9

891 76 44
                                    

W poniedziałek rano - nie chciałem iść do szkoły. Ba! Nie chciałem nawet wstać z łóżka. Niestety moja mama była w domu, gdyż w pracy miała być dopiero w południe. Około godziny dziewiątej trzydzieści rano, zdała sobie sprawę, że nie wychodziłem z pokoju i nadal jestem w domu. Przyszła do mnie, pytając dlaczego nie idę do szkoły. Nie chciałem jej okłamywać i mówić, że źle się czuję. To znaczy - nie było to do końca kłamstwem. Czułem się okropnie, ale nie przez ból brzucha, czy też głowy.
Czułem - i nadal czuję - się potwornie mentalnie. Nie fizycznie.
Koniec końców i tak ją okłamałem mówiąc, że "zaspałem".

Jakimś cudem zbieram się w sobie i udaję się do szkoły. Nie chcę tam iść. Nie specjalnie mam ochotę oglądać Felixa...
W ciągu tych 3 dni wysłał mi około czterdziestu wiadomości, których nie miałem nawet siły odczytać. Głównie przepraszał mnie za to, że się, aż tak zbliżył. W smsach twierdzi, że wszystko popsuł i to wszystko jego wina.
Gówno prawda.
To ja zawiniłem.
Zawsze jestem problemem.
Dla rodziców, dla rówieśników i osób z mojej szkoły, dla nauczycieli, dla sąsiadów, dla całego społeczeństwa.
Czasem wydaję mi się, jakbym tutaj nie pasował. Jakbym nie należał do tego świata i znalazł się tu całkowicie przypadkiem.
Oczywiście wiem, że to nie prawda. Nie jestem popaprany. Nie mam pojęcia, z jakiej racji żyję, bo według mnie moje istnienie nie powinno mieć prawa bytu, ale stało się.
Muszę żyć.
Mimo tego cholernego bólu i cierpienia, jakie zadaje mi życie.
Mimo tych wszystkich obelg i porażek jakie odniosłem.
Jestem nieudacznikiem - pogodziłem się z tym.
Pewnych rzeczy nie zmienię.
Nie zmienię świata na lepszy.
Ani ludzi.
Ani społeczeństwa.
Nie jestem nawet w stanie zmienić samego siebie.
Swojego nastawienia i podejścia.
Ciężko jest patrzeć na świat pozytywnie, nie mając ku temu żadnych, logicznych podstaw.
Bo przecież nie mogę zrobić tego "od tak".
Sam nie wiem, co musiało by się wydarzyć, abym był szczęśliwy.
Abstrahując od szczęścia - co musiało by się stać, abym nie budził się codziennie rano, myśląc o tym, jak bardzo nie chcę żyć?

***

W końcu docieram do szkoły. Czuję się okropnie. Jakbym miał zaraz zemdleć. Jest mi duszno, a pusty żołądek podchodzi mi do gardła. Bez Felixa - jestem znowu samotnym, nudnym i słabym Seungminem, który jest idealnym celem i workiem treningowym dla pozostałych uczniów.
Dlaczego znowu do tego wracam?
No, tak.
Nic nie trwa wiecznie.
Wszystko co dobre - kiedyś się w końcu kończy.
Obudź się, Seungmin.
To koniec twojej "bajki".
Byłem taki głupi, myśląc, że mam szansę na bycie szczęśliwym.
Ba! Głupotą była ta nieszczęsna nadzieja.

Zatrzymuję się przed wejściem do szkoły. Nie chcę tam wchodzić. Czuję się coraz gorzej (o ile to w ogóle jest możliwe). Jak mam unikać Felixa? To bez sensu. Siedzę z nim w jednej ławce. Nie mam jak się przesiąść. Jedyną osobą, która siedzi aktualnie samotnie jest Jeno. Nie ma szans, abym do niego dołączył. Przecieżby mnie pobił... 

Idę przez pusty korytarz, sprawdzając po drodze plan lekcji, aby dowiedzieć się jaka lekcja aktualnie się odbywa. Język koreański - sala numer 48. Staję pod drzwiami. Trzęsącą się ręką - otwieram, po woli, drzwi. Drżącym głosem przepraszam panią Kim za spóźnienie. Kątem oka dostrzegam, iż moja ławka stoi całkiem pusta. Rozglądam się po klasie. Po chwili zauważam go. Nasze oczy się spotykają. Piegowaty blondyn wygląda jakby było mu przykro. Jest zaniepokojony i zmartwiony. Czuję ukłucie w sercu, gdy dociera do mnie, iż Felix siedzi w ławce, zaraz obok Lee Jeno...

- Seungmin, zajmij swoje miejsce. - wgapianie się w przyjaciela, przerywa mi głos pani Kim. 

Kiwam głową, mrucząc pod nosem, ledwo słyszalne "przepraszam". Następnie spuszczam wzrok na podłogę i kieruję się na swoje miejsce. Po drodze, o mały włos się nie wywracam, gdy potykam się o nogę Kim Junkyu, którą celowo mi podłożył. Wszyscy w klasie zanoszą się śmiechem.
Nienawidzę tych ludzi.

