ROZDZIAŁ 10

2 0 0
                                    

Wiktor przygotowywał kolację. W sklepie nie dostał już krojonego chleba, tylko jeden cały, i teraz ciął wielkim nożem krzywe pajdy, po czym smarował margaryną roślinną. Nie lubił tego zapachu, wolał masło, ale nie było za drogie. Na kanapki nałożył tak zwany smaczek, czyli najtańszą wędlinę. Niewiele ona miała wspólnego ze smakiem, ale w tym domu nikt nie grymasił. Nie było bowiem nikogo , kto mógłby się tym przejąć. Kto nie zjadł swojej porcji, szedł spać głodny. Tata wciąż był w pracy. Dzisiaj miał zostać dłużej. Wziął jakieś dodatkowe zlecenia, żeby trochę dorobić. Przyszła jesień, a wraz z nią wiele szkolnych wydatków. Wiktor nie miał odwagi nic na ten temat powiedzieć. Ojciec i bez tego był bardzo nerwowy. Jedna wypłata nie starczała na wszystko. Wiktor dał rodzeństwu do ręki po kanapce. Biegały z jedzeniem po kuchni, okruchy sypały się na podłogę. Kiedy połknęły chleb, zapędził je do łóżek. Bez mycia, wieczornych czułości i innych rytuałów. To nie była bajka, lecz wyjątkowo twarde życie. Sam też położył się prawie tak, jak stał. Zdjął tylko spodnie, a podkoszulek zostawił ten sam. Był ogromnie zmęczony. Cały dzień spędził w szkole, a potem opiekując się rodzeństwem. Nie czuł nóg i niestety znów nie odrobił zadania z matematyki. Dopiero zaczął się nowy rok szkolny, a Wiktor już miał kłopoty. Powinien był oczywiście wstać teraz, wyciągnąć zeszyt z plecaka i pouczyć się trochę. Ale zabrakło mu sił. Oczy same mu się zamykały. Postanowił wstać rano jeszcze wcześniej. Może nawet zanim tata się obudzi. Nie był jednak pewien, czy uda mu się zrealizować to postanowienie. Był już doświadczony pod tym względem. Wiedział, jak ciężkie potrafią być powieki bladym świtem. Jakby je ktoś posmarował ołowiem. Marzył, by zdarzył się cud. Codziennie. On jednak nie następował.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now