24. Koniec.

497 57 5
                                    

··················································································································

***

           Trwali przy swoim boku pięć lat, a wszystko zakończyli jednego dnia. Dostrzegł łzy w oczach młodszego, szybko jednak na twarzy blondyna pojawił się uśmiech wolności. Jeden podpis sprawił, że nic ich już nie łączyło. Nie chcieli kończyć tego w taki sposób, ale wszystkiemu winny był Potter.

Bo to on darzył uczuciem kogoś innego. Bo to on fałszywie wypowiadał słowa, które wyrządziły wiele ran. To on nie mógł zapomnieć o przeklętym Malfoy'u. Bo to on tęsknił za chłodem. Za chłopcem na pocieszenie.

Machnięciem różdżki spakował wszystkie swoje rzeczy i na dobre opuścił ich niegdyś wspólne mieszkanie. Powrót do pracy stał się nie do zniesienia z powodu wielu plotek na jego temat. Zaczynał wariować, a myśl, że właściciel jakże jasnych oczu radzi sobie doskonale bez niego zabijała ostatnie kawałki jego zmęczonej duszy.

Miał racje. Zapomniał o nim.

***

          Odszedł szybciej niż mogli sobie wyobrazić. Opuścił mieszkanie studenta nim wzeszło słońce, pozostawiając po sobie jedynie smutną prawdę wypisaną na gipsie młodego i pustkę w obu sercach.

Szczęście witało go na każdym zakręcie, jednakże mrok nie opuszczał go ani na moment. Powrócił do bezsennych nocy, chłodu i milczenia. A kiedy odebrał telefon z tragicznymi wiadomościami ciemne chmury zasłoniły niebo i wylały morze łez. W ciągu piętnastu minut dotarł do szpitala, gdzie spotkał resztę swoich przyjaciół. Uspokajał przerażone dziewczyny, pomimo wiadomych nikłych szans na normalne życie chłopaka. Kolejne godziny upłynęły na nieustannym czekaniu. Dopiero pojawienie się głównego lekarza dało nadzieję zebranym przed salą.

— Jego stan wciąż jest niestabilny. Macie numer kontaktowy do jego rodziny? Jedyne dane jakie uzyskaliśmy to Dracon Malfoy. To któryś z Was?

Otrzymał pozwolenie na krótką wizytę. Białe drzwi sali numer 510 ukazały mu, na pozór spokojnego czarnoskórego, który znużony był snem. Na jego twarzy nie widniał charakterystyczny uśmiech. Blondyn tęsknił za energią, którą emanował chłopak. Nagle wszystkie urządzenia zaczęły wariować, a blondyn nie miał pojęcia co robić. Łzy spływały po bladych policzkach, gdy został wyproszony z sali. Kilka minut później usłyszeli wyrok.

Zgon nastąpił o godzinie dwudziestej czternaście w wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych.

***

          Z oddali przypatrywał się jak przyjaciele żegnali rówieśnika. Łzy spływały na równo przystrzyżony trawnik, podczas gdy księżycowe oczęta pozostały puste. Właśnie tego dnia zakończyła się ich przyjaźń. Nie było wsparcia, o które walczyli, ponieważ zabrakło najważniejszej części układanki. Tego dnia rozeszli się bez sporów i już nigdy nie spojrzeli sobie ponownie w oczy.

Posiadłość powitała go charakterystycznym chłodem. Ogród wciąż wypełniony był wieloma kolorami, zupełnie jak za czasów dziecięcych. Wolnym krokiem zwiedzał znane pokoje, o których przez wiele lat próbował zapomnieć. Wracał do początku, ale groby rodziców mówiły mu, że to koniec. Ciemność pochłonęła go całkowicie.

          Po wielu dniach powrócił na uczelnie, gdzie nie znalazł uśmiechu, ani karmelowych włosów chłopaka. Odebrał za to smutek i ból, który ukrył się w pustych miejscach przyjaciół i wiadomości o rezygnacji z nauki młodszego studenta. Pozostał samotny zupełnie jak w Hogwarcie.

Jedynym wyjątkiem był brak zielonych oczu, które zbyt często pojawiały się w snach blondyna. Kolejny raz tęsknił, za czymś czego nie posiadał.

***

·················································································································

Gdyby ktoś się zastanawiał to jeszcze nie koniec. 

A druga rzecz - zmarł najlepszy przyjaciel Dracon'a. 

Trzymajcie się. 

czarna poetka. 

I. Chłopiec na pocieszenie  | Draco Malfoy/Harry PotterWhere stories live. Discover now