8. Wybrałeś złą osobę.

960 90 6
                                    

··················································································································

***

            Ledwo powstrzymywał płacz, gdy kolejni mężczyźni rozpinali guziki jego koszuli, której jeszcze niedawno pozbywał się brunet. Alkohol krążył w jego krwiobiegu nieustannie, przez co tracił kontakt z rzeczywistością. Inaczej nie zniósłby namnażających się wiadomości od Potter'a.


Potter: To niedorzeczne.

Potter: Tęsknię za Tobą. Nawet jeśli nie łączyło nas zbyt wiele.

Potter: Tamtego dnia pierwszy raz ujrzałem Twój uśmiech.

Potter: Moje serce zabiło wtedy szybciej.

Potter: Wiem, że nie chciałeś tego kończyć.

Potter: Jednak skoro tak wszystko się potoczyło.. Powinienem chyba wrócić do domu, prawda?

Potter: Czekam do końca tygodnia.


Tego wieczoru łzy spływały po policzkach Dracon'a bezustannie.

***

          Zderzenie z przeciwległą ścianą spowodowało, że płuca boleśnie odbiły się od pleców i z zdwojoną siłą wróciły do żeber. Płytki, urywany oddech towarzyszył blondynowi, krew wypłynęła z jego bladych ust, brudząc przy tym jego koszulkę. Decyzja o odejściu mocno zdenerwowała jego przełożonych.

— Wiesz jak kończą dziwki, takie jak ty, gdy protestują? — donośny, mrożący krew w żyłach głos wybrzmiał pośród czterech ścian — Wtedy.. kończy się ich żywot.

Kolejny cios wymierzony w brzuch chłopaka powalił go na ziemię, przez co krwawa ślina rozbryzgała się po podłodze. Dwudziestolatek oddychał ciężko, a najmniejszy ruch wyrządzał mu kolosalne cierpienie. Mimo wszystko był gotowy znieść gorsze tortury. Wszystko, aby wreszcie uwolnić się z przeklętej wyspy i móc wrócić do Harry'ego.

— Dobrze się bawisz? — zamglone oczy blondyna skrzyżowały się z ciemną tonią tęczówek jego oprawcy — Nie wierzę, że to nic dla Ciebie nie znaczyło.

— Draco, nie zaczynaj.

— Już zapomniałeś, jak błagałeś, abym założył ten cholerny pierścionek?! — blondyn podniósł głos.

— To.. to przeszłość.

— Tylko ty możesz mi pomóc. Louis, proszę.

W jasnych oczach Malfoy'a zagościła nadzieja, za to ciemne tęczówki przełożonego przepełnione były niepewnością.

— Nie.. nie mogę.

— W takim razie — nagły kaszel przerwał wypowiedź Dracon'a — zrób to. Zabij. Nie mogę żyć w świadomości, że każda moja decyzja była błędem. Skrzywdziłem go, tak jak ty skrzywdziłeś mnie. Nie mam powodu by żyć. W końcu jestem jedynie.. Dziwką.

— Wyba.. wybrałeś złą osobę.

Dwudziestolatek zamknął oczy, a kolejne ciosy wymierzone w delikatne ciało pozbawiły go świadomości. 

***

          Dopiął zamek walizki i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Po drodze zgarnął swój paszport, gdy ciche pukanie rozległo się po pokoju. Otworzył drzwi i ujrzał.. jego.

Niemal rozpłakał się na widok nabrzmiałych malinowych ust i krystalicznej skóry, którą pokryły ciemne rany, a puste oczy zostały przepełnione krwią. Zauważył jego nierówny oddech. Natychmiast wciągnął blondyna do środka, przy okazji próbując wydobyć od Malfoy'a jakiekolwiek informacje. Zaprowadził go do niewielkiej łazienki i kazał przemyć rany. Sam udał się do lodówki, po cokolwiek zimnego.

— Nie musisz tego robić — usłyszał gorzki głos jasnowłosego, więc wyprostował się.

— W takim razie, w jakim celu przyszedłeś?

— Muszę Ci o czymś powiedzieć... 

***

··················································································································

czarna poetka. 

I. Chłopiec na pocieszenie  | Draco Malfoy/Harry PotterWhere stories live. Discover now