ROZDZIAŁ 11

2 0 0
                                    

Ashley przyjęła ciszę w mieszkaniu z ulgą. Wszystko ją teraz drażniło. Każdy ruch, dźwięk, światło. Nawet świadomość, że Harry wróci późnym wieczorem i zakłóci spokój. Cały dzień ją to denerwowało. Chciała, żeby powietrze wokół niej było nieruchome. Cisza niczym niezmącona i ciemność. Leżała w ciszy i ciemności swojej, jeszcze niedawno dzielonej z Harrym, sypialni. Sen jednak nie nadchodził, za to po raz pierwszy od wypadku poczuła głód. Wcześniej jadała byle co, w bardzo niewielkich ilościach. Tyle tylko, by powstrzymać mdłości.  Teraz nagle przypomniały jej się drożdżowe bułki babci. Jakby nadal była w ciąży i męczyły ją smaki. Pokusa była tak silna, że nie mogła jej opanować. Może dlatego, że to  nie był jedyny powód, dla którego tak bardzo pragnęła pojechać do babci. Chciała komuś powiedzieć, co się wtedy stało. Całą prawdę, którą skrywała przed światem. Wykrzyczeć, że to wszytko jej wina. Jak głupio zaryzykowała. Tylko babcia mogła to zrozumieć. Ale sprawa nie była taka prosta. Nie widziały się od dziesięciu lat. Ashley wyjechała do Londynu pokłócona z rodzicami. Z mamą zawsze źle jej się układało, ojciec był wiecznie nieobecny. Nie powinna  była jednak zrywać kontaktów z wszystkimi.  Zdawała sobie z tego sprawę. Nie miała też takiego zamiaru, chciała babcię odwiedzić, ale na początku w grę wchodziły wielkie emocje. Wiedziała, że babcia będzie ją namawiać do pogodzenia się z mamą. Nie mogła tego słuchać. Nie umiała tego wytłumaczyć, dlaczego czuje się tak bardzo zraniona. Uciekła jak najdalej. A potem niełatwo było odnowić kontakt.  Odsuwała to do siebie. W tygodniu  długo pracowała, wciąż były jakieś pilne projekty, wyzwania, opóźnienia. A weekendy mieli z Harrym mocno zajęte. W święta wyjeżdżali. Rok płynął za rokiem, nawet ie zauważyła, kiedy uzbierało się dziesięć lat. I teraz  było jej bardzo głupio. Ani razu nie zadzwoniła z okazji imienin czy Bożego Narodzenia. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pogrążonym w mroku pokoju. Zrobiła to tak uważnie po raz pierwszy. Mieszkała tutaj długo, ale żyła w zbyt wielkim pośpiechu , nakręcona niczym dziecięca zabawka, i niczego nie zauważała. Ani upływu czasu, ani tego, co się z nią dzieje. Wypadek wszystko zmienił. Niestety na gorsze. Po pospiesznym pakowaniu Harrego pozostał bałagan i ogólne wrażenie nieładu. Nigdy dotąd się to nie zdarzyło. Posiadali niewiele rzeczy, a każda miała własne miejsce. Przedpołudniami, kiedy oboje byli w pracy, przychodziła tutaj pani sprzątaczka, która ścierała kurze, czyściła łazienkę, rozładowywała zmywarkę i czasami myła okna. Mieli w związku z tym złudne poczucie wieczystego porządku, który pojawiał się bez żadnego wysiłku. Teraz, kiedy Ashley dopuściła do siebie jedno odczucie, wszystkie pozostałe, dotychczas skłębione gdzieś z tyłu jej głowy, także zaczęły się domagać uwagi. Myśl o tym, że trzeba rozwiązać z panią Katy umowę, była pierwszym konkretem, jaki się pojawił w głowie Ashley. Wysłała pospiesznie SMS-a. Nie wdawała się w szczegóły , zakończyła współpracę i podziękowała za dotychczasowe usługi. Nieład wokół drażnił  ją do tego stopnia, że wstała, odsunęła zasłony i zaczęła równo układała swoje rzeczy. Kochała piękno, porządek i czystość - a przynajmniej tak było kiedyś. Zajęła się tym przez chwilę, ale choć czynności były bardzo proste, wyczerpały ją, jakby dokonała Bóg wie jakiego osiągnięcia. Usiadła w fotelu i ciężko oddychała. Odejście Harrego przyjęła z ulgą. Jego obecność stała się dla niej nie do zniesienia. Tak, miał rację, wziął na siebie jej winę i uratował przed procesem, ale jednocześnie namówił, by nie dzwoniła na pogotowie. Zabrał to, co najważniejsze. To nie była tylko jego wina.  Sama ponosiła odpowiedzialność za zło, które się wydarzyło, ale miała do Harrego żal. Za każdym razem, kiedy się odzywał, przypominał jej się tamten telefon w nicy. I nie mogła go słuchać. Dobrze, że odszedł. Może lepiej mu się poukłada? Ona nie miała już nic do ofiarowania nikomu. Została jednak teraz sama i nie mogła dalej pogrążać się w smutku. Pierwszy raz od wypadku, a może nawet od lat, pomyślała o praktycznej stronie życia. To mieszkanie było drogie, a ona nie miała już pracy. Skończyło się jej chorobowe, a wobec faktu, że nie stawiła się w biurze, szef rozwiązał z nią umowę. Zrobił to łagodnie, za porozumieniem stron, wystawił jej nawet dobre referencje, na wypadek gdyby chciała wrócić do zawodu. Ale to napełniało ją jeszcze większym bólem. Wszyscy jej współczuli, bo straciła przecież dzieci. Chcieli pomagać, ale nie znali prawdy. A ta ciążyła Ashley niczym ołowiane buty, w których trzeba chodzić cały dzień. Pozornie uniknęła kary. Intryga się udała. Nikt się nie dowiedział, że siedziała za kierownicą. Nie  było w tej sprawie żadnego śledztwa. Harry wziął winę na siebie i nikt nie zakwestionował jego słów. Ale życie  jest sprawiedliwe. Ashley czuła ciężar winy. Nie została ukarana i wyrzuty sumienia szybko stały się nie do zniesienia.  Teraz rozumiała,  dlaczego czasem przestępcy sami zgłaszają się na posterunek. Chcą sprawiedliwości. Ale tej w tym przypadku nie dało się wymierzyć. Nawet gdyby Ashley oddała życie i tak nie mogła naprawić swojego błędu.  Wstała, podeszłą do okna i otworzyła je na oścież. Oddychała. Jakby na nowo. Czuła zapach powietrza, jego ciepło. Zobaczyła drzewa i czerwieniejące w jesiennym słońcu liście. Wcześniej nie zwracała uwagi na otoczenie. Nawet nie zauważyła , kiedy nadeszła jesień. Do tej pory zmiana pór roku kojarzyła jej się głównie z sortowaniem odzieży i zmianą kierunku weekendowych wycieczek. Przyroda i jej naturalny rytm były tym, co zostawiła za sobą dawno temu. Kiedyś lubiła domowy ogród, spacery z psem po lesie i zbieranie owoców w sadzie. Jej życie płynęło innym rytmem , zapomniała już, jakie to uczucie. Jak można żyć w takim pośpiechu? - zdumiała się faktem, że tak jej się podobało to, co robiła to tej pory. Czasem wydawało jej się nawet , że jest szczęśliwa. Ale to było takie zewnętrzne uczucie, płynące zawsze z jakiegoś bodźca. Nie z serca. Żeby się uśmiechnąć, musieli oboje z Harrym coś sobie zorganizować. Najczęściej  za duże pieniądze. Fajną wycieczkę, wypad do wyjątkowej restauracji, wyprawę rowerową, wyjazd w góry do drogiego hotelu. To otoczenie decydowało o ich poziomie zadowolenia . Sami z siebie go nie mieli. Dlatego potrzebowali tak dużo kasy, by przeżyć miesiąc. Wciąż się musieli doładowywać nowymi używkami. Ciuchy, kawa na mieście, markowe buty, nowe telefony . To kosztuje. 

