ROZDZIAŁ 2

6 1 0
                                    


W domu też nie bardzo chciała się skarżyć. To ona pragnęła dziecka, był to wyłącznie jej pomysł. Harry , jej partner, zgodził się dlatego, że o to poprosiła. I naprawdę mocno tego pragnęła, nie spodziewała się tylko, że będzie to takie trudne.

Ashley uspokoiła się nieco. Położyła rękę na brzuchu i pogłaskała napiętą skórę. Ból, którego podświadomie się spodziewała, nie nadchodził. Najwyraźniej jakimś cudem wszystko było w porządku. Wtedy pojawiła się pierwsza  myśl - wydostać się stąd. Nie była pewna , czy powinna sama starać się wyjść z rozwalonego pojazdu, czy też czekać na pomoc. Była przerażona. Za nic nie chciała narazić dzieci, a jednak dwa kieliszki wina ciążyły na jej sumieniu niczym ołowiane sztaby zdolne utrzymać kilkutonowy statek w miejscu. Ona też nie mogła się poruszyć, podjąć żadnej decyzji. Wreszcie uznała, że druga opcja wydaje się rozsądniejsza, na wszelki wypadek lepiej się nie ruszać. Mogła przecież mieć jakieś wewnętrzne obrażenia, których nie zauważyła. Należało czekać na pomoc. Jednak prowadząca przez las droga nie była uczęszczana, być może do rana nikt się tutaj nie pojawi. I wtedy jej oszołomiony mózg przeszła druga myśl. Policja ! Co będzie, jeśli ktoś wezwie do wypadku policję?

Ciężarna kobieta prowadząca pod wpływem alkoholu wpadła na drzewo. Nikt jej nie zrozumie. To będzie skandal! Pewnie nawet miejscowa gazeta o tym napisze. Wszyscy się dowiedzą. Także w pracy i w biurze Harrego. Po czymś takim może nawet ją zwolnią.  To były pierwsze chaotyczne myśli, jakie zaczęły panicznie płynąć jej przez głowę . Odwróciła się z trudem i wyciągnęła telefon z torby leżącej na fotelu pasażera. Zdumiała się, jak wiele czasu zajęło jej trafieniem palcem w przycisk. Wydawało się, że wszystko w porządku , tymczasem ręce trzęsły jej się tak, że ledwo zdołała przyłożyć słuchawkę do ucha.

Długo trwało , zanim Harry odebrał.

- Co jest - zapytał, kaszląc wyraźnie zaspany.

- Potrzebuję pomocy. Miałam wypadek - głos drżał jej z niepokoju. Nie dała mu czasu, by przyjąć tę wiadomość, i szybko dodała: - Bardzo się boje.

- Ashley ! - krzyknął, natychmiast rozbudzony .

- Co się stało? Jesteś w szpitalu?

-Nie . Na leśnej drodze, na pustkowiu, w aucie. Uderzyłam w drzewo , nic mi chyba nie jest, ale potrzebuje pomocy - wyjaśniła, powoli wypowiadając słowa. Wiedziała , że będzie musiała się przyznać do wszystkiego , ale wstyd sprawił, że przeciągała to, jak tylko mogła

- Dlaczego nie wzięłaś taksówki, tylko jeździsz po nocy? - Najwyraźniej Harry nieco  uspokoił się na wiadomość, że nic jej się nie stało. Znowu można było rozpoznać permanente niedospanie. -Wiesz , że ciąża ci nie służy. Przyjadę do ciebie, ale wezwij pogotowie, może będą szybciej. Aha, i od razu policję. I tak trzeba będzie pewnie czekać, a protokół do ubezpieczenia się przyda.

Ashley szybciej zabiło serce na myśl o tym , jak Harry zareaguje na to co zrobiła.

- Jest gorzej, niż myślisz- wyszeptała. - Piłam. Tylko dwa kieliszki ,czerwone wino ponoć zdrowe dla krążenia- tłumaczyła się chaotycznie. - Do tego miałam sto dwadzieścia na liczniku. Zamkną mnie w ósmym miesiącu ciąży, urodzę w więzieniu.- Teraz , kiedy wypowiedziała te słowa na głos, obraz sytuacji naprawdę do niej dotrał i nie była w stanie powstrzymać emocji, które jak dotąd posłusznie trzymały się na boku i nie wchodziły jej w drogę. Zaczęła nagle rozpaczliwie płakać.

-Kurwa mać! A co z dziećmi? - zaklął Harry. Ashley wydawało się znamienne , że to pytanie padło dopiero teraz.

- Chyba dobrze, nie wiem. Nie mogę się ruszyć! - zawołała. Kiedy już raz pozwoliła sobie na płacz, trudno jej było przestać.

- Módl się, żeby było okej, bo cię oskarżą o narażenie życia dzieci i naprawdę będziesz mieć przejebane- odpowiedź Harrego, zamiast przynieść spodziewaną otuchę i uspokojenie, jeszcze bardziej ją zdenerwowała. Dobrze wiedziała, że zawaliła . Nie potrzebowała, żeby jej to wypominał, nie po to do niego zadzwoniła. Szukała wsparcia i rady.

- Trzeba szybko dzwonić na pogotowie, może im się coś stało?- powiedziała cicho coraz bardziej zaniepokojona. Wprawdzie wydawało jej się , że wszystko jej w porządku , ale nie mogła przecież mieć pewności. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Ashley zdążyła zmartwić się, że Harry się rozłączył, zanim ponownie usłyszała jego głos.

- Czekaj! - powiedział stanowczo- Nigdzie nie dzwoń. Ja zaraz do ciebie przyjadę. Zamienimy się miejscami. Wezmę to na siebie - mówił niewyraźnie, chyba się jednocześnie ubierał w pośpiechu.- Powiemy , że jakiś lis wyskoczy  na drog ę albo inna durna sarna. Ja mam szczęście jestem trzeźwy. Co ci do cholery strzeliło do głowy, żeby wsiadać po pijanemu za kółko?!

-Nie wiem -Ashley rozpłakała się jeszcze mocnej -To był jakiś impuls . Normalnie przecież nie robię takich rzeczy. Poza tym to tylko dwa kieliszki wina.

Harry przerwał jej, kazał natychmiast podać dokładną lokalizację, porwał kluczki do auta i zatrzasnął mieszkanie. nie było sensu teraz o tym gadać. Wiedział, że to pierwszy raz. Ashley miała wyjątkowego pecha. Tak bardzo wszystkiego pilnowała przez ostatnie miesiące . dieta, witaminy, odpowiednia ilość wody, snu, regularne badania. Może za mocna się starała i w końcu to napięcie stało się nie do wytrzymania? Wokół  ciąży toczyło się teraz całe ich życie. A do tego dochodził jeszcze niepokój o dzieci. Od przyszłego tygodnia Ashley miała iść do szpitala. Na wszelki wypadek , bo aktualne wyniki badań nie podobały się lekarzowi. Zrobiło mu się jej żal. Ale zaraz potem zazgrzytał zębami z wściekłości, po czym z rykiem silnika i glośnym wizgiem wyjechał z podziemnego parkingu. Też nie był święty. Lubił imprezy. Miał wielu znajomych. Współczuł Ashley , że od tylu miesięcy musi rezygnować z tylu przyjemności.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now