Bunt i wybaczenie

2 1 0
                                    


Kawa. W głowie Thomasa pojawiła się ta myśl. Cudny zapach i najwspanialszy smak pod słońcem. Nie ma nic lepszego niż ciepłe cappuccino na chłodną pogodę. Podszedł do szafki, gdzie Lena trzymała ulubione kubki i pudełko z przyprawami. Wyciągnął z tyłu paczkę, choć musiał się wysilić. Stanął na czubkach palców. Czasami tak jest, że ktoś chce sięgnąć przyprawę do zupy i automatycznie kawa posuwa się do tyłu, na sam koniec półki. To było momentami wkurzające, ale będąc opanowanym najzwyklej w świecie, bez problemu, zdobędzie to, co chce. Wrzucił kapsułkę do ekspresu i wypowiedział do niego jaki rodzaj kawy chce, by urządzenie mu zrobiło. Usłyszał znajome stuknięcie z wnętrza i wiadomo było, że za chwile otrzyma upragniony napój. Obok wyświetlacza pojawiło się zielone światełko, które pozwalało zabrać kubek. Objął go dłońmi i tanecznym krokiem rozsiadł się w fotelu. Pamiętał doskonale, gdy pierwszy raz wziął łyk z łyżeczki od mamy. Niewinnie jak to dzieciak podszedł do niej i pokazał swój rysunek rakiety z astronautą wewnątrz. Był wtedy dumny ze swojej pracy, starał się jak mógł aby wyglądało to, jak dzieło słynnego malarza. Wtedy jego wzrok utkwił w czerwonym kubku. Pytającym wzrokiem spojrzał na mamę. Ojciec był przeciwko temu, żeby Tom pił cokolwiek z kofeiną, dlatego po kryjomu dostał parę łyżeczek zwykłego cappuccino. Oczywiście pamiętał o tym, żeby nie wygadać się nikomu, bo może dostać po tyłku. Ten smak do tej chwili siedzi mu w głowie. Westchnął cicho. Zaczął lekko bujać się na fotelu, to był niekontrolowany odruch, na który nie ma sposobu. Chciał poczuć się jak na dawnym krześle bujanym, które było u jego babci. Mimo że miał wtedy zaledwie 3 lata widział oczyma wyobraźni siebie na tej bujawce. Na każdej wizycie próbował rozhuśtać krzesło na tyle, żeby stanęło na krawędziach.

Obudził się z własnych myśli i przypomniało mu się o Jaredzie. Wziął ostatni łyk kawy i wstawił do zlewu. Z półki obok siebie wyciągnął miskę. Następnie pokroił kilka kawałków truskawki, banana, skórkę od chleba i orzechy. Wszystko wymieszał staranie łyżeczką i udał się na dół. Klatka stała na kocu, żeby od ziemi nie było zimno. Gdy tylko chłopak podszedł bliżej, zobaczył zwiniętego szczurka pośród starych szmat. Thomas nie mógł się na niego napatrzeć, był taki słodki, kiedy spał. Musiał zasnąć niedawno, bo miska była pusta. Po cichu wymienił ją na prawie pełną smakołyków. Wszystko było jak najbardziej w porządku, zadowolone zwierzątko to był najwspanialszy widok dla kogoś, kto był pierwszy raz opiekunem. Wyjście oczywiście miał otwarte cały czas, aby mógł swobodnie biegać na zewnątrz. Poszedł na górę i usłyszał jakieś dziwne odgłosy. Przekręcił głowę na okno, ale nie chciał tego sprawdzać, chociaż ciekawość brała górę. Brzmiało to, jak kibice na stadionie, którzy trąbią dla swojej drużyny piłkarskiej. Podszedł bliżej i odsunął roletę. Ulicą szła spora grupa ludzi, którzy trzymali napisane na kartkach hasła. Krzyczeli niewyraźnie jakieś słowa, jedynie udało się usłyszeć „Protestujemy!".

- Co się dzieje? - spytała Lena.

- Ludzie się buntują — odpowiedział nie odrywając wzroku od protestujących — chyba chodzi im o prace — przycisnął się do szyby chcąc przeczytać transparenty.

- Nie dziwie im się — mruknęła i też podeszła do okna — wszędzie dają roboty.

- Ciebie też wywalili i zastąpili blaszakiem.

- Prawda, ale nie chce robić z siebie idiotki — podeszła do lodówki — niech się buntują — dodała.

Tom postał jeszcze chwile i bacznie obserwował gniewny marsz. Z chęcią wyszedłby na dwór i pooglądał to z bliska, ale z drugiej strony dostałby od kogoś znowu w pysk. Na samą myśl zaczął mu pulsować policzek. Wciąż miał go jeszcze sinego, chociaż już mniej.

- Przyłóż sobie.

Zwrócił wzrok na dziewczynę, a potem na niebieski żel w małej kwadratowej torebce. Bardzo często go używał tego szczególnie jak zbił kolano albo bolała go głowa.

Camp of SurvivorsWhere stories live. Discover now