07| My młodzi, my głupi

1.2K 142 479
                                    

Ten który wie najwięcej, wie jak mało wie.

Thomas Jefferson

DOBRZE, że nie podwędziłem od Chopina więcej tego popcornu, bo teraz to bym chyba zwymiotował.

— Chwila, czy to był Alex? — pytam w biegu Elizę, która niemalże wpada na jakiegoś grubego gościa w hawajskiej koszuli, ale odciągam ją w porę na bok. — Spokojnie, nie chcemy zginąć w wesołym miasteczku. To słabo wyglądałoby na nagrobku.

Dziewczyna uśmiecha się lekko, ale po chwili znów marszczy brwi. Oboje szukamy wzrokiem Alexandra.

— Czemu tego idioty nie można zostawić chociaż na chwilę samego? Dopiero wczoraj prawie się pozabijali na tej polance! Jak wybitnym trzeba być, żeby nawet w parku rozrywki natknąć się na wrogą sobie osobę?

— Nie trzeba być wybitnym, trzeba być Alexandrem Hamiltonem. 

— W sumie — Eliza zagarnia kosmyk włosów za ucho — masz rację.

Gdzieś w oddali mignął mi Chopin ze swoim aparatem, którego teraz będzie pewnie traktował jak Świętego Graala z powodu zdjęć zapisanych na karcie pamięci. Uśmiecham się do siebie pod nosem. Bardzo chętnie będę przeglądać sobie ten jego nowy album. Ale to nie czas na takie myśli. Ściskam mocniej dłoń Elizy.

— Te krzyki chyba dobiegały stamtąd. Ciągnie mnie w kierunku domu z krzywymi zwierciadłami, a raczej jak się okazuje budki z lodami, która stała za nim.

Wychylamy się zza rogu, obserwując sytuację z bezpiecznej odległości. Nie popełnię znowu tego samego błędu, nie zamierzam wskakiwać między obie strony konfliktu. I to dosłownie.

— Aww, nie denerwuj się tak karzełku! Przecież my tylko chcieliśmy kulturalnie zagadać!

Nie znam tego głosu, ale już mi się nie podoba. Chociaż muszę przyznać, brytyjski akcent jest cudowny i zawsze lubiłem go słuchać. Ten tutaj jednak powoduje, że po moim karku przebiega nieprzyjemny dreszcz.

— Karzełku?! Wypraszam sobie! — Alex brzmi na nieźle wkurzonego, chociaż u niego taki ton głosu to raczej normalka. — Jeszcze jedno słowo Howe, a przekrzywię ci tę buźkę, chociaż w sumie to nie wiem czy może być jeszcze bardziej krzywa...

Howe. Chyba już gdzieś słyszałem to nazwisko, nie mogę sobie tylko przypomnieć gdzie. Jednak wydaje mi się, że nie powinno kojarzyć mi się z niczym dobrym. Patrzę więc na Elizę szukając odpowiedzi. Jej zmartwiony wyraz twarzy tylko potwierdza moje obawy.

— Nie szukamy phroblemów Will — słyszę głos Lafa. Brzmi dużo spokojniej od Hamiltona, ale z pewnością nie jest w pełni opanowany. Chyba znaleźli kogoś, kto nie jest tylko i wyłącznie wrogiem Alexa.

— Może nie szukaliście problemów, ale za to problemy znalazły was — z pewnością nie podoba mi się wredna nuta w tonie głosu nieznajomego Brytyjczyka. Dostrzegam za nim jeszcze dwie sylwetki. Wszyscy noszą skórzane czerwone kurtki. Z jakiegoś gangu się urwali czy jak?

— Słuchajcie, przyszliśmy tu z przyjaciółmi się rozerwać. Chętnie bym sobie z wami jeszcze pogawędził, ale boję się, że dłuższe przebywanie w waszym towarzystwie pomniejsza mi mózg. Także jeśli łaska, spadajcie stąd — Alexander mówi buńczucznie co chyba nie podoba się angielskiemu towarzystwu. Coś się zaraz stanie, czuję to w kościach. Ostatnie dni można naprawdę zatytułować "seria niefortunnych zdarzeń". Pytaniem jest tylko czemu to akurat ja mam być tym, który ratuje wszystkim tyłek podczas tych niefortunnych zdarzeń. Czy też raczej tym, który ratuje tyłek Alexandrowi.

Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]Where stories live. Discover now