Ostatni dzień podróży nastał bardzo szybko, pewnie dlatego, że Thomas spędził tyle czasu z nowymi przyjaciółmi. Towarzysze byli dla niego jak nowa rodzina, gdyż takowej nie posiadał oprócz siostry. Traktował ich z troską i nie mógł pozwolić na zanieczyszczenie więzi, nie wybaczyłby sobie tego. Jak dotąd za najbliższą mu osobą była Lena, z nią czuł się najbezpieczniej.
Tommy ostrożnie dobierał osoby, które chciały być z nim bliżej. Większość, których spotkał, odrzucił, gdyż wiedział, że są "toksyczni", już na sam ich widok w głowie zaświeciła mu się czerwona lampka alarmująca. Jak to zwykle bywało, aby potwierdzić swój sygnał w głowie, przeprowadzał dialog. Ta chwila wystarczyła, żeby stwierdzić z łatwością, że druga osoba skupia się tylko na sobie albo chce mieć kolegę do łamania prawa. Z tego powodu brunet miał jednego przyjaciela — Theo. Obydwoje rozumieli się bez słów, czego chcieć więcej?
Do tej wesołej dwójki dołączyli Peter z Ellie, którzy zyskali zaufanie Thomasa. Nie dzieje się to często, a tylko wybrańcy mogą czuć się wyjątkowo.
W oddali zaczął ujawniać się ląd wyspy. Thomas czuł ekscytacje z tego powodu, a motyle w brzuchu dostały ataku szału. To było niesamowite, pierwszy raz w życiu wyjechał z Atlanty i to samodzielnie. Lena musi być dumna.
Gdy wpływali do portu, po lewej stronie zawitały pasażerów dwa rzędy małych domków, w których mogli mieszkać jeszcze ''rybacy''. Nie byli typowymi rybakami z wędką i ubiorem na łowy. To ludzie konstruujący maszyny podwodne do badania dna oceanicznego. Mieli swoją niewielką fabrykę — o ile tak można to nazwać — zawierającą potrzebne części na swoje inteligentne roboty. Przypominały one średniej wielkości drony, ale zamiast śmigieł na górze były zaopatrzone w małe latarki, a na środku i z przodu zamieszczono kamery do eksploracji. Thomas widział je pierwszy raz i przypadło mu to do gustu. Może uda się wykonać kopie? W głowie roiło się od wizualnego składania metalowych części i niebieskich płyt z danymi. Być może w przyszłości pobawi się z Peterem w składanie maszyn.
Po prawej stronie pojawiły się niewielkie mosty ze sztucznego drewna, które miały przeżyć dziesiątki lat. Zaprojektowano je, aby mniejsze statki nie obcierały krawędzi, uniknie się w ten sposób jakichkolwiek uszkodzeń lub zadrapań.
Im bardziej wpływali do portu, tym więcej wyłaniało się małych domów. Najczęściej były kolorowo pomalowane z czerwonymi dachami. Zupełnie jak z rysunku dziecka. Miały w sobie pewien urok, który brunet nie potrafił opisać.
W końcu statek zatrzymał się i na pewien czas zakończył swoją podróż. Cała trójka zabrała swoje bagaże i zeszli na ląd przez białe schody. Ellie z zaciekawieniem rozglądała się na boki, a dokładniej jak niewielkie fale obijają się o metalowe blachy statku.
- Według mapy... - mruknął Peter -... nasz cel jest niedaleko.
- W drogę — powiedział Thomas, poprawiając plecak.
- Trzymaj się blisko Ellie, jak cię porwą — nie będę tęsknić, rozumiesz ?
- Tak? - uniosła jedną brew w górę — a kto na wyjeździe w góry tak spanikował na widok swojej siostrzyczki, która wpadła w mały staw, że prawie się popłakał?
- Zabije cię — powiedział Peter przez zaciśnięte zęby.
Thomas słyszał tę groźbę, która nią nie była. Takie rzeczy dzieją się z miłości do młodszego rodzeństwa. Lena też często mu dogryzała w młodości, do dzisiaj pamięta, jak pewnej jej koleżance nagadał o tym, co trzyma w swoim kuferku za szafą. Oberwał wtedy butem, ale na szczęście w rękę. Do tej chwili go to śmieszy.
BINABASA MO ANG
Camp of Survivors
AdventureNastał dzień sądu, długo wyczekiwany moment, który pokazał wszystkim żywym istotą swoją potęgę. Rok 2050 miał zacząć się przyjemnie, został ciepło przywitany, ale niestety przyniósł za sobą szereg nieszczęść, o których nigdy nikt nie śnił.