Upadły anioł

57 3 4
                                    

-Jak ci na imię?
-Stanisław... Moja pani.
-Dobrze, wykonasz każde moje zadanie bez zawahania?
-Tak, moja Pani...
-Napewno?
-Bez wahania, moja Pani...
Kobiecy chichot wypełnił pustkę. Stanisław z przerażenia wstrząsnął się. Wiedział ,że to jedyny sposób na przetrwanie. Albo będzie jej posłuszny ,albo spotka go kara. Nie chciał upaść jak Lucyfer i ci ,którzy byli po jego stronie. Ale też nie chciał kontynuować stwarzania chaosu , o który ,jego Pani, się domagała, wręcz przecząc w co ludzie tak uparcie wierzą.
-Proszę, weź to jako podarunek za mą wdzięczność. Twoje starania i posłuszeństwo nie pójdą na marnę.
Staś spojrzał na czarne jabłko, które pojawiło się przed nim i nie pewnie po nie sięgnął. Nie chciał sprzeciwić się Pani, która niby słodkim i nie rozkazującym tonem zaproponowała mu jabłko. Jednocześnie jednak czuł niepokój patrząc na czarny jak smoła owoc. Delikatnie chwycił symbol dobra i zła, przyglądając się niezwykłej barwie, która zdawała się mienić czerwienią. Cóż za nietypowe jabłko... Czarne mieniące się czerwienią... I to były jego ostatnie myśli zanim ciemność zaczęła go pochłaniać. Od ręki, w której trzymał owoc rozprzestrzeniło się na całe ciało w ciągu kilku sekund. Pustka zadrżała od śmiechu Pani i korupcji anioła. Niegdyś mieniący się bielą anioł, miał teraz kruczo czarne skrzydła, czarne włosy z miedzianymi pasemkami oraz ciemniejszą o kilka tonów karnacje, tak bardzo różniącą się od niegdyś wręcz białej skóry.
-Idź do Jeźdzów. Śmierć i Zaraza powiedzą ci co masz robić. Nie zawiedź mnie.
-Tak Pani.
Czarne skrzydła jak ostrza przecięły rzadkie powietrze pustki. Były anioł jak predator szybował przez warstwy kolejno pustki i nieba, aż wylądował na siwej materii znajdującej się między niebem a Ziemią. Gdy tylko jego stopa dotknęła materii, pojawił się przed nim trupio biały koń, na którym siedział mężczyzna okryty czarnym płaszczem. Śmierć.
-Hmm. - to jedyny dźwięk jaki wydobył się z jeźdźca
-Uh... Pani mnie tu przysłała i--
-Wiem. Jak ci na imię?
-Stanisław.
-Hmm. Nie odpowiednie imię jak dla anioła, który będzie nieść zniszczenie.
Stanisław nie odpowiedział. Nie wiedział jak. Miał mieszane uczucia... Czuł wolność jak nigdy wcześniej, ale także łańcuchy ciężkiej niewoli.
-Od dzisiaj zwiesz się Anubis. Zrozumiano?
-Tak.
-Możesz wołać na mnie Andrew. Zaraza zaraz się pojawi. Ma teraz zabawę na ziemi, jakiegoś wirusa rozprzestrzenia. Zbiera żniwo jak za dawnych lat!
-Słyszałem o tym, ale ty nie powinieneś tam być skoro umierają?
-Nie do końca. To dość... skomplikowane do wytłumaczenia. Po prostu tak jest i nie możemy wszyscy być razem jednym miejscu na Ziemi, chyba, że to będzie już Apokalipsa.
Anubis już miał zadać jakieś pytanie, gdy nagle pojawiła się kobieta z ognisto rudymi włosami, a za nią ognisty ogier.
-Wojna! Gdzie jest Głód?
-Nie wiem, a co ja jestem? Jego opiekunka? Oh a kto to?
-To jest Anubis, nasz pomocnik od dzisiaj.
Wojna spojrzała zainteresowana na Anubisa. Po chwili uśmiechnęła się. Uśmiech miał w sobie coś dziwnego, jakby coś sugerowała. Zamiast się odezwać ponownie, wskoczyła na swego konia, puściła oczko Śmierci po czym pognała w stronę Ziemi. Blada twarz Andrew'a zaczerwieniła się, a oczy szybko zwróciły w stronę czarno skrzydłego. Z ulgą stwierdził, że Anubis nie załapał o co chodziło Wojnie.
-Wojna ma imię Cora, ale póki ci nie pozwoli lepiej nie wołaj jej po imieniu. Głód zwie się Cole. Pewnie coś teraz żre, tak jak zwykle.
Anubis pokiwał głową w zrozumieniu. Nadal jednak nie dowiedział się jakie ma zadania.
-Ooo~ a co to za słodziak? Jakie z niego ciasteczko. Normalnie cukiereczek.
-Cole! On nie jest tu żebyś go podrywał!
Tymczasem w głowie anioła powtarzała się jedna myśl: on jest Głodem i nazywa mnie rzeczami do jedzenia? Nope, nope, nope, nope, trzymajcie go z daleka ode mnie. Z jego myśli wyrwało go pytanie Cola.
-A co? Jest tutaj abyś tu go podrywał? W sumie twój typ!
-Nie!
Momentalnie obok anioła pojawiła się nie zdrowo wyglądająca kobieta. Będąc wyższą od mężczyzny nachyliła się mu do ucha po czym szepnęła:
-Debile, co nie?
-Oni tak zawsze?
-Zazwyczaj. A teraz chodź, zanim przestaną to zdążę cię oprowadzić.
Anubis tylko pokiwał głową i ruszył za Zarazą.

One-shotyWhere stories live. Discover now