Rozdział 3

5 1 0
                                    


Nie pić,  nie szaleć podczas górskich wędrówek, nosić ten wielki brzuch, rzygać, źle wyglądać, mieć opuchnięte stopy. Ale chciała tego i on zgodził się dla niej na wyzwanie zwane rodziną.  Lubił Ashley. Podobała mu się od pierwszego momentu, kiedy zobaczył na spływie kajakowym drobną szatynkę o niebieskich oczach. Dzielnie radziła sobie z falami, choć dopiero debiutowała w nowej roli. Szybko nawiązał z nią kontakt i już kilka tygodni później zostali parą. Chyba jej nie kochał, bo za bardzo nie wiedział, na czym takie uczucie miałoby polegać, ale lubił najbardziej że wszystkich kobiet jakie znał.  Do tego stopnia, że nawet chciał, by miała to swoje wymarzone dziecko. Wiedział, jak wielkie spustoszenie w kobiecej psychice może wywołać takie niespełnione pragnienie. Miał kilku przyjaciół starających się o potomstwo i nieraz obserwował, jakie to trudne, co miesiąc przeżywać wielkie rozczarowanie. 

 Im udało się bez problemu.  Aż za dobrze. Nie planowali od razu wychowywać bliźniaków,  ale cóż,  z prawami natury się nie dyskutuje. Przyjął także i to. Ale chyba nie był szczególnie przywiązany do swoich przyszłych dzieci, bo pędząc teraz autostradą, wcale o nich nie myślał. Tylko o Ashley i o tym,  jak bardzo chce ja uratować. Nawet jeśli ceną miałyby być własne kłopoty i nieprzyjemności. Ashley nie wiedziała, jak dlugo juz tak siedzi. Drogą nie przejechał ani jeden samochód. Teraz, kiedy Harry się rozłączył, cisza wokół znów przerażająco dźwięczała w uszach. W poświacie księżyca las z minuty na minutę stawał się coraz bardziej nieprzyjemny. Za chwilę nadejdzie świt i może nawet zrobi się pięknie, ale teraz mrok tylko podkreślał grozę sytuacji. Ashley ściskała w dłoniach telefon. Dręczyło ją przekonanie, że powinna natychmiast dzwonić na pogotowie. Nadal nie czuła brzucha, jakby stał się ciałem obcym. Nic jej nie bolało. Ale strach co rusz podpełzał pod gardło.  Przeczuwała,  że dzieje się coś niedobrego. Jednocześnie ogromnie się bała. Harry miał rację. Naraziła dzieci na niebezpieczeństwo. Prowadziła pod wpływem alkoholu. To nie była sprawa, z której można się wywinąć w łatwy sposób. Musiała jeszcze chwilę poczekać. Harry obiecał pomóc. Był jej najbliższą osobą. Wiedziała, że może na niego liczyć. Jeśli obiecał,  że przyjdzie,  zrobi to.  Pogłaskała brzuch i szybko cofnęła rękę wystraszona. Miała wrażenie, że dotyka zimnego kamienia. Nie mogła dłużej czekać. Włączyła telefon, wybrała numer pogotowia zdecydowana dzwonić bez względu na konsekwencje i wtedy zobaczyła w lusterku światła nadjeżdzajacego samochodu. Zrobiło jej się niedobrze że strachu. Kto to mógł być? Wybawiciel czy ktoś, kto ją potępi bez chwili wahania za to, co zrobiła? Może nawet pstryknie zdjęcie i wrzuci na Facebooka? Taka fotka to byłbym przebój. Zdjęcie z głupią babą,  która w tak koszmarnie nieodpowiedzialny sposób naraziła swoje nienarodzone dzieci.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now