Rozdział 5

9K 486 58
                                    

Po tamtym śnie, który został w pamięci na dłużej niż powinien, Harry i Draco jeszcze bardziej zbliżyli się do siebie. Możnabyłoby powiedzieć, że są jak bracia. Jeden dba o drugiego. Mówią sobie wszystko. Jednak nie byli oni aż tak spostrzegawczy jak Parkinson. Widziała jak zaczęli oni siebie nawzajem traktować i podświadomie czuła, że coś się święci. Lecz na razie nic nie mówiła i pozwalała im działać dalej. Już jutro Harry miał wrócić na zajęcia, a co się z tym wiąże cały Hogwart dowie się, że Potter z powrotem jest w szkole. Pewnie będzie to wielki szok, a niektórzy mogą być nawet przerażeni. W końcu nie na codzień "morderca" wychodzi z więzienia i jakby nigdy nic znów zaczyna brać czynny udział w życiu społecznym.
Draco tłumaczył właśnie Harry'emu ostatnią lekcję eliksirów. W dość szybkim tępie udało mu się nadrobić  wszystkie zaległości. Był w stu procentach pewien, że będzie przygotowany na wszystkie jutrzejsze lekcje.
- Dobra skoro już skończyliśmy to co robimy teraz? - Zapytał Draco odkładając podręcznik na szafkę stojącą obok. Harry rozglądał się przez chwilę, puki jego wzrok nie zatrzymał się na poduszce. Szybko ją pochwycił i zdzielił Malfoya po jego starannie ułożonych włosach.
- O rzesz ty... - Malfoy sięgnął po drugą poduszkę i tak rozpętała się wojna. Bili się poduszkami tak długo, aż nie mogli oddychać ze śmiechu. Zmęczeni rzucili się na łóżko dalej się śmiejąc. Pansy pokiwała głową z politowaniem. Jacy oni są dziecinni. Pomyślała i wróciła wzrokiem do przerwanej wcześniej lektury.
- Jak ja bym chciał już z tąd wyjść. Siedzę w pokoju życzeń już od dobrych trzech tygodni. Gdybyście wy i bliźnacy do mnie nie przychodzili to czułbym się jak w... - Zawachał się przez chwilę. - Tamtej celi. - Zakończył swój wywód bliznowaty. Draco odwrócił głowę by na niego spojrzeć. Teraz gdy na niego patrzył uderzyła w niego uroda chłopaka. Miał piękne, duże, zielone oczy, których kolor wręcz hipnotyzował. Czarne lekko kręcone włosy, które żyły własnym życiem. Chude policzki, które nie raz pokrywały się piękną barwą różu. Drobne, malinowe usta, na które gdy tylko spojrzał miał ochotę... STOP. Takie myśli nie powinny chodzić dziedzicowi rodu Malfoy po głowie. Mimo, że ten piękny gryfon leżący koło niego zachwycał go, to miał swoje obowiązki wobec rodziny. Musi się ożenić i spłodzić potomka. Nie chciał nawet myśleć co by zrobił ojciec gdyby się sprzeciwił. Lecz to nie czas na tego typu rozmyślania.
- Spokojnie. Już jutro możesz z tąd wyjść. Ale pamiętaj. Masz zawsze do mnie przyjść po koszmarach i jakby coś się działo.
- Dobrze wiesz, że nie musisz się aż tak o mnie zamartwiać Draco. Wszystko będzie w porządku. Z tego co wiem Dumbledore załatwił dla mnie osobne dormitorium. Więc nie będę musiał się zamartwiać krzywymi spojrzeniami w dormitorium, a co najważniejsze nie będę aż tak często widywać Rona. - uśmiechnął się promiennie Harry. Ręka Draco powędrowała na głowę czarnowłosego i zaczęła głaskać go po włosach.
- Wiem, ale i tak się o ciebie martwię. - Niewiadomo skąd, ale ślizgon czuł pewnego rodzaju obawę o Gryfona. Niby jest już prawie dorosły, ale wiadomo, że ten oto egzemplarz gryfona przyciąga kłopoty jak magnes. Do tego dochodił jeszcze Czarny Pan. Narazie zrobiło się spokojnie, ale Draco wiedział, że Voldemort wie o uwolnieniu Pottera. Teraz pewnie będzie na niego polował. Tego się chyba najbardziej obawiał, że śmierciożercy złapią Harry'ego i zaprowadzą do Voldemorta. Wtedy już nie będzie żadnych szans, żeby go ocalić. 
- Dobrze więc jak coś się będzie dziać to przyjdę do ciebie lub wyślę patronusa. Zadowolony? - zapytał zielonooki z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Draco zaśmiał się, poczym usiadł na biodrach Pottera i zaczął bezlitośnie go łaskotać. Chłopak śmiał się do rozpuku, aż w końcu zrzucił Malfoya z siebie. Teraz to Harry przejął inicjatywę i zaczął łaskotać Draco. Gdy skończył rozłożyli się na łóżku oddychając ciężko.
- Wiesz co mnie teraz zastanawia? - Blondyn pokręcił przecząco głową - jakim cudem nie przyjąłem twojej ręki, gdy proponowałeś mi przyjaźń. W czym niby lepszy był od ciebie ten zdrajca. Jak mogłem być tak ślepy, że trafiłem do Gryffindoru zamiast do Slytherinu tak jak mówiła tiara.
- Zaraz, czekaj. Ty miałeś być ślizgonem?! Jakim cudem namówiłeś tiarę na Gryffindor? - zapytał zszokowany chłopak.
- Tak miałem być ślizgonem. Na pierwszym roku stwierdziłem, że nie chcę być z tobą w jednym domu, przez Rona, więc poprosiłem tiarę o dołączenie do gryfonów.
- A wiesz, że każdy uczeń ma prawo do zmiany swojego domu? Gdybyś tylko zechciał, możesz iść do McGonagall i powiedzieć, że chcesz ponownego przydziału.
- Serio? Jeśli tak to jutro przed śniadaniem, idziesz ze mną do McGonagall. Chcę w końcu być tam gdzie być powinienem od samego początku, aż do końca.
- Dobra więc ustalone. Rano do McGonagall, śniadanie, lekcje i później się widzimy?
- Tak, przecierz sam nie zrobię zadania z eliksirów a znając Snape'a napewno zada nam referat na trzy rolki pergaminu.
- Z całą pewnością tak zrobi. A teraz drogi chłopcze, który przeżył idziemy spać, gdyż jest już prawie północ. - powiedział z całą powagą na jaką było go tylko stać Draco.
- Serio? Jest już tak późno? - niedowierzając spojrzał na zagarek, żeby upewnić się co do godziny, którą podał mu Draco. - Rzeczywiście. Dobra to idę spać. Dobranoc Draco.
- Wiecie. Nie chcę wam przeszkadzać, ale ja dalej tu jestem. - dopiero po tych słowach chłopcy zauważyli nadal siedzącą w fotelu Pansy. Zarumienili się obaj, poczym wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Gdy już po raz trzeci tego dnia zmęczeni opadli na łóżko, Morfeusz przygarnął ich w swe objęcia. Lecz czy napewno kogoś jeszcze nie było przy Morfeuszu? Kogoś kto zaburzał spokojny sen?

Niewinny skazaniecWhere stories live. Discover now