ROZDZIAŁ 7

3 0 0
                                    

-Dzień dobry.- Do sali wszedł starszy lekarz i młoda  dziewczyna, która przedstawiła się jako psycholog . Ashley już wiedziała, że stało się najgorsze. Długo płakała, kiedy przekazano jej wieści. Musiano jej podać środki na uspokojenie, po których natychmiast zasnęła. Odpłyneła na kilka godzin. Jednak to wytchnienie szybko się skończyło. Kiedy po raz kolejny podniosła powieki, prawda uderzyła ją z całą siłą. Bez żadnych wątpliwości. Pamiętała z zimną precyzją każdy szczegół. Każdy łyk wypitego wina, wszystko, co sobie wtedy myślała, własną głupia pewność siebie, że ten jeden raz niczego nie zmieni. Alkohol szybko uderzył jej do głowy i potem tylko ponosiła straszne konsekwencje tego pierwszego błędu.  Nie przyznała się koleżanką,  że wraca własnym autem. Uznała,  że bez problemu przejedzie ten kawałek leśną drogą,  a potem przez opustoszałe o tej porze miasto. Była dobrym kierowcą, taka trasa nie stanowiła dla niej żadnego wyzwania.  Nawet po kieliszku,  a przynajmniej tak jej się w niezmierzone głupocie wydawało. Pycha zawsze kroczy przed upadkiem.


Ułamek sekundy  zzmienił wszystko.  Jej dzieci nie przeżyły wypadku. Dziewczynka i chłopczyk. Wprawdzie lekarz coś mówił,  że zderzenie nie było głównym źródłem problemu,  bo pojawiły się dodatkowe komplikacje,  ale nawet go nie słuchała.  Poczucie winy pozbawiło ją tchu. 

Odwróciła się na bok, mimo że blizna po cesarce mocno bolała. To jej nie przeszkadzało,  wręcz przeciwnie,  uznała,  że im więcej cierpienia,  tym lepiej.  Chciało jej się wyć. Ból był nie do zniesienia.  

Ale pilnowano jej. Taka tragedia nie wydarzyła się na oddziale co drugi.  Ashley znajdowała się pod czujną opieką dyżurnej pielęgniarka. Pani psycholog też czatowała przy jej łóżku. Otaczało ją tutaj powszechne współczuciei troska. Wszyscy wiedzieli,  że straciła dzieci w wypadku.  Wprawdzie podczas badań wykryto w jej krwi alkohol, ale nikt nie wiedział,  że to ona prowadziła.  - Jak się pani czuje?- Pod wieczór miła pani doktor podeszła do niej i uśmiechnęła się bardzo łagodnie. Ciekawe,  jak by zareagowała,  gdyby wiedziała,  co się rzeczywiście wydarzyło kilkanaście godzin temu na leśnej drodze.  - Okropnie- powiedziała Ashley zgodnie z prawdą. -Dlaczego nie udało ich się uratować? - zapytała z żalem.  - To był ósmy miesiąc,  powinny być już na tyle duże,  by przeżyć. Słyszałam o wcześniakach, które rodziły się kilka tygodni przed przewidywanym terminem i wyrastały na silne i zdrowe.  -Bardzo pani współczuję- oodpała lekarka i wzięła ją za rękę.  -Wiem , jaki to ból. Dzieci były silne, ale pojawiły się komplikacje.  To nie była tylko wina wypadku,  choć z pewnością operacja stała się z tego powodu trudniejsza. W tym momencie Ashley zemdlała.  Zobaczyła kilka zielonych plam przed oczami,  potem w ustach poczuła mdlące gorąco i odpłynęła.  Za nic w świecie nie chciała oprzytomnieć.  Tęsknota za dziećmi rozrywała jej serce.


SZCZĘŚCIE JEST ZA HORYZONTEMWhere stories live. Discover now