06| Oliwa dla życia

1.4K 152 454
                                    

Życie jest jak płomień lampy; gdy zabraknie oliwy - tsss, i gaśnie na zawsze.

Marie Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Motier markiz de la Fayette

LEE, ty debilu niewyżyty! Pieprzył cię pies?! Przecież mogłeś go zabić!

Jęczę z bólu, ogłuszony przez wystrzał. Mam bluzkę i łokcie brudne od ziemi oraz trawy, a w głowie przeraźliwie mi piszczy. Widzę nad sobą twarz Elizy, która krzyczy coś do mnie przerażona. Łapię ją tylko za rękę, aby dać jej znać, że żyję i kontaktuję. Dostrzegam lekki uśmiech ulgi na jej ustach.

— To nie moja wina, że idiota wbiegł mi praktycznie pod lufę! — Charles histerycznie wymachuje rękoma, a po chwili zatacza się w bok, dostając lewego sierpowego od Hamiltona. Wypuścił broń, to samo zrobił Laurens. Burr ma minę, którą można porównać do tej piosenki "Muffin Time". Tak, z pewnością chce teraz umrzeć.

— Merde, żyjesz Tadek?! — Lafayette klęka przy mnie zaraz obok Elizy i szybko mierzy mi puls.

Wyrywam się od nich pokazując im kciuka w górę. Jest w porządku, po prostu w uszach mi dzwoni i właśnie przeżyłem lekki szok. Kiedy wreszcie przy pomocy Laurensa i Hamiltona siadam na trawie, patrzę po wszystkich z wdzięcznością.

— Miałem przez chwilę wrażenie, że wypluję wątrobę.

— Cóż, dobrze, że ostatecznie do tego nie doszło. Czy jesteś świadomy, że kule minęły cię dosłownie o centymetry? — Laurens patrzy na mnie z miną porównywalną do tej którą robi terapeuta zaraz przed stwierdzeniem, że jednak cierpisz na schizofrenię, a te głosy w twojej głowie to nie zmarła babcia.

— Tak, teraz tak. — Uśmiecham się słabo. — Co wam strzeliło do głowy żeby się pojedynkować na polanie? Mamy dwudziesty pierwszy wiek!

— To długa historia — mówi powoli Burr, oddalając się od Lee, który stoi naburmuszony, teraz z rękoma skrzyżowanymi na piersi. — Zaczęło się od Washingtona, potem przeszliśmy do wyzwisk...ale z tego co mi wiadomo to nikt nie miał zginąć. W każdym razie, mamy przerąbane jeśli ktoś nas teraz znajdzie.

— Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Aaronem — Alexander marszczy brwi — powinniśmy spadać stąd czym prędzej i udawać, że nic się nie stało. Chyba, że chcecie zostać zawieszeni przez Lincolna. Ja tam bym wakacjami nie pogardził, ale wiecie...

— Och właśnie, Tadek, masz! — odwracam się w stronę Laurensa, który wyciąga coś z kieszeni. — Czekolada. Łagodzi stres. Przyda ci się, szczególnie po tym jak Lee praktycznie zrobił z ciebie durszlak.

— Dzięki John...

— Aha, a więc teraz to tylko moja wina?! Super, świetnie! — Lee prycha, na co niemal wszyscy przewracamy oczami. Lafayette odwraca się do niego i pokazuje mu środkowe palce, a Burr odchodzi w jego kierunku mówiąc nam, że zajmie się nim, żeby tamten nie zrobił czegoś jeszcze głupszego.

— To miał być taki spokojny poranek... — Eliza wzdycha, a przytakuję jej głową.

*****

Rozpoczęto grupową konwersację na chacie Szepty Naszych Dusz

@SadMaccaroni Czy to całe wesołe miasteczko jest jeszcze aktualne?

@SadMaccaroni Halo

@A.Ham Jak widzisz, proste schorzenie mózgowe zdiagnozowane przez cenionych lekarzy oraz filantropów pospolicie znane jako debilizmus maximus, zostało wybrane przez inteligentne tu jednostki ludzkie do zignorowania. Ponieważ jesteś nosicielem oto tej choroby, jesteś proszony o jak najszybsze usunięcie się z tego komunikatora umożliwiającego nam kontakt przez sieć.

Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]Where stories live. Discover now