i die for you

36 0 0
                                    


Siedzę juz kolejna godzinę na niewygodnej ławce i nie jestem w stanie odejść. Czytam kolejny raz to co jest napisane na marmurowej płycie. Dopiero siedząc tutaj zdaje sobie sprawę z tego ze naprawdę go juz ze mna nie ma, że  n a s  juz nie ma. Nie jestem w stanie płakać. Nie jestem w stanie zrobić nic. Mija kilka minut a słyszę chrząkniecie z mojej prawej strony.

Nie odwracam się.Zmieniam zdanie dopiero wtedy gdy słyszę głos tej osoby. Odwracam się i zamieram. 

-Cześć, kochaniutka.

Ethan.

Uśmiechnięty Ethan stoi po mojej prawej stronie i odpala papierosa siadając obok mnie. Patrze na niego i zdaje sobie sprawę z tego ze nie jestem w stanie nic powiedzieć. Obserwuje go jedynie. Zaciąga sie papierosem i po chwili słyszę jego głos pierwszy raz od roku;

-Lexi, nie przyglądaj mi sie tak.

-Jesteś szczęśliwy. -mówiąc to przyglądam mu sie nadal uwaznie. Przenosi swój wzrok na mnie.Wpatruje sie we mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami żeby po chwili wybuchnąć smiechem. Co?

- Tak, jestem szczęśliwy. Nawet bardzo -odpowiada beztrosko.

Marszczę brwi.

- Minął dopiero rok a ty..

- Jestem szczęśliwy Lexi, ale to nie znaczy ,ze zapomniałem. Kazdego cholernego dnia o nim pamiętam. Straciłem najlepszego przyjaciele. My go straciliśmy. Ja po prostu tylko ruszyłem do przodu. On? Zrobiłby to samo.

Siedze cicho. Nie wiem co powiedzieć. Ethan ktory byl mi tak bardzo bliski teraz jest dla mnie odległa historia. Dzieli nas przepaść. Nie ufam mu juz.

- Kazdy ruszył do przodu tylko nie Ty. To Ty sie od nas odcięłaś nie my od Ciebie. Pomogliśmy sobie nawzajem,Tobie tez byli byśmy w stanie. Nie musiałaś byc z tym sama a raczej nie musisz. - przygląda mi sie uważnie, a ja nie jestem w stanie na niego spojrzec. Zawiodłam ich wszystkich.Czuje napływające lży.

- Jak? Czy ktokolwiek z was byłby w stanie mi go zwrócić? Czy ktokolwiek z was byłby w stanie mi zwrócić chociaż jego część?

Mowiac to czulam jak łamie mi sie glos.

Cisza. Jedyne co nam towarzyszyło. Odpaliłam papierosa wpatrując sie przed siebie. Chciałam chociaz na chwile oderwac swoje mysli. Zapomnieć o całym tym bólu który mnie otacza. Chciałam się rozpłynąć. Zniknąć. Moj spokój zostaje przerwany.

- Nie, ale bylibyśmy w stanie Cie pozbierać. Lexi, spojrz na mnie, prosze.

Słysze jego błagalny ton i znowu delikatnie podnoszę zwrok ku górze. Jedno co dostrzegam w jego oczach to ból. Cholerny ból.

- Wiem ze to cie zabilo. Zabiło to kazdego z nas ale odchodząc od nas skrzywdziłaś sie sama najbardziej. Pozwoliłaś zeby to uczucie zabijało Cie kazdego dnia. Jego juz nie ma. Nie wroci. Musisz naucz zyc sie bez niego. On nigdy nie był dla Ciebie. Wy...między było coś wyjątkowego, ale kazdy z nas wiedział i wy na pewno też że w końcu sie rozpadniecie.

- Wiedziałam o tym, ale nie byłam w stanie kontrolować swoich uczuć. Przy nim.. nie miałam żadnych barier. Granice sie zatarły. Pozwoliliśmy temu żyć a potem? Upadliśmy.- robię chwilę przerwy żeby uspokoić swój drżenie swojego głosu - Musiałam odejsc. Nie moge przebywać tam wiedzac ze on nigdy sie nie zjawi. Nie jestem w stanie was przeprosic. Byliscie jego rodzina. Nie potrafie spojrzec wam w oczy.

- Za co przeprosic? Moor, co Ty mowisz?

- Zawiodłam go. Nie byłam w stanie mu pomoc. - skarbie, nie byłam w stanie nam pomoc -

I looked into your eyes and diedWhere stories live. Discover now