Ashley była w lepszej sytuacji niż Harry . Zarabiała nieco mniej i może dlatego nie wydawała aż tak lekką ręką. Miała oszczędności. W tym mieszkaniu i przy zachowaniu dotychczasowego stylu życia nie móc przetrwać ciężki czas. Tylko czy ten ciężki czas miał się kiedykolwiek skończyć?

W jaki sposób?

Wiedziała, że nie jest w stanie zapomnieć tego,co się stało. Żadna siła jej w tym nie pomoże.  Coś w niej jednak drzemało. Jakaś wola życia, która mimo okrutnych okoliczności nie pozwoliła, jej poddać się na dobre. Ashley umyła się i ubrała. Zadzwoniła do właściciela mieszkania i poprosiła o rozwiązanie umowy najmu. Jeszcze nie wiedziała, gdzie się w związku z tym pojedzie. Tak daleko jeszcze nie zaszła. Wzięła klucze do ręki, odruchowo złapała torbę zakupową i poszła do pobliskich delikatesów. Zatęskniła za swoim rozbitym samochodem. Co za głupota - pomyślała. - W takiej sytuacji myśleć o aucie. - Ale było łatwiej. O dzieciach nie miała siły. Ból rozwaliłby ją na kawałki. Nie była wzorcową przyszła matką. Ciąża ją męczyła, liczba dolegliwości zaskoczyła, ale teraz wiedziała, że po porodzie umiałaby się odnaleźć w nowej roli. Miłość do maluszków przyszła nagle, mocna i silna. Zaskoczyła ją swoją intensywnością. Niestety teraz niosła tylko cierpienie. Ashley kupiła bułki, kawę i słoik masła czekoladowego. Nie musiała już dbać o linię, nikomu się podobać, niczego udowadniać. Wróciła do mieszkania, zjadła, po czym spakowała swoje rzeczy. Miała ich jeszcze mniej niż Harry. Wszystko, co potrzebne, wzięła ze sobą. Nie chciała niczego zostawiać. Resztę rzeczy wystawiła przed blok, żeby sobie ktoś zabrał. Najchętniej założyłaby wór pokutny i posypała głowę popiołem. Czasem takie rytuały pomagają. Ale czuła,że nie zasługuje nawet i na to. Wzięła swoje walizki, wrzuciła klucz do mieszkania do skrzynki na listy i zatrzasnęła za sobą drzwi.

SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now