Rozdział 15

95 7 4
                                    

Postanowiłam wziąć kąpiel,przecież nie będę stać i czekać. Po całym dniu wrażeń marze tylko, żeby chociaż na chwilę się zrelaksować i zapomnieć o przytłaczających mnie problemach.Skierowałam się do łazienki. Gdy nalewałam do wanny wody dopiero do mnie dotarły myśli, jeżeli jest to dom mafii to kim jest Lucjano?

Leże już tak godzinę i ani trochę nie czuję się zrelaksowana.Postanawiam wyjść i zderzyć się z rzeczywistością.Wchodząc do sypialni zauważyłam otwarte drzwi balkonowe, jak szłam się kąpać jestem pewna,że były zamknięte.Wychylam głowę i widzę jego.Stoi koło barierki i przygląda się wszystkiemu dookoła, albo jest zamyślony.Wchodzę tak po cichy, żeby mnie nie słyszał,żeby w każdej chwili się wycofać.

-Musisz skradać się ciszej,bo nie słyszę cię tylko ja, ale i pewnie mój strażnik bo drugiej stronie domu- jego głos z nutką chrypki wyrwał mnie z zamyślenia. Nie możliwe, że szłam tak głośno.

-Jak to? Skąd wiesz, kiedy weszłam? Wyglądałeś na zamyślonego, więc jak słyszałeś ?-mężczyzna powoli odwraca się w moją stronę. Wygląda na zmęczonego, tak jak by miał już dość wszystkich i wszystkiego. Naprawdę się zmienił od naszego pierwszego spotkania, albo to taka jego gra tylko.

-Veronico w moim świecie, jeżeli nie jesteś czujnym i choć na sekundę stracisz czujność jesteś martwym -  wzdrygnęłam się na jego wyznanie, jak bym tak nie mogła żyć. W każdej minucie życia oglądać się za siebie.

-Jesteśmy przecież w domu, masz multum ochrony na całej posiadłości, czy chociaż na chwile nie możesz się  rozluznić  - jego śmiesz odbił się echem w mojej głowie. Nie rozumiem co takiego w mojej wypowiedzi było śmieszne.

-Jesteś taka naiwna kochanie. Myślisz,że wśród tych ludzi nie ma zdrajców, że wszyscy są oddani w stu procentach.Jesteś jak dziecko, żyjesz w bajce- znowu mnie obraża. Wrócił Pan dupek a już myślałam że się zmienił, ale on ma chyba to wrodzone 

-Nie dziwie się im, bo z tobą to by nikt nie wytrzymał. Pewnie w ogóle nie masz przyjaciół i wszyscy dookoła planują jak się ciebie tu  pozbyć. - krzyknęłam wściekła a on co? Jak zwykle nic.Stoi jak ta skała. Czy ten człowiek ma jakiekolwiek uczucia, ja tu go obrażam , a on stoi nie wzruszony 

Patrzymy na siebie i tylko słychać powiew wiatru. Po chwili Lucjano odwraca się plecami w moją  stronę i patrzy dalej przed siebie. Ten człowiek, jest jak chodząca zagadka, czyżby zabolały go moje słowa. Nie, to nie możliwe, on ma serce ze stali. Postanawiam stanąć koło niego, miedzy nami jest dalej cisza.

-Narobiłaś niezłego bałaganu- nie rozumiem przez chwile o co chodzi, ale dociera do mnie, że mówi o sytuacji na balu. Całkiem o tym zapomniałam.

-Zapomniałam całkiem o tym przez ciebie. Nawet nie wiem jak się sprawy mają. Moja babcia pewnie, jest wściekła a na dodatek mnie szuka. Gazety pewnie dalej piszą o tym incydencie, a nie pomaga fakt że zniknęłam i to dosłownie, bo nikt nie ma pojęcia gdzie się znajduję. 

-Uspokój się i daj mi dojść do słowa- zagrzmiał głos Lucjana. Co on zamierza tu mówić, to nie jego sprawa.

-Przecież to nie twoja sprawa, co cię to obchodzi. Pewnie jak zwykle popiszą kilka dni i pozniej wszystko ucichnie jak zwykle. Miałam już kilka takich błahych  sytuacji i jak widzisz, wyszłam z nich cała. 

-Wydaje ci się, że ta sytuacja jest błaha. Dziewczyno czy zdajesz sobie sprawę  jaki armagedon wywołałaś w świecie. Zadarłaś z takimi ludzmi, że lepiej nigdy nikomu się nie ujawniaj. W tej sytuacji nawet twoja babcia ci nie pomoże 

Wkurzony Lucjano kieruję się do pokoju. Dalej stoję i dopiero teraz docierają do mnie słowa mężczyzny. Czy naprawdę jest aż tak zle? Nie to nie możliwe, przecież nic takiego nie zrobiłam. Obraziłam raptem kilka osób. Odwracam się i biegnę w kierunku Lucjana

-Zaczekaj! Powiedz mi co się dzieję, ja muszę wszystko wiedzieć. To nie możliwe, że jest aż tak zle- mówiłam załamana, co ja teraz zrobię. Jeśli babcia mi nie pomoże, jestem skończona 

-Oprócz tego, że obraziłaś samego księcia i kilka ważnych i bardzo wpływowych ludzi, to nie jest aż tak najgorzej- zadrwił a mi wcale nie było do śmiechu

-Powiedziałam im raptem parę słów a oni tak mocno to do serca wzięli

-Bardziej bym powiedział, że ucierpiała ich duma Veronico. Jesteś naprawdę w dużych problemach.Jak mogłaś być tak lekko myślna ?

-To nie twoja sprawa! Musiałam coś zrobić, oni mnie oszukali i zadrwili. Chcieli wydać za mąż i miałam jak pies na wystawie paradować, komu bardziej się spodobam ten mnie wezmie - patrzyliśmy sobie chwilę w oczy.Dopiero zauważyłam, że są niebieskie jak ocean, można w nich zatonąć 

-Mogłaś uciec bez tego całego teatrzyku.Na dzisiaj wystarczy prześpij się - zaczął kierować się do drzwi, więc nie zamierzał tu spać.Ale nie mogłam pozwolić mu wyjść. Nic mi nie wyjaśnił oprócz tego, jak wielkie mam kłopoty 

-Lucjano zaczekaj - wybiegłam za nim na korytarz. Stanął i czekał, ale się nie odwrócił 

- Co teraz będzie ? Powiedz mi proszę, na pewno masz jakiś plan. Wiesz więcej niż mi powiedziałeś.- zapadła cisz. Staliśmy oby dwoje, ja patrzyłam w jego plecy a Lucjano w dal. Po chwili tak po prostu odszedł. Wkurzona zaczęłam za nim iść. Dzisiaj tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Wyminęłam go i stanęłam twarzą w twarz, na co musiał się zatrzymać 

-Zadałam pytanie. Powiedz mi co planujesz, albo mnie wypuść i będę sobie sama radziła

-Jest tylko jedno wyjście z sytuacji, żebyś była bezpieczna. Decyzja będzie należała do ciebie albo się zgodzisz i nie będzie ci zagrażało tak duże niebezpieczeństwo albo odejdziesz i będziesz radziła sobie sama.

-Dobrze powiedz mi o co chodzi to przemyśle twoją propozycję - powiedziałam niechętnie. Lucjano chytrzę się uśmiechnął i już wiedziałam, że to co usłyszę nie spodoba mi się.

-

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 08, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Destinato dalle stelleWhere stories live. Discover now