Przeszłość: Hope

51 4 5
                                    

Ośmioletnia dziewczynka siedziała ze znudzeniem na naradzie. Jej mama stwierdziła, że czas aby ta zaczęła się uczyć jak to być czarownicą. Ona nie chciała być jak one! Ona nawet jeszcze nie umie czarować. Po co jej być na naradzie skoro nie zaznajomiła się z magią? Przecież ta stara pani powiedziała jej, że nie ma w niej ani krztyny magii!
-Hope idziemy, wstawaj.
Ostry głos matki obudził ją z letargu. Wstała i ruszyła za matką. Spojrzała jednocześnie na rodzeństwo, które wyglądało na zestresowane i nerwowe. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale co?

Kilka dni później

Była 5 rano. O tej godzinie obudziła ją matka mówiąc, że zaczyna trening. Że musi zacząć posługiwać się magią, bo inaczej stanie się hańbą dla całego rodu. Jednocześnie ubrała ją w jakieś stare łachmany i zaprowadziła do niejakiej Baby Yagi. Jej dom znajdował się po środku ciemnego i strasznego lasu. Jednak zaraz po tym jak została sam na sam ze staruszką, ta uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Jak miło cię w końcu poznać! Wyrocznia przepowiedziała cie już dawno temu.
-Co..?
-Czeka cię potężna przyszłość Hope. Ona cię oczyści jak kryształ, ty zaś będziesz jej nadzieją. Wasze prawdziwe "ja" ukaże się dopiero jak się poznacie. Minie trochę czasu, ale nie martw się, gdy nadejdzie ten czas będziesz szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Jednak póki twoja matka zostawiła cie pod moją opieką, nauczę cię robić wszelgiego rodzaju mikstury. Brzmi fajnie, prawda?
Dziewczynka uśmiechnęła się. To co Yaga mówiła było ciekawe. Do tego nie zmuszała jej do nauki magii tak jak jej matka.

Trzy lata później

Jedenastolatka stała na stołku przy kotle, wrzucając po kolei składniki potrzebne do stworzenia mikstury, o którą poprosiła ją Yaga. Była coraz lepsza w robieniu mikstur! Nie potrzebowała nawet przepisu, żeby wiedzieć ile i jakie składniki potrzebuje.
-Hope! Masz 5 minut na skończenie tego wywaru! Jak skończysz przyjdź proszę do pokoju gościnnego.
-Okey!
Fioletowowłosa dodała do gotującej się już mikstury ostatni składnik, wymieszała i zaraz po tym jak eliksir zmienił kolor z zielonego na różowy, wygasiła ogień pod kociołkiem. Jedyny minus mieszkania z Yagą - brak elektryczności, kuchenek gazowych i bieżącej wody. Na samym początku jej przeszkadzało, ale po kilku miesiącach się przyzwyczaiła. Hope szybko zbiegła po schodach do pokoju dziennego, nie chcąc denerwować Yagi spóźnieniem. Zamarzła jednak na ostatnim schodku widząc niezadowoloną twarz matki.
-Nie byłaś jej w stanie niczego nauczyć?
-Mówiłam Ci już wtedy, ona nie ma w sobie magii. Nie mogę jej nauczyć czarować jeśli nie ma materiału, który  musi wykorzystać.
-To co robiłaś z nią przez te 3 lata?
-Uczyłam ją rzeczy, które bardziej jej się przydadzą teraz niż magia. Jest bardzo pojętna i szybko się uczy.
Twarz młodszej z dwóch kobiet się skrzywiła.
-Ale nie nauczyłaś jej magii.
-Bo to nie coś czego można nauczyć, powinnaś to wiedzieć.
Matka już miała coś powiedzieć, gdy do chatki wpadł 20 letni mężczyzna.
-Hejj siostrzyczko! Pakuj się wracasz do domu! I jak ja cie dawno nie widziałem. Wyrosłaś trochę. Ale nadal jesteś karzełkiem.
-Wcale nie! Jeszcze urosnę!
-No, no. Zobaczymy, ile urośniesz. Jeśli wogóle urośniesz.
Ostatnią część swojej wypowiedzi śliwkowo-włosy powiedział ściszonym głosem. Na jego nieszczęście, dziewczynka to usłyszała.
-Hej! Słyszałam to! Jak ja cie zaraz dorwę to zobaczysz, pożałujesz dnia swoich narodzin.
I zanim ktokolwiek zdążył zareagować chwyciła miotłę i zaczęła gonić starszego, jednocześnie próbując trzepnąć go ową miotłą. Tymczasem dwie kobiety zostały w niewielkim pokoju z atmosferą, którą można by było pokroić nożem.
-Nauczyłam ją co mogłam i co sama chciała. Twoje decyzje zostawią na niej piętno, więc myśl rozsądnie.
-Moje decyzje to moje decyzje, nie masz nic do tego. A teraz do widzenia.
Po wyjściu młodszej kobiety, do domku wpadła Hope i odkładając miotłę popędziła po swoje rzeczy. Po spakowaniu się w rekordowym czasie, ponownie zbiegła i pożegnała wiedźmę, która życzyła jej tylko szczęścia i zdrowia. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się wręcz po raz setny tego dnia, Yaga usiadła na swoim starym bujanym fotelu i spojrzała w stronę otwartego okna. Po chwili w tymże oknie pojawił się czarny kot z delikatnie posiwiałym futrem. Z gracją starego kocura zeskoczył z framugi i dotarł do miejsca między fotelem wiedźmy a stolikiem na kawę. Z równie zerową gracją zmienił się w mężczyznę o posiwiałych, lecz wciąż czarnych włosach. Starszy z wieku mężczyzna wykopyrtnął się w miejscu i po sekundzie siedział na podłodze z głową opartą o fotel.
-Czyli dziewczyna już nas opuszcza?
-Tak. To jej czas na powrót do rodziny.
-Ta jej matka zachowuje się , jakby ktoś wsadził jej patyka tam gdzie nie powinnien.
-Cóż poradzisz? I tak nic nie poradzimy, los tak chciał. Wyrocznia sama tak powiedziała. Jedyne co możemy to wierzyć, że Hope da radę do tego czasu.
-Musi dać radę, to zuch dziewczyna. Przecież nie byle kto jest w stanie wytrzymać moje nauki, kiedy daję presję czasu.
-To dla tego jesteś beznadziejnym nauczycielem.
-Oj i tak oboje wiemy, że to moja najlepsza umiejętność.
A przez okno czarny kruk swym okiem zagląda. Nasłuchując, kalkulując. Wyrocznia tylko wybranym przekazała tą przepowiednie. Kto wie co prawdą jest napisane a co bzdurą zasłyszaną i zapisaną w księdze. Ale skoro i sama, najpotężniejsza Baba Yaga dostała zaszczytu usłyszeć zakazaną innym wróżbę, to coś musiało to znaczyć. Tylko co? I tu pojawia się jego misja. Dowiedzieć się mimo wszystko.

Yup, to koniec przeszłości Hope. Mam nadzieję, że się podobało! Kruk może się pojawi w jakimś shocie kiedyś... Jeśli o nim nie zapomnę xd ale tak czy owak. Do napisania kochani!

PS. Jak pojawi się coś nowego i to będzie przed tym, to znaczy, że wattpad coś spitolił. Aktualnie pokazuję mi, że jest to 21 część jak powinna być 19... Tak tylko informuje.

One-shotyWhere stories live. Discover now