- Wracajcie do pracy, moi drodzy. - oznajmia pani Kim. - A ty, Seungmin, zajmij się sobą. Zostało dziesięć minut do końca lekcji. Twoi koledzy pracują w grupach, nie przeszkadzaj im.

Siedzę w swojej ławce, aż do końca lekcji. Co jakiś czas słyszę głos Felixa z tyłu. Nie mam jednak odwagi się odwrócić i na niego spojrzeć. Chłopak pracuje wspólnie z Jeno, Hyunjinem i Hyunjoonem. Jestem pewien, że gdybym się odwrócił - najprawdopodobniej oberwałbym czymś w twarz za "zbyt długie gapienie się".
Nie obchodzi mnie to, czy Felix chciał z nimi pracować, czy też nie. Czuję się zazdrosny.
Tak.
Zazdrosny.
Użyłem tego słowa i się z nim w pełni zgadzam.
Jestem cholernie zazdrosny, bo mimo wszystko bardzo zależy mi na chłopaku. Przyznaję się bez bicia...

Dzwonek dzwoni. Tym razem nie wybiegam z klasy jako pierwszy.
Czekam.
Mam nadzieję, że Felix do mnie podejdzie. Obserwuję go kontem oka...
Nagle ktoś popycha mnie, przez co tracę równowagę i uderzam biodrem o kant stołu.

- Rusz się, grubasie. - odzywa się Hyunjin.

Pozostali chłopcy z klasy zaczynają się śmiać. Hyunjin opuszcza pomieszczenie. Zaraz za nim idą Hyunjoon, Jeno i...
Felix przechodzi obok mnie, dążąc mnie krótkim, bardzo bolesnym spojrzeniem, po czym wychodzi z klasy za resztą.
Nie wierzę.
Jak mógł mi to zrobić?
Czuję się okropnie.
Jakby ktoś przejechał mnie tirem cztery, pieprzone razy.
Nie mogę tu być.
Nie dam rady przebywać w jednym budynku z Felixem.
Dlaczego mi to zrobiłeś?
Kolejna osoba, która mnie wykorzystała. Dlaczego ja ci zaufałem, Felix? Dlaczego wydawałeś mi się być taki... Prawdziwy?

Wychodzę z klasy. Na korytarzu mijam grupkę chłopaków - w tym Felixa - gdy kieruję się w stronę wyjścia ze szkoły. Opuszczam jej teren, aby następnie przejść przez parking i dojść do uliczki, która prowadzi na moje osiedle.
Mam dość.
Dzisiejszego dnia i swojego życia.
Życie to gówno.
Czasem zastanawiam się, po cholerę ja w ogóle się urodziłem. Są dzieci, które rodzą się chore. Bez nóg, bez rąk. Chciałbym oddać im swoje zdrowie, aby były szczęśliwe i mogły normalnie żyć. Bo one chcą żyć. A gdybym to ja był chory - miałbym możliwość umrzeć, bez żadnych konsekwencji.

- Seungmin! Seungmin, zaczekaj! Błagam! - słyszę za sobą znajomy głos.

Zatrzymuję się, lecz gdy zauważam Felixa - odwracam się z powrotem i kontynuuje wędrówkę, przyspieszając kroku.

- Seungmin, proszę!

- Czego chcesz ode mnie? - odzywam się, nie odwracając do tyłu.

- Porozmawiać. 

- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - oznajmiam.

- Seungmin to nie tak jak myślisz...

- Daruj sobie. - nadal się nie zatrzymuję.

Przyspieszam jeszcze bardziej. Felix nie daje za wygraną. Nadal biegnie za mną.

- Minnie, stój.

- Nie. - mówię.

- Kim Seungmin, zatrzymaj się.

Tym razem nie odpowiadam.

- Błagam cię...

Nadal milczę. Po prostu idę przed siebie.

- Seungmin, mówię do ciebie!

Chłopak zmusza mnie, abym się zatrzymał, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w swoją stronę. Próbuję się wyrwać, lecz na próżno. Szarpię się z nim przez chwile. Jego dłoń zaciska się na moim przedramieniu, które boleśnie skrzywdziłem poprzedniego dnia. Syczę z bólu. Chłopak spogląda na mnie, podciągając rękaw mojej bluzy do góry, ukazując bordowe rany. Felix patrzy na nie z niedowierzaniem.

- Seungmin... Co to jest?

Nasze spojrzenia się spotykają. Do moich oczy napływają łzy. Korzystając z okazji - wyrywam rękę z jego uścisku. 

- Zostaw mnie w spokoju, Felix.

Odwracam się, po czym biegnę w stronę domu, zostawiając rozkojarzonego Felixa na ulicy.



__________________________________________________________

Przepraszam za małą aktywność, nie miałam czasu pisać :')))

  ~ Maya 🥀

HURT || SeunglixWhere stories live. Discover now