ROZDZIAŁ 12

4 0 0
                                    

Przez chwilę pomyślała, że właściciel będzie wściekły, bo nie posprzątała, jak należy,  ale to już było zmartwienie Harrego. To on podpisywał umowę. Stanęła pod blokiem i znów poczuła się dziwnie bez auta. Od dziesięciu lat nie siedziała w tramwaju. Dotarła jednak na dworzec, a stamtąd pociągiem do Chicago. Wewnętrzny GPS kierował ją w stronę babci. Wiedziała, że nie ma  po co zwlekać. Zanim podejmie jakąkolwiek decyzję i tak wyląduje na jej kanapie. Ciągnęło ją do niej ze wszystkich sił. Siedziała w pociągu i patrzyła w okno. Towarzystwo obok pachniało sukcesem. Biznesmeni, adwokaci, jakaś posarka z entuzjazmem opowiadająca o spotkaniu autorskim. Rodzina z dziećmi. Wszyscy dokądś zmierzali, ze swoimi planami, celem i sensem, tylko ona dryfowała niczym drewienko na rzece. Niósł ją prąd i popychały wiatry. Podejrzewała, że rozmowa z babcią nie będzie łatwa. Jakże mogło być inaczej po tak długiej rozłące. Ale wiedziały o sobie sporo. Babcia była nowoczesna. Zrobiła prawo jazdy i z zapałem używała swojego ukochanego leciwego cinquecento. Założył sobie konto na Facebooku i miała wnuczkę wśród znajomych. Z pewnością zauważyła na zdjęciach ciążowy brzuch, a także fakt, że od wiosny nie pojawił się żaden nowy post. Być może nawet pisała. Ashley nie zaglądała do sieci od dnia wypadku. Nie chciała niczego wiedzieć. I teraz też nie była jeszcze gotowa , by wrócić do wirtualnego świata. Jej spokój był kruchy niczym słaby lód na jeziorze. Mógł się załamać z najbardziej błahego powodu. Przymknęła powieki i sen litościwie oszczędził jej myślenia aż do stacji końcowej. Wysiadła i szybko skierowała się w stronę dworca autobusowego. Kupiła bilet, czując się, jakby znów była szczęśliwą studentką, która wraca do domu na święta. Wsiadła, sprawdziwszy dokładnie napis na szybie, żeby nie pomylić kierunków. W środku niemal od razu zamknęła oczy. Chciała, by ostatni etap podróży minął tak szybko jak poprzedni. Tym razem sen również nie zawiódł. Obudziła się gwałtownie i przetarła oczy. Stali na jakimś przystanku , nie miała pojęcia gdzie. Otaczał ją las i góry. Imponująco piękne w jesiennych barwach.     - Gdzie my jesteśmy? - zerwała się i podbiegła do kierowcy.                                  - Przedostatni przystanek. Jesionowo - odpowiedział, wyraźnie zadowolony z jakiegoś urozmaicenia w pracy.         - Rany boskie, a Illianos ? - zdenerwowała się Ashley.                    - Dawno już było. Zaspała pani? - zapytał kierowca ze współczuciem, a ona od razu się zdenerwowała. Co w niej było takiego, że ludzie okazywali jej tyle życzliwości. Popełniła tak wielki błąd, a każdy chciał jej pomagać. Dlaczego?       - Jak mogę wrócić? - zapytała nieco oschłym tonem.                - Po drugiej stronie jest przystanek w przeciwnym kierunku. - kierowca wskazał dłonią. - Wystarczy poczekać. Coś na pewno pojedzie.

Podziękowała i wyszła, po chwili autobus zniknął za zakrętem. Ashley rozejrzała się wokół. Pierwsze wrażenie było mylne. Nie znajdowała się w lesie, lecz na obrzeżach małej miejscowości. Niewielkie centrum znajdowało się kilkaset metrów od przystanku. Postanowiła przejść się tam, mimo ciężkiego bagażu, i napić kawy. Od tego spania w autobusie kręciło jej się w głowie i czuła okropną suchość w ustach.  Ciągnęła ciężką walizkę po nierównym , wyboistym terenie. Torba, która leżała na wierzchu, co rusz spadała, ale Ashley wcale się tym nie przejmowała. Czymże były te drobne niedogodności wobec prawdziwych  zmartwień? Jej trud nie został nagrodzony. Nie znalazła żadnej kawiarni z dobrym ekspresem i zapachem świeżo mielonych ziaren. Był tylko ośrodek zdrowia pomalowany na dawno wyblakły niebieski kolor, poczta i jakiś market. Weszła do środka. Postanowiła kupić chociaż butelkę wody, zanim ruszy w dalszą podróż. Niewygodnie jej było z ciężkimi tobołami przepychać się przez wąskie alejki. Sklep najwyraźniej pełnił liczne funkcje. Były w nim artykuły spożywcze, ale także ubrania, buty, zabawki , garnki, a nawet kwiaty doniczkowe i sadzonki jabłoni.  Ashley zobaczyła wygodny kąt, jakby idealnie zaprojektowany, by postawić tam walizkę. Ruszyła szybko, ale na ostatniej prostej została wyprzedzona przez jakiegoś mężczyznę z wózkiem i dwójką dzieci u boku. Spojrzała na niego z irytacją. Nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Miał na sobie brudne ubranie robocze, był nieogolony i ogólnie zmięty oraz nieświeży. Podobnie wyglądały jego dzieci. Jakby w ich domu nie widziano żelazka od niepamiętnych lat. Ashley zadrżała ze złości.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now