść słoik dżemu do piwnicy. Nie został jeszcze otwarty, więc trzeba go koniecznie zostawić na przyszłość. Ponownie wziął latarkę i oświetlił sobie drogę w dół. Zostawił cudowne jedzonko na półce i podszedł do drewnianej skrzynki na drugim końcu pomieszczenia. Upewnił się, że nikogo z nim nie ma. Powoli sięgnął do środka pudła, szukał palcami charakterystycznego kształtu. Natrafił na niego i zdmuchnął kurz. Otarł dodatkowo ręka zalegający pył. Przybliżył przedmiot do latarki i oświetlił, jak się okazało, zdjęcie całej rodziny. Było ono ostatnie i jedyne, jakie udało się zachować. Wszyscy czterej byli ustawieni według wzrostu: najpierw ojciec potem mama no i mały Tom z Leną. Zrobiono je jakieś 10 lat temu, fotografia zaczęła tracić swoje kolory ze starości. Oprawiona była bezpieczna od zgnieceń i podarcia. Rodzice wyglądali na szczęśliwych, ich uśmiechy powodowały szybsze bicie serca. Kochał to zdjęcie, zwykła kartka z obrazkiem, a ile szczęścia dawała. Poczuł, że nie jest sam i dzięki nim miał cudowne dzieciństwo. Nagle usłyszał szelest papieru dobiegający za szafą obok schodów. Odłożył cenną fotkę do skrzyni i po cichu podszedł do źródła dźwięku. Odsunął stare ubrania, które nosił jako dziecko i dokładnie się rozglądnął. Chwycił latarkę, po czym nakierował ją w miejsce, gdzie wcześniej patrzał. Niczego nie było. Chciał dać sobie z tym spokój, ale powtórzyło się tym razem w innym miejscu. Thomas zmrużył oczy i zbliżył się z latarką w ręku. Ścisnął ją mocniej w połowie drogi do celu. Nie myślał o niczym innym, po prostu chciał wiedzieć kto robi sobie z niego żarty. Podejrzany zaszurał czymś o plastikowy stolik. Tym sposobem zdradził swoje miejsce. Brunet natychmiast oświetlił miejsce i ujrzał białe stworzenie. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Biały szczurek, żywe stworzenie, bez jakichkolwiek mechanicznych części, oddychające samoczynnie, okryte naturalnym włosiem, stanęło na dwóch łapkach i wpatrywało w większego od siebie osobnika.
- Cześć maluchu — szepnął Tom — skąd się tu wziąłeś ?
Gryzoń zaciekawiony poruszał wąsami. Szybko wskoczył na kufer znajdujący się przed nim i wpatrywał w chłopca. Ten wyciągnął do niego rękę i chciał dotknąć lśniącego futerka. Zwierzątko nie protestowało i dało się pogłaskać, nawet nastawiło małą główkę by tę część ciała najbardziej wymiziać.
- Wiesz co, nazwę cię Jared ok ? Jesteś taki piękny...
Szczurek wskoczył na dłoń człowieka, po czym zaczął penetrować wszystkie kieszenie w poszukiwaniu jedzenia. W pewnym momencie usiadł wygodnie na ogonie. Wziął w łapki kawałek chleba i z rozkoszą zjadał.
- Może Lena pozwoli mi ciebie zatrzymać — powiedział do swojego towarzysza — skąd się tu znalazłeś, co ?
Maluch dalej spokojnie zajadał się swoją zdobyczą, a oczy błyszczały mu w słabym świetle. Nie wyglądał staro, wręcz przeciwnie, poruszał się bardzo sprawnie. Zjadł pieczywo, po czym rozglądnął się czy jeszcze czegoś dobrego nie ma w pobliżu i zeskoczył na podłogę. Tommy wykorzystał chwilę na sięgnięcie kocyka. Rozłożył go za stołem, dodał mały kartonik, chusteczki i podstawę drewnianą. Tym sposobem zrobił domek dla nowego współlokatora. Szczurek obwąchał nową rzecz i niemal od razu rozgościł się w jej wnętrzu.
- Zaraz wrócę -powiedział, w myślach był zadowolony ze swojego dzieła.
Wszedł na górę i od razu zaczął szukać Leny. Stanął na środku przedpokoju i nasłuchiwał uważnie. W tym domu wystarczyło, że deski zaskrzypią i wiesz kto i gdzie się znajduje. Na górze rozległ się znajomy dźwięk i wiedział już gdzie ma iść. Każdy stopień pokonał podskakując jak w rytm muzyki.
- Gdzie jesteś? - zawołał.
- U siebie — doszło z pokoju po prawej stronie.
Wychylił głowę przez drzwi.
- Co jest ? - spytała. Zmieniała w tym czasie pościel.
- Znalazłem coś w piwnicy — wychylił się bardziej na tyle, że było mu widać koszulkę.
- Czekaj — zamyśliła się i zmrużyła oczy — albo zabawkę, albo więcej dżemu.
- nie tym razem, chodź — zniknął po tych słowach.
Nie mając innego wyboru udała się za bratem. Wcześniej odłożyła starą poszewkę na podłogę. Zeszli na sam dół. Tom poszedł przodem i uklęknął przy skrzynce.
- Zobacz tutaj — powiedział ciszej.
Lena wykonała jego polecenie i schyliła się obok niego, a jej wzrok powędrował tam gdzie jego. Jej oczy otworzyły się szerzej, gdy włochata główka uniosła się nad szmatkę.
- Jak on .... - wydusiła.
- Sam nie wiem, szukał jedzenia — wzruszył ramionami.
- Nie ma już na świecie żadnych żywych zwierząt ... piękny jest — pogładziła mały łepek.
- Jest dość przyjazny, możemy go wziąć do góry ? - spytał z minimalną nadzieją w głosie.
- Sama nie wiem, nikt go nie może widzieć, a jeśli już to zabiorą go do laboratorium.
- Mogę spytać się Theo czy ma jeszcze tę dużą klatkę po swoim króliku, gdyby ktoś się uczepił, powiem, że kupiłem dla mechanicznej myszy.
- Najlepiej jak przemkniesz niezauważony, dobrze ? Jemu nic nie będzie jak jeszcze jeden czy dwa dni będzie wędrował po piwnicy, dodatkowo ma domek — wskazała na karton z tkaniną.
- Jutro mu załatwię lepszy kącik do spania.

Camp of SurvivorsWhere stories live. Discover now