7 grudnia

1.5K 163 91
                                    

Minął miesiąc.

Dziś właśnie minął okrągły miesiąc od pogrzebu.

Pogrzebu jedynej osoby, która dawała Taehyungowi tyle nieopisanego szczęścia.

Od rana czuć było w mieszkaniu nieprzyjemny klimat. Można by rzec, że nie tyle co nieprzyjemny, a nawet straszny? Przerażający? Zapach śmierci unosił się po całej powierzchni domu, a aura definitywnie wskazywała na to, że ten dzień zostanie na długo zapamiętany.

Taehyung już nie płakał. Tępy wzrok wbijał w każdy szczegół, każdy mebel, czy każdą ramkę ze zdjęciem. Wyniszczyły go te wszystkie zdarzenia. Te momenty cały czas przewijały mu się przez głowę, niczym zacięta taśma wideo. Niczym winyl, którego igła zawiesiła się, przez co muzyka z płyty również odgrywała się w jednym, powtarzającym się fragmencie. 

Taką płytą winylową było życie Taehyunga. Zepsuta igła naznaczała go coraz mocniej, powodując głębsze nacięcia oraz rany, odtwarzając w kółko ten jeden, trudny i bolesny moment. Śmierć Jeongguka i całą żałobę dwudziestoczterolatka.

Jeon Taehyung miał szczęście. Miał je w rękach, w swoim mieszkaniu, w swoich objęciach i myślach. Lecz pewnego dnia, ono po prostu przeleciało mu przez palce, niczym najdrobniejsze ziarenka piasku. A tym piaskiem był nie kto inny, jak Jeongguk.

Ktoś mógłby się pokusić o stwierdzenie, że przechodzi przez trudny czas. Że przyjaciele i rodzina mu w tym pomogą, odetną od niego czarne myśli oraz tęsknotę i chłopak będzie mógł dalej, normalnie żyć. Że to wszystko przejdzie, a on nie będzie już tak rozpaczał.

Aczkolwiek on wiedział, że tak nie będzie. Był pewien, że pomóc może mu jedynie chłopak, po którym pozostały już same wspomnienia. Nie żaden psycholog, psychiatra, Hoseok czy rodzice. Jeon był jego kołem ratunkowym, po które już nie może sięgnąć, a on najzwyczajniej w świecie utonie w morzu emocji, ponieważ wpłynął na obszar, który nie jest już obejmowany przez jego ratownika.

Młodszy Jeon zaczął częściej myśleć o śmierci. Zadawał pytania pokroju; czy śmierć przyniesie mi to, czego tak bardzo pragnę? Czy zobaczę wreszcie swojego ukochanego króliczka? Czy jak zamknę oczy i odpłynę, zostawiając za sobą to całe popieprzone życie, wreszcie powróci do mnie moje utracone szczęście, którego tak bardzo wcześniej nie doceniałem?

On bardzo za nim tęsknił. Za jego życia również to robił, ale to nie było to samo co teraz. Wtedy wiedział, że on wróci po zajęciach, wróci z pracy, usiądą razem na kanapie i znów będą mogli cieszyć się sobą. Teraz to nie był ten sam rodzaj tęsknoty. Teraz ona bolała, nie przynosiła ze sobą nic dobrego, ani pożytecznego.

Był również obojętny. Hoseok chciał dla niego jak najlepiej, lecz Taehyung wręcz wzbraniał się od wszystkiego, co oferował mu Jung i uciekał. Biegł tak długo, póki nie zaczął tracić czucia w nogach. Póki jego mięśnie nie zanikły całkowicie. Biegł, by uciec od problemów, wspomnień i bólu. Od wszystkiego, co go potencjalnie sprowadzało na samo dno.

Starał się być uśmiechnięty. Stwarzał pozory względnie zdrowego dwudziestoczterolatka przed swoimi rodzicami, aby nie martwili się o niego. Ostatnie, czego teraz chciał to litość.

Trzymał buzię na kłódkę, gdy był w czyimś towarzystwie.

Krzyczał, póki nie zdzierał sobie gardła, gdy zostawał sam w swoich czterech, pustych ścianach.

On powoli umierał.

Ten proces nie był spowodowany śmiertelną chorobą, czy okropnym wypadkiem. On umierał z tęsknoty, żalu i samotności, którą sam dla siebie poniekąd wybrał, odsuwając od siebie bliskich.

wake up, honey || taekook✓Where stories live. Discover now