2/11

6.3K 583 324
                                    


Obudził się, kiedy na zewnątrz słońce stało w zenicie. Kręgosłup pękał mu u podstaw, a szyja bolała jak po całym dniu w dybach. Przekonał się jak to jest zaznać takiego luksusu podczas niechlubnej biesiady w Oxenfurcie, gdy to w samych pantalonach wspiął się na dzwonnicę i rzucał obraźliwymi, rymującymi się komentarzami w przechodniów. Nigdy później nie próbował podejrzanych trunków, nawet jeśli stawiał je przystojny młodzieniec.

W nozdrzach czuł zapach obcego ciała, a na skórze ciepło, silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Otworzył oczy, by stwierdzić, że nadal siedzi na podłodze, obok swojego łóżka, u jego nóg leży miednica z wodą, a on zapomniał zmieniać Geraltowi okład na czole. Dobudził się klepnięciem w oba policzki. Było mu tak strasznie duszno.

Podniósł się, mimo pękającego bólu kręgosłupa i klęcząc nad mężczyzną, spojrzał w spokojne oblicze. Jego policzki pokrywał delikatny, prawie niewidoczny rumieniec. Ktoś inny nie zwróciłby uwagi, lecz on poświęcił godziny na obserwowaniu tej twarzy. Znał na pamięć każdą bliznę i kształt, uwypuklenie oraz wgłębienie. Żółć oczu, która innych przyprawiała o dreszcze, jego fascynowała. Próbował porównać ich odcień do jakiejkolwiek istniejącej materii, ale były tak specyficzne i niespotykane, unikatowe. Tylko naprawdę drogocenny kamień, ukryty w najgłębszych, najlepiej strzeżonych komnatach królowych Nimf, mógł posiadać barwę porównywalnie piękną z tęczówkami Geralta.

Oblicze, które budziło strach, jemu zapadło w pamięć od pierwszego spotkania w karczmie. I zastanawiał się czy to tylko jego wymysł, czy Wiedźmin naprawdę zrobił wyrwę w jego sercu stalowym mieczem i umieścił tam wspomnienie o sobie. Bo ile to już czasu poświęcił, aby zapomnieć o Rzeźniku z Blaviken? Nie pomagały miłosne przygody, żarliwe modlitwy do nieznanych słuchaczy i próby wmówienia sobie kłamstw.

Nigdy wcześniej nie był człowiekiem, który żywi się kłamstwami. Był otwarty i szczery, czasami aż zbytnio. A ten jeden raz, kiedy powinien, nie potrafił przyznać się do własnych uczuć na głos, ani nawet w ciszy czy w myślach. Zaprzeczał, a kłamstwa zalegały w nim jak odpady, zaśmiecając i czyniąc prawdę jeszcze trudniejszą do odnalezienia.

Kiedy zapalił świece i zobaczył zakrwawionego, rannego Geralta na skraju życia i śmierci, prawda powróciła. To ona napędzała go do walki i poświęcenia. Choć i tak nigdy nie uda mu się odpłacić Wiedźminowi za wszystkie razy, gdy ratował jego tyłek, to i tak chciał próbować być jego wart.

Świadomość, że to nic nie da, nie miała znaczenia. W końcu nigdy nie będzie NIĄ.

Geralt wyglądał spokojnie, oddychał głęboko, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w równych odstępach.

- Dzień dobry Geralt, jak się spało? - Powiedział cicho, jakby bał się go obudzić. - Mam nadzieję, że śnisz o czymś przyjemnym. - Uśmiechnął się. - Pewnie jesteś w Kaer Mohren, Vesemir katuje Ciri jakąś grubą księgą, a Yennefer masuje ci plecy. Przyda ci się po spotkaniu z czymś, co cię tak urządziło. Mam nadzieję, że szybko się obudzisz i mi opowiesz. - Ułożył, leżące na poduszce białe kosmyki. - I nie będę musiał wyciągać od ciebie każdego słowa. Lubię, kiedy opowiadasz. Masz przyjemny głos.

Przygryzł dolną wargę, bo czuł jak drży.

- Ma ładnie brzmiące, głębokie wibrato. Ciekawe czy potrafiłbyś coś zaśpiewać. Myślisz, że uda mi się cię kiedyś przekonać? - Pochylił się nad kamiennym obliczem. - Tylko się obudź. Wszystko będzie dobrze, tylko wróć.

Nie przeszło mu przez gardło "do mnie". Nawet wiedząc, że Geralt nie jest tego świadomy. Nie był tym, do kogo powinien wrócić. W życiuWiedźmina znalazły miejsce ważniejsze osoby - przyszywana córka, nauczyciel, ukochana. Dla nich musiał walczyć, zarówno on, jak i Geralt.

Coś więcej| Geralt x JaskierWhere stories live. Discover now