ROZDZIAŁ 6

4 0 0
                                    

Jeśli ktoś oglądał straszne filmy o służbie zdrowia lub uczestniczył w dyskusjach o marnym zaangażowaniu zawodowym lekarzy, powinien był zobaczyć tę akcję przy szosie. Lekarz, który przyjechał na miejsce zdarzenia, był tak przejęty sytuacją, delikatny i pomocny , jak tylko to możliwe. Ashley została natychmiast zabrana do szpitala. Harrego zatrzymała na miejscu zdarzenia policja. Postanowiono mu zarzuty , ale pozwolono jechać do żony . Wszyscy mu współczuli.                                                                                                                                                                                - Fatalny wypadek! - mówili - Sarny rzeczywiście potrafią w tym miejscu wybiec niespodziewanie tuż przed maskę. Powinien pan  był jechać wolniej - dodawali surowo.                                                        Ale współczuli mu , bo przeżywał prawdziwy dramat. Życie jego dzieci było zagrożone.    Harry nie miał specjalnie czułego sumienia. Kłamał , kiedy tego potrzebował, kombinował i potrafił twardo grać w pracy.  Awansując, imał się różnych środków , nie zawsze etycznych. Teraz jednak było mu głupio. Funkcjonariusze policji nie rzucili się na niego z oskarżeniami, choć mieli ku temu podstawy, a zamiast tego starali się pomóc.  Podał swoje dane , zobowiązał się zgłosić na komisariat i pod pozorem , że spieszy się do szpitala, skorzystał z propozycji podwiezienia do miasta. Nikomu nie przyszło do głowy, by sprawdzić okoliczne zarośla w poszukiwaniu innego auta. Plan okazał się skuteczny. Policjanci myśleli tylko o tym, by jak najszybciej zawieźć tego mężczyznę do żony.

Tak naprawdę nie byli z Ashley po ślubie, ale to nie miało znaczenia.  Harry nie widział powodu , b się tłumaczyć ze swoich spraw.  Zły był na całą tę sytuację. Czuł , że nie zakończy się łatwo. Ich życie już nigdy nie wróci do poprzedniego rytmu. Stan dzieci nie jest dobry. Widział tę diagnozę wyraźnie wypisaną na twarzy lekarza. Ashley z pewnością będzie z tego powodu cierpieć.    Czekała go też sprawa w sądzie. Przekroczył  rzekomo prędkość i naraził  życie pasażerów , a pikanterii sprawie dodawał fakt , że chodziło tutaj o dwoje nienarodzonych dzieci.

Ósmy miesiąc. Są już duże - pomyślał. - Może jeszcze wszystko skończy się dobrze. Uratują je.  Ale nie mógł się długo łudzić. Wypadek był poważny. Auto uderzyło w drzewo z wielką siłą. Ashley musiała  nieźle pędzić. To niewiarygodne, ale sprawiała wrażenie, jakby nic jej się nie stało. Z ciążą było jednak inaczej. Krew na fotelu mówiła sama za siebie.

****

Ashley obudziła się nad ranem. Słońce wpadało przez duże okno do jaskrawobiałej sali. Dłuższą chwilę mrugała powiekami, jakby miało jej to pomóc w zrozumieniu sytuacji . Ale ten sposób nie podziałał. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu i zamarła. Ręka zbyt szybko przejechała po kołdrze. Zniknął charakterystyczny wielki balon, który od wielu tygodni nosiła pod sercem.             - Dzieci- wyszeptała przerażona, a na jej głos natychmiast zareagowała siedząca przy biurku pielęgniarka.                               - Dzień dobry- przywitała się, podchodząc do niej - Proszę się nie podnosić. Jest pani po operacji.                                                                                                                                     - Jak to? Co się stało? - zapytała a głowa opadła jej na poduszkę. Nie potrzebowała odpowiedzi. Wszystko sobie przypomniała w jednej chwili. Wypadek.  Niekończące się chwile okropnej ciszy, krew na dłoniach, podstęp Harrego , zbyt długie oczekiwanie na karetkę. Przerażenie podeszło jej pod gardło.                                                      - Co z nimi? Czy żyją? Są zdrowe? - zapytała ze strachem i złapała pielęgniarkę za rękę.                         - Zaraz zawołam lekarza - spłoszyła się dziewczyna. - Wszystko pani powie.

Słowa , które chyba miały ją uspokoić , nie przyniosły oczekiwanego skutku. Wręcz przeciwnie, w sercu Ashley rozszalała się teraz prawdziwa panika.                                           - Czy żyją? - spytała raz jeszcze. - Niech mnie pani nie trzyma w  niepewności.    Ale musiała poczekać , bo pielęgniarka tylko pokręciła głową i wyszła. Łzy wielkie jak żal , gęste niczym poczucie winy i gorzkie jak wnioski , które się wyciąga za późno , popłynęły wzdłuż jej skroni. Wiedziała , że gdyby cokolwiek było w porządku , powiedziano by jej o tym.